niedziela, 26 kwietnia 2009

Mnich i ryba (2)



(kliknij, aby powiększyć)
c. d. n.

czwartek, 23 kwietnia 2009

Filmowa wyliczanka


Obchodzony dziś Światowy Dzień Książki świętuję zakupami w księgarniach i lekturą, a na blogu będzie filmowo.


Od paru tygodni na naszym rynku prasowym obecny jest nowy magazyn filmowy o swojskiej nazwie MOVIE. Jest w nim taka rubryka, jak Film mojego życia, w której na ankietę o filmowe fascynacje odpowiadają nasi krajowi celebryci (uwielbiam to słowo!). Nawet mi się ona spodobała i postanowiłem sam ją wypełnić. Niezły ze mnie celebryta, co?

1. FILM MOJEGO DZIECIŃSTWA
Zdecydowanie Niekończąca się opowieść (reż. W. Petersen). To po tym filmie zakochałem się w kinie na całe życie. Siedząc jako dziecko w ciemnej sali kinowej byłem jak zaczarowany. Śmiech i łzy, wzruszenie i radość - słowem wielkie emocje. Całkowicie zidentyfikowałem się z filmowym Bastianem - co nie było trudne, zważywszy na to, że był on niemal moim odbiciem. Za to nieustraszony Atreyu był ucieleśnieniem moich marzeń i tęsknot - tak, jak i zresztą kraina Fantazji. Cudowne przeżycie, które naznaczyło w jakiś sposób całe moje życie.

2. PIERWSZY DOROSŁY FILM
Zawsze byłem nadzwyczaj wysoki, jak na swój wiek i chętnie z tego korzystałem wślizgując się na filmy wyświetlane z wyższą kategorią wiekową (były to czasy, gdy jeszcze ktoś się tym przejmował i tego pilnował). Pierwszy mój seans "od 12 lat" to Superman 3. Nie zapomnę też nigdy przerażających Crittersów. Były to jednak bajki dla dużych dzieci. Pierwszym naprawdę dorosłym i poważnym filmem, jaki widziałem w kinie był Fortepian Jane Campion. Oglądałem go w siódmej lub ósmej klasie szkoły podstawowej i przyznam się, że mną wstrząsnął. Wtedy też doświadczyłem tego, że kino może być sztuką. Do dziś jest to jeden z moich ulubionych filmów.

3. FILMY NA DOŁA
Nie przepadam za komediami. Ale żeby było śmieszniej wyliczę tu najwięcej tytułów. :-D
Z filmów poprawiających mi nastrój wymieniłbym chociażby Orzeł kontra rekin (reż. T. Cohen), Happy-Go-Lucky czyli co nas uszczęśliwia (reż. M. Leigh), Jabłka Adama (reż. A. T. Jensen), Wilbur chce się zabić (reż. L. Scherfig), Ze śmiercią jej do twarzy (reż. R. Zemeckis), Borat (reż. L. Charles), Syreny (reż. R. Benjamin), Człowiek bez przeszłości (reż. A. Kaurismaki), produkcje Tima Burtona oraz braci Coen.
Najbardziej jednak poprawiają mi humor seriale. Przede wszystkim brytyjskie produkcje: Wallace i Gromit, Mała Brytania, Co ludzie powiedzą?, Spaced, 'Allo, 'Allo, Pan wzywał, Milordzie?, Biuro, Liga Dżentelmenów, Zwierzo-zwierzenia, Baranek Shaun, a nade wszystko Monty Python (pod każdą postacią). Poza tym amerykańskie serie (zwłaszcza animowane): Simpsonowie, Dilbert, Krowa i kurczak, Najeźdźca ZIM, a także Przystanek Alaska i Flight of the Conchords. I oczywiście jedyne i niepowtarzalne Muminki, Fraglesy, a także Mój sąsiad Totoro zawsze rewelacyjnego Mizayakiego! Te tytuły zawsze gwarantują poprawę nastroju.

4. FILMY, NA KTÓRYM PŁACZĘ
Oj, dosyć często ryczę na filmach. Płakałem już jako dziecko na wspomnianej już Niekończącej się opowieści, a także na Mojej dziewczynie (reż. H. Zieff). A potem nieważne, czy był to dramat psychologiczny (np. Godziny, Dworzec nadziei, Wyśnione życie aniołów, Dowcip), czy film fantasy (Władca Pierścieni), kreskówka (Grobowiec świetlików), czy film kostiumowy (Okruchy dnia, Wiek niewinności), horror (Dracula Coppoli), czy melodramat (Co się wydarzyło w Madison County?) albo nostalgiczny film wspomnieniowy (Cinema Paradiso). Bez zahamowań buczę jak bóbr albo sentymentalna małolata. I dobrze mi z tym. ;)


5. FILM NA KTÓRYM SIĘ BOJĘ
Nie oglądam strasznych filmów. Najbardziej przerażającym filmowym doświadczeniem dzieciństwa były dwa filmy: Rój oraz Dziecko Rosemary Polańskiego. Na samą myśl o nich przechodzą mi ciarki po plecach. Już w dorosłym życiu przeraziły mnie genialne filmy Hanekego: Funny Games oraz Ukryte.

6. IDEALNY FILM DO OGLĄDANIA Z PARTNERKĄ
Hmmm... Myślę, że wybrałbym Godziny (reż. S. Daldry). Jeden z najbardziej kobiecych filmów, jakie widziałem. Także Karmel (reż. N. Labaki) - oba znakomicie docierają w zakątki kobiecej duszy.

7. IDEALNY FILM DO OGLĄDANIA W MĘSKIM GRONIE
Nie przepadam za tzw. "męskimi" filmami. Dlatego w tej kategorii wybrałbym Cienką czerwoną linię T. Mallicka. Film absolutnie genialny! Jest to film filozoficzny, ale w przebraniu filmu wojennego. I zawiera w sobie solidny bagaż treści, który przyda się każdemu facetowi.

8. NAJLEPSZY FILM JAKI WIDZIAŁEM
Uff... To dopiero kategoria niemożliwa! Niech będą Godziny. Prawdziwy majstersztyk. Mogę go oglądać w kółko.

9. NAJGORSZY FILM JAKI WIDZIAŁEM
Unikam złych filmów, ale czasem zdarzy mi się przez nieuwagę lub z przymusu coś takiego zobaczyć. Np. Dzień niepodległości, Kongo, Ryzykanci.

10. FILM, KTÓRY MÓGŁBYM OGLĄDAĆ W KÓŁKO
Patrz punkt 8. A także Władca Pierścieni Petera Jacksona. Te filmy chyba nigdy mi się nie znudzą.

11. ROLA, KTÓRĄ CHCIAŁBYM ZAGRAĆ
Ojej, nie mam takich pragnień. Ja w ogóle nie nadaję się do grania. Chciałbym, żeby to była jakaś totalnie zwariowana produkcja Tima Burtona, Davida Lyncha, Spike'a Jonze'a, Charliego Kaufmana lub Todda Solondza. Coś magicznego, z rozmachem i poczuciem humoru. Mógłaby to być jakaś rola w przebraniu. Najważniejsze, żebym miał niezły ubaw z tego grania. Oj, i jeszcze marzeniem byłoby towarzystwo Wielkich (Meryl Streep, Emma Thompson, Johnny Depp, Anthony Hopkins itp.).

12. ROLA, KTÓRĄ CHCIAŁBYM ZAGRAĆ W FILMIE ANIMOWANYM
Jeden ze zwierzaków w Zwierzo-zwierzeniach.

Niezła wyliczanka! Na pociechę niech wystarczy stwierdzenie, że i tak się ograniczałem i nie wymieniłem wszystkich dla mnie ważnych filmów i twórców. Tak, czy siak wybaczcie - postaram się już więcej tego nie robić.

sobota, 18 kwietnia 2009

Mnich i ryba


Bardzo lubię oglądać krótkometrażowe filmy animowane i często szperam w sieci poszukując ciekawych tytułów (kto wie, może kiedyś podzielę się niektórymi znaleziskami tu na blogu?). Jakiś czas temu jeden z tych filmików Mnich i ryba autorstwa Michaela Dudok de Wit zainspirował mnie do narysowania małego cyklu historyjek obrazkowych. Natrafiłem na niego porządkując swoje papiery podczas przedświątecznych porządków i stwierdziłem, że te małe komiksy są dosyć urocze. Dlatego zdecydowałem się zamieszczać je na tej stronie - może komuś się spodobają?

Rysunki te powstały spontanicznie i bardzo szybko, dosłownie "na kolanie" - i widać to w tej niezdarnej kresce. Postanowiłem jednak ich nie przerysowywać, ani nie poprawiać. Taka niedbała forma ma też swój urok i przypomina, aby nie traktować ich zbyt poważnie. ;)

Zapraszam więc na film:



oraz do obejrzenia pierwszego obrazka (oczywiście obrazek można powiększyć klikając na niego) :

c. d. n.

sobota, 11 kwietnia 2009

Zamiast kartki wielkanocnej


JOHN DONNE

Sonet X

Śmierci, próżno się pysznisz; cóż, że wszędy słynie
Potęga twa i groza; licha w tobie siła,
Skoro ci, których - myślisz - jużeś powaliła,

Nie umrą, biedna Śmierci; mnie też to ominie.


Już sen, który jest twoim obrazem jedynie,
Jakże miły: tym bardziej więc musisz być miła,
Aby ciała spoczynek, ulgą duszy była
Przynętą, która łudzi, wabi w twe pustynie.

Losu, przypadku, królów, desperatów sługo,
Posłuszna jesteś wojnie, truciźnie, chorobie;

Łatwiej w maku czy w czarach sen znaleźć niż w tobie


I w twych ciosach; więc czemu puszysz się aż tak długo?
Ze snu krótkiego zbudzi się dusza człowieka

W wieczność, gdzie Śmierci nie ma; Śmierci, śmierć cię czeka.


(tłum. Stanisław Barańczak)

Piero Della Francesca, Zmartwychwstanie, 1463-65 r.
Malowidło naścienne, fresk, tempera, 225 x 200 cm
Pinacoteca Comunale, Sansepolcro, Włochy


I jeszcze oryginał oraz inne tłumaczenie:

JOHN DONNE
Sonnet X

Death, be not proud, though some have called thee
Mighty and dreadful, for, though art not soe,

For, those, whom you think'st, thou dost overthrow,

Die not, poor death, nor yet canst thou kill me.

From rest and sleepe, which but thy pictures bee,

Much pleasure, then from thee, much more must flow,

And soonest our best men with thee doe goe,
Rest of their bones, and soules deliverie.

Thou art slave to Fate, Chance, kings, and desperate men,

And dost with poyson, warre and sicknesse dwell,

And poppie, or charme can make us sleepe as well,

And better than thy stroake; why swell'st thou then?
One short sleep past, wee wake eternally,
And death shall be no more; death, thou shall die.



Sonet X
Śmierci, zbądź dumy, choć cię nazywali
Straszną potęgą, bo nie jesteś taka;

Ci, których, myślisz, siłą swą przewracasz

Nie umrą, biedna, i mnie nie powalisz.

Ze snu, spoczynku, twych obrazów, wiele

Rozkoszy, z ciebie więcej płynąć musi,

Szybko za tobą idą dzielni ludzie,
Spoczynek kości i ich dusz zbawienie.

Tyś niewolnicą przypadku i władzy,
Mieszkasz z trucizną, wojną i chorobą,

Opium i czary łatwo sen dać mogą,
Lepiej niż cios twój; nadymasz się dalej?

Po krótkim spaniu wiecznie się budzimy

I śmierci już nie będzie; śmierci, pomrzesz.


(tłum. Jacek Spólny)

Żołnierze i niewiasty czuwające u grobu, 420-430 r.
kwatera plakietki, płaskorzeźba w kości słoniowej, 75 x 99 mm,
British Museum, Londyn, Wielka Brytania

czwartek, 9 kwietnia 2009

Zawsze Ostatnia Wieczerza


Krakowskie księgarnie z tanią książką
już nieraz uszczęśliwiały mnie różnymi perełkami za pół darmo. Parę miesięcy temu nabyłem w jednej z nich pięknie wydaną książkę Krzysztofa Niedałtowskiego Zawsze Ostatnia Wieczerza wydaną ku mojemu zaskoczeniu przez wydawnictwo Twój Styl (jeszcze w 2006 roku). Zdecydowałem się kupić książkę, chociaż nic mi wówczas nie mówiło nazwisko autora - dopiero teraz poręczne "googlowanie" dostarczyło mi informacji, iż jest to ksiądz diecezji gdańskiej i duszpasterz środowisk twórczych. Do kupna książki zachęciła mnie nie tylko tematyka, ale i cena, która była niemal o 100 zł niższa niż ta wydrukowana na obwolucie. Gdy teraz, chcąc wzbogacić swoje przeżywanie Wielkiego Tygodnia, sięgnąłem po tę pozycję, okazało się, że jest ona warta nawet pełnej kwoty.


Autor postanowił wejść w świat sztuki i przyjrzeć się dziesiątkom przedstawień tej "Najważniejszej Kolacji Wszech Czasów", szukając odpowiedzi na zadane we wstępie pytanie: "co było w tamtym spotkaniu tak wyjątkowego, że stało się ono kodem do zrozumienia naszej cywilizacji?".

Jako czytelnicy tej książki jesteśmy zaproszeni, aby "w poszukiwaniu klucza do tej zagadki" wraz z autorem "przemierzyć cały kontynent wzdłuż i wszerz". Cóż za pasjonująca to podróż! Niedałtowski szczęśliwie nie naśladuje wielkich poprzedników opisujących podróże artystyczne, takich jak Muratow, czy Herbert (które to naśladowanie zgubiło już niejednego aspiranta do roli erudycyjnego i poetyckiego przewodnika), ale znajduje swój własny, pełen szlachetnej prostoty język. Opisując swoje zmagania z materią sztuki i meandrami teologii, czy też poszukiwania intelektualne i po prostu te lokalizacyjne, znakomicie stopniuje napięcie, niemal jak w klasycznym kryminale. Czyta się to znakomicie! I pomimo tego, iż nie jest to publikacja naukowa, zawiera mnóstwo ciekawych, a nawet zaskakujących informacji, opartych na żmudnej kwerendzie w bibliotekach światowych. Tak więc w kostiumie już to dziennika z podróży, już to błyskotliwego eseju, dostajemy solidną porcję rzetelnej wiedzy. Wiedza i emocje w jednym? Jak najbardziej!

Książka podzielona jest na siedem rozdziałów podejmujących różne aspekty związane z przedstawieniami Ostatniej Wieczerzy. Pośród nich m. in. szkice o malarstwie Florencji i Wenecji, o ikonografii Judasza, o Świętym Graalu, a nawet o realizacjach tematu w kręgu kościelnych wspólnot reformowanych.

Walorem nie do przecenienia jest szata graficzno-edytorska tej publikacji. Typografia jest na rzadko spotykanym poziomie! Tekst płynnie przeplata się z wyjątkowo bogatym materiałem ikonograficznym (niektórych dzieł tu reprodukowanych próżno szukać gdzie indziej). Przywykłem już do tego, że czytając tego typu książki, uzbrojony jestem w cały stos albumów oraz w komputer z dostępem do sieci, aby w każdej chwili móc zerknąć na obraz, czy zdjęcie zabytku, o którym akurat pisze autor. Komplikuje to oczywiście lekturę, gdyż trzeba co rusz odrywać się od książki i wertować albumy lub zasoby internetu. W wypadku Zawsze Ostatniej Wieczerzy nie musiałem się uciekać do tej metody ani razu. Odpowiednia ilustracja zawsze jest pod ręką - na tej samej lub sąsiedniej stronie. Ponadto, gdy jest taka potrzeba, mamy dzieło zaprezentowane w większym formacie na rozkładających się skrzydełkach, które jednak są tak sprytnie zgięte, że nie mną się, nie zaginają i nie deformują jednolitej bryły tomu. Jakby tego było mało, znajdziemy tu też odpowiednie mapki pomagające rozeznać się w lokalizacji omawianych dzieł. Niestety rzadko spotykam wydawnictwa o sztuce, które mogłyby poszczycić się tymi, tak zdawałoby się oczywistymi, udogodnieniami. Ponadto całość wydrukowana jest na znakomitym papierze (na szczęście nie na tym najbardziej połyskliwym kredowym, którego nie cierpię), oprawiona w estetyczną płócienną (!) oprawę z obwolutą i solidnie zszyta.

To wszystko sprawia, że książka ks. Krzysztofa Niedałtowskiego jest jak najbardziej godna polecenia. Została zresztą doceniona m. in. nagrodą Pro Libro Legendo 2006 ("Książka, którą warto przeczytać") przyznawaną przez gdańskich bibliotekarzy z Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej. Pozostaje jeszcze tylko gratulować autorowi i wydawcy tak znakomitej publikacji a sobie życzyć, by takich jak ta było na naszym rynku wydawniczym jak najwięcej.

Domenico Ghirlandaio, Ostatnia Wieczerza, 1480
Fresk, 400 x 880 cm, Ognissanti, Florencja, Włochy

czwartek, 2 kwietnia 2009

Utrata złudzeń


Jeśli chodzi o ocenę rozwoju społeczeństwa, ewolucji świadomości ludzkiej na przestrzeni dziejów, byłem zawsze raczej optymistą. Sądziłem, że nasza cywilizacja wyzbywa się powoli różnych przejawów agresji, dyskryminacji, niesprawiedliwości. Przecież te wartości wydają się być ważne dla społeczeństw demokracji liberalnej.

Ostatnio jednak zaczynam sądzić, że ta moja ocena i wiara w postęp ludzkości jest jednak dosyć naiwna. Do wniosków takich doszedłem po wydarzeniach ostatnich miesięcy związanych z gestami pojednania papieża Benedykta XVI względem środowiska tzw. lefebrystów. Ściśle rzecz biorąc uświadomiły mi to mocne słowa papieża z jego bezprecedensowego listu na ten temat:

Niekiedy można odnieść wrażenie, że nasze społeczeństwo potrzebuje przynajmniej jednej grupy, do której podchodzi bez żadnej tolerancji: którą spokojnie może atakować i nienawidzić. A jeżeli ktoś ma odwagę się do nich zbliżyć – w tym przypadku papież – także on traci prawo do tolerancji i także jego można traktować z niczym nieograniczoną i niczego się nielękającą nienawiścią.

Znane mi są dzieła René Girarda o mechanizmie kozła ofiarnego i uważam je za wyjątkowo trafne, niemniej jednak zawsze skłonny byłem sądzić, że ów mechanizm dotyczy w zasadzie grup i społeczności pierwotnych i prymitywnych, a dziś - zacofanych, niedojrzałych, mało świadomych. Jednakże ta nieszczęsna sytuacja z lefebrystami pozwoliła mi uświadomić sobie, że nowoczesne społeczeństwo demokratyczne nie jest wcale wolne od tych mechanizmów. Piękne hasła okazują się tylko hasłami. Stosujemy je tylko tam, gdzie nam to odpowiada.

Ta konstatacja jest dla mnie bardzo bolesna - nie tylko dlatego, że burzy moje dotychczasowe wyobrażenia, w które święcie wierzyłem, ale także dlatego, że rozpoznałem ten mechanizm u siebie samego. Nie ukrywam bowiem, że nie jest mi po drodze ze skrajnymi tradycjonalistami, a i do pontyfikatu Benedykta XVI odnoszę się z pewną rezerwą. Jednocześnie jedną z najważniejszych idei, w jakie wierzę, i które staram się wcielać w życie, jest idea jedności i powszechnego braterstwa, a co za tym idzie porozumienia i dialogu.

Nie, nie wyrzekam się tych ideałów - nawet jeśli mogą być uznane przez kogoś za naiwne. Wręcz przeciwnie - chcę je traktować jeszcze poważniej i radykalniej niż dotychczas, tzn. przede wszystkim względem tych, których niełatwo mi zrozumieć, i z którymi się nie zgadzam. Gesty pojednania z nimi są potrzebne - może jeszcze bardziej niż z tymi, z którymi nie tak trudno znaleźć nić porozumienia. Są może tym ważniejsze, im bardziej od tych ideałów w praktyce odchodzimy - nawet jeśli wciąż goszczą one na naszych ustach.

William Holman Hunt, Kozioł ofiarny (1854-55)
olej na płótnie, 87 cm x 140 cm,
Lady Lever Art Gallery, Port Sunlight, Wlk. Brytania