piątek, 13 sierpnia 2010

Ech, ta Polska...


Kilka dni temu obejrzałem jeden z telewizyjnych serwisów informacyjnych, który zdominowany był przez dwa wydarzenia: żenującą awanturę wokół krzyża przed pałacem prezydenckim oraz ostatnie powodzie. Dzięki zestawieniu tych dwóch spraw przyszła refleksja: o ile lepiej by było, gdyby te tłumy tzw. "obrońców krzyża" koczujących przez wiele dni w Warszawie (wśród nich wielu silnych mężczyzn) poświęciło ten czas pomagając powodzianom. To tam jest prawdziwy krzyż.

***

Od kilku dni jestem już w Londynie. Za mną wizyta w Victoria & Albert Museum, a przede mną jeszcze wiele planów i zamierzeń (wśród nich chęć odwiedzenia Oxfordu, Rodmell i Stonehedge). Podróż do Anglii niestety nie obyła się bez przykrych niespodzianek. Długotrwałe i niespodziewane korki na drodze z Krakowa do lotniska w Pyrzowicach pod Katowicami sprawiły, że spóźniłem się 10 minut na odprawę bagażu. Były to niestety najdroższe 10 minut w moim życiu (300 zł dodatkowej opłaty + dwie butelki znakomitego francuskiego wina wyrzuconego z torby). Ale przynajmniej zdążyłem na samolot. A polskim drogom ufam jeszcze mniej niż dotychczas.