Jestem wielbicielem Fistaszków od lat i od dawna wiedziałem, że w ojczyźnie Charliego Browna zaczęły wychodzić kolejne tomy z zebranymi wszystkimi odcinkami tego genialnego komiksu. Jednakże nawet w najśmielszych marzeniach nie przyszło mi do głowy, że te tomy mogłyby zacząć wychodzić w Polsce. Kiedy więc na początku grudnia dowiedziałem się, że Nasza Księgarnia wydała właśnie pierwszy tom „Fistaszków zebranych”, przecierałem oczy ze zdumienia i szczypałem się po ramieniu. Trochę to trwało zanim udało mi się zdobyć egzemplarz, ale oto dziś, 15 grudnia 2008 r. (data do zapamiętania!), trzymam w ręku gruby tom Fistaszków po polsku, pięknie i solidnie wydany.
Kreska Schulza jest jeszcze zupełnie inna niż w paskach późniejszych, do których jesteśmy przyzwyczajeni, ale już od pierwszego odcinka widać ten gorzki, a zarazem ciepły ton tak charakterystyczny dla tej bandy łobuzów. Wielkim rarytasem tego wydania są też dodatki czyli arcyciekawy esej o Fistaszkach i ich autorze oraz wywiad z samym Schulzem. Chcąc spopularyzować nieco tę rysunkową serię, postanowiłem zamieszczać tu w odcinkach wspomniany esej („popularyzacja” to chyba zbyt śmiałe słowo, jak na początkujący blog o niezbyt wysokiej liczbie odwiedzających). Wiem, że narażam się Szanownemu Wydawnictwu, które od dawna lubię, a od dzisiaj czczę z dozgonną wdzięcznością, mając jednocześnie nadzieję na kolejne tomy serii. Wierzę jednak, że mi to wybaczą, zważywszy na niską szkodliwość społeczną czynu.
Nie pozostaje mi nic więcej, jak zachęcić do lektury! Zapewniam, że warto – nawet jeśli wydaje Ci się, że jesteś zbyt dorosły i poważny na takie bzdury. A może właśnie tym bardziej…
ŻYCIE I CZASY
CHARLESA M. SCHULZA (odc. 1)
DAVID MICHAELIS
Drugiego października 1950 roku, u szczytu powojennego triumfu Ameryki, czyli w czasach, gdy w Stanach Zjednoczonych wręcz nie wypadało być nieszczęśliwym, dwudziestosiedmioletni rysownik z Minnesoty - Charles M. Schulz - wprowadził na łamy magazynów rozrywkowych grupkę dzieci, które otwarcie mówiły prawdę o życiu. W jednym z pierwszych odcinków komiksu chłopiec o okrągłej twarzy, Charlie Brown, zwierzał się Lucy, dziewczynce o władczym spojrzeniu: "Jestem w głębokiej depresji. Co mam zrobić?". "Weź się w garść" - poradziła mu Lucy. CHARLESA M. SCHULZA (odc. 1)
DAVID MICHAELIS
Szczere wyznanie Charliego Browna było czymś zupełnie nowym w ówczesnym komiksie prasowym, zdominowanym przez historie przygodowe, melodramaty i slapstickową farsę. Tymczasem Schulz, chcąc oddać prawdziwy obraz swoich czasów, odważył się ujawnić własne obsesje: ustawiczne poczucie alienacji, braku bezpieczeństwa i niższości. Zakazane wówczas tematy, takie jak wiara i nietolerancja, depresja oraz rozpacz, oddawał precyzyjną i oszczędną kreską, wzbogaconą specyficznym, subtelnym poczuciem humoru.
Postacie z jego komiksów były skłonne do refleksji na każdy temat. Wypowiadały się prosto, dobitnie i mądrze o literaturze, sztuce, muzyce klasycznej, teologii, medycynie, psychiatrii, sporcie czy prawie. Mówiły o Ameryce tak, jak robił to Twainowski Huckleberry Finn: my, Amerykanie, wierzymy w przyjaźń, we wspólnotę oraz w sprawiedliwość, ale równocześnie czujemy się samotni i wyobcowani. Osamotnienie i wyobcowanie były znakami szczególnymi i Schulza, i jego bohaterów.
Schulz, pilny czytelnik amerykańskich komiksów, znał uniwersalną siłę żonglowania kilkoma prostymi motywami. Wypowiadał się wyraziście. Dostrzegał mnogość drobnych rzeczy, do których można sprowadzić wielkie problemy. Potrafił wydestylować samą esencję emocji. Kilkoma pociągnięciami piórka, kółkiem, kreską, pętelką i dwiema czarnymi kropkami - umiał przekazać wszystkim ludziom na świecie, co czuł jego bohater. Był mistrzem portretowania emocji. Tworząc postaci, przyjął prostą zasadę: przypisał każdej jedną lub dwie charakterystyczne cechy oraz troski, często bardzo komiczne, i wykorzystywał je, ilekroć dana postać się pojawiała.
Charlie Brown był nowym typem bohatera w komiksie prasowym: prawdziwą osobą z prawdziwą psychiką i prawdziwymi problemami. Czytelnik łatwo się z nim identyfikował, znał i podzielał jego lęki, rozumiał poczucie niższości i alienacji. Kiedy Charlie Brown po raz pierwszy wyznał: "Nie czuję się tak, jak powinienem", mówił w imieniu całej Ameryki epoki Eisenhowera, a szczególnie w imieniu pokolenia poważnych, przedwcześnie cynicznych studentów, którzy - jak wspominał pisarz Frank Conroy - "zamieszkiwali mroczną dzielnicę kultury". Byli oni ostatnią generacją, która - podobnie jak Schulz - dorastała bez telewizji. Odczytywali więc słowa Charliego Browna jako sentencje egzystencjalne, komiksowe wersje buddyjskich koanów o kondycji ludzkiej.
Po raz pierwszy w historyjkach obrazkowych bohaterowie mówili - jak zauważył pisarz i specjalista od semiotyki Umberto Eco - posługując się "dwoma różnymi kodami". Postaci Fistaszków używały języka potocznego, ale dyskutowały o sprawach tak fundamentalnych jak sens życia. Pobudzało je do mówienia i działania poczucie, że rzeczywistość jest nie taka, jaka być powinna. Jednym z pierwszych tematów charakterystycznych dla Schulza było dziecięce okrucieństwo. Na początku nawet sam Charlie Brown zgrywał twardziela: w komiksie z 1951 roku po tym jak bezczelnie obraził Patty ("Wcale nie jesteś pociągająca!") daje drapaka, rozkoszując się efektami swojej psoty: "No to się pośmiałem!". Schulz nie ograniczał się jednak tylko do przedstawienia maluchów znęcających się nad sobą nawzajem, ale genialnie posługiwał się motywem dziecięcego szczęścia - ciepłego, miękkiego, szczenięcego szczęścia - jako przeciwwagi dla niedobrej rzeczywistości.
Fistaszki opisywały prawdziwe uczucia bólu czy straty, ale pomimo to - jak zauważył rysownik Art Spiegelman - "nie traciły atmosfery ciepła i przytulności". Wpisując dorosłe kwestie w świat dzieci, Schulz przypomina, że choć rany zadane w dzieciństwie nie goją się łatwo, to jako dorośli posiadamy moc leczenia się humorem. Skoro potrafimy śmiać się z codziennych zmagań zabawnych malców i w ich zmartwieniach rozpoznawać siebie takich, jacy się staliśmy, możemy się uwolnić od trosk. Ta alchemia to kwintesencja dzieła Schulza, mieszanka tego, co się wydarzyło i tego, co miało się wydarzyć w jego życiu, a także wyróżnik jego komiksu, źródło uniwersalnej siły, bez której Fistaszki przeszłyby bez echa.
Dziś, kiedy podobizny Snoopy'ego i Charliego Browna zamiast w weekendowych wydaniach gazet pojawiają się na balonach w czasie turniejów golfowych, trudno sobie wyobrazić, że niegdyś prace Schulza zapowiadały kulturalne trzęsienie ziemi. Carry Trudeau, autor serii Doonesbury, którego twórczość kształtowała się pod wpływem Schulza, uważał Fistaszki za "pierwszy komiks beatnikowski". Zadziorne, nieprzewidywalne i nowatorskie wówczas rysunki "przesiąknięte były alienacją charakterystyczną dla lat pięćdziesiątych", wspominał Trudeau. "Wszystko w nich było inne".
c. d. n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz