piątek, 7 maja 2010

Sztuka i(r) religia


Powszechnie pokutującym dziś przekonaniem jest, że sztuka współczesna – także w Polsce – oddaliła się znacznie od inspiracji religijnych, a z Kościołem jest jej bardzo nie po drodze. Cierpi ponadto na „uwiąd wyobraźni symbolicznej”, która stanowi przecież ważny element sztuki religijnej. Rzeczywiście, jak trafnie ujmuje to malarz Stanisław Rodziński, „od pojawienia się w sztuce nurtów określanych jako «nowoczesne» czy «współczesne», a więc gdzieś na przełomie XIX i XX wieku zaczęła się rwać nić jedności Kościoła z bieżącą twórczością artystyczną. Inny niż dotychczas stosunek artysty do formy, nowe funkcje koloru, światła, nowe problemy materii malarskiej, zagadnienie deformacji czy wreszcie abstrakcji, zanegowanie znaczenia treści, występowanie przeciw tradycji – to przecież tylko nieliczne spośród zagadnień”, które doprowadziły do dystansu i lęku między Kościołem a artystami.

Władysław Hasior, Golgota III (1972)

W niedawnych notkach "wielkopostnych" starałem się przedstawić kilka spośród wielu nazwisk współczesnych artystów polskich, u których inspiracje religijne są wyraźnie widoczne. Dzieła ich są może czasem nieco kontrowersyjne w ujęciu tematu religijnego, niemniej jednak wydają się odnosić do wiary w sposób pozytywny, a niekiedy wręcz afirmatywny. Teraz na kilku wybranych przykładach chciałbym pokazać drugą stronę medalu. W polskiej sztuce współczesnej nie brak bowiem dzieł, które krytycznie odnoszą się do religii lub niektórych jej przejawów.

Marcin Maciejowski, Kazanie V (2006), z cyklu Kazanie (2003-2006)


Bodajże najsłynniejszą w ostatnich latach prezentacją polskich dzieł tego typu była wystawa Irreligia. Morfologia nie-sacrum w sztuce polskiej, która odbyła się w Brukseli w ramach „Europaliów – Polska 2000” w Atelier 340 Muzeum od 5 X 2001 do 27 I 2002 (obszerny zbiór artykułów i wypowiedzi na temat wystawy znaleźć można tutaj). Kuratorem wystawy był dr Kazimierz Piotrowski, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, historyk sztuki i filozof, głęboko wierzący i praktykujący naukowiec. Mówił on przy okazji wystawy: „Irreligia to określenie postawy wobec religii, która nie kwestionuje przedmiotu wiary (czyli nie jest anty-religią), wyraża jednak wątpliwości wobec niektórych jej założeń, dogmatów czy rytuałów”. Tytuł ten, zaczerpnięty z terminologii socjologa Colina Campbella „odnosi się do gry słów między irracjonalnością a religią, a więc wskazuje na to, co rozgrywa się w obszarze pomiędzy sferą sacrum a profanum, co łączy te dwie sfery. To, co znajduje się na granicy religijności ociera się o mroczną sferę profanacji, ale też grozy i cielesności. Wskazuje więc na to, co przez religię jest odrzucone, bo nie nadające się do zracjonalizowania, coś, co dotyczy jeszcze obszaru religii, ale już poza nią wykracza. Jest to sfera ciemna i tajemnicza, ale zarazem też pociągająca i uwodząca”.

Katarzyna Górna, Madonna (2001)

Pomimo zapewnień, że przedstawione na niej prace to „dzieła nie anty-religijne, lecz irreligijne, nie niewierzące, a zaledwie wątpiące i to w dobrej wierze”, wystawa wzbudziła olbrzymie kontrowersje i protesty. Wśród wystawionych 130 prac 43 polskich artystów znalazły się dzieła Katarzyny Górnej, „odwołujące się do cielesności Matki Bożej”. „Na bezpośrednie - cielesne wykorzystanie obrazów Madonny wskazują prace Jacka Markiewicza ukazujące serię więziennych tatuaży, wśród których znalazły się między innymi wyobrażenia religijne”. Niektórzy artyści chcieli zwrócić uwagę także na to, iż „część religijnych przedstawień Madonny czerpie z repertuaru sztuki pogańskiej, czego przykładem jest chociażby Matka Boska Częstochowska, która na Irreligii znalazła się z domalowanymi przez Adama Rzepeckiego wąsami”. Inne dzieła to m. in. Termafory Roberta Rumasa ukrywające w wielkich workach z wodą dewocyjne figury Marii i Chrystusa, „uderzające w jarmarczny, skomercjalizowany, dewocyjny katolicyzm”.

Robert Rumas, Dedykacje III (1992)

Obrońcy tych dzieł zwracają uwagę, że ci artyści zadają fundamentalne pytania o pryncypia. Sztuka ta „mówi o czymś bardzo istotnym: o znaczeniu i miejscu religii we współczesnym społeczeństwie, o poszukiwaniu wartości, o wykorzystaniu religijnych symboli czy wreszcie o ubezwłasnowolnieniu jednostki wobec wielkich systemów religijnych. (…) Artyści pytają, jaki sens ma religia, która traktuje człowieka instrumentalnie, nie liczy się z jego/jej indywidualnym cierpieniem, stawia własne dobro ponad dobro pojedynczej jednostki”.

Piotr Parda

Przeciwnicy zarzucają tej sztuce miałkość i przyziemność, a także chęć szokowania przez świadome bluźnierstwo dla wzbudzenia zainteresowania swoją osobą. Nazwano nawet tę wystawę aktem brutalnej przemocy. Zwracano m. in. uwagę, że dzieła na wystawie zaprezentowane są nie tyle „niesakralne” (co znaczy tyle co „świeckie”), co „anty-sakralne”. W tym temacie pisał ks. Stanisław Musiał SJ, znany duszpasterz i publicysta, związany z „Tygodnikiem Powszechnym”: „Jak ocenić wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej z domalowanymi wąsami? Ponoć artysta wzorował się na geście «obrazoburczym» Marcela Duchampa w stosunku do Mony Lizy. Dla mnie jest po prostu to akt desakralizujący, i co więcej gest desakralizujący do piętrowej potęgi, bo wyjątkowo prześmiewczy”.

Adam Rzepecki, Matka Boska z wąsami (1983)

Podobne gorące emocje zostają wzbudzone w społeczeństwie co jakiś czas przy okazji kolejnych dzieł tego typu, czego znakomitym przykładem jest wrzawa, jaka w ostatnich latach wywołana została przez pracę Pasja Doroty Nieznalskiej, której głównym elementem było zdjęcie męskich genitaliów umieszczonych na krzyżu. Każda tego typu praca na nowo wzbudza dyskusję o granice wolności wypowiedzi artystycznej oraz o miejsce sztuki i religii w przestrzeni publicznej. Do tej tematyki w sposób krytyczny nawiązywały też prace takich artystów, jak Piotr Parda, Marcin Maciejowski, Grupa Twożywo i in.

Wilhelm Sasnal, Twarze-maski księży

W ocenie tej sztuki warto unikać zbędnych emocji i pamiętając o tym, że także wśród współczesnych dzieł znaleźć się może kicz i hochsztaplerstwo, zadać sobie pytanie o cel konkretnego dzieła i szczerość intencji artysty. Warto też pamiętać o tym, o czym pisała kiedyś w tym temacie Krystyna Czerni:

„Dla interpretacji wszystkich tego typu kontrowersyjnych i agresywnych pomysłów artystycznych zasadniczą kwestią wydaje się sprecyzowanie przedmiotu agresji czy drwiny i trafna identyfikacja atakowanych wartości. Bardzo często bowiem kwestionowane jest nie tyle samo sacrum, ile jakaś jego karykatura, jego fałszywie odbierana namiastka; atakowany bywa nie bezpośrednio Chrystus, Bóg, ale "chrześcijaństwo stosowane", religia czy nawet tylko jej forma kultowa”.


Zaplecze:
- S. RODZIŃSKI, Dojrzewanie do sztuki religijnej, w: tegoż, Dzieła – czasy – ludzie, Kraków: Wydawnictwo Salwator, 2007, s. 178-182.
- K. STANISŁAWSKI, Irreligia – pytania i odpowiedzi.
- I. KOWALCZYK, Irreligia. Obsceny religii, w: „Artmix” nr 3/2002.
- S. MUSIAŁ, Dyskusja o wystawie Irreligia. Nie o „cenzurki” chodzi!, w: tegoż, Dwanaście koszy ułomków, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2002, s. 128; tekst zamieszczony także w: „Tygodnik Powszechny” nr 3/2002.
- K. CZERNI, „Antysacrum” - czyli o konflikcie współczesnej sztuki z religią, w: Sacrum i sztuka, red. N. Cieślińska, Kraków: Wydawnictwo Znak, 1989, s. 186-196.

poniedziałek, 3 maja 2010

List pasterski


Nie należę do entuzjastów tzw. "listów pasterskich", które nasi biskupi co jakiś czas kierują do swojej "owczarni". Niestety rzadko się zdarza, by mieli coś naprawdę sensownego do przekazania. List arcybiskupa Józefa Życińskiego czytany wczoraj w parafiach archidiecezji lubelskiej jest jednym z tych niewielu pozytywnych wyjątków - przynajmniej w części. Jestem wdzięczny arcybiskupowi za to, że nie po raz pierwszy wykazał się odwagą, by sprzeciwić się jakiejś niezdrowej tendencji, która rozprzestrzenia się w polskim Kościele. Tym razem, pisząc o patriotyzmie, poruszył sprawę katastrofy pod Smoleńskiem, aby przywrócić jej właściwe proporcje i przestrzec przed postawami, które niczemu dobremu nie służą. To zresztą bardzo ciekawe, że arcybiskup zdecydował się napisać coś bardzo niewygodnego - także dla wielu księży, którzy mieli to na ambonie przeczytać (a tak swoją drogą ciekawe, czy wielu z nich pokusiło się o jakąś prywatną "cenzurę" w tej kwestii - wcale bym się nie zdziwił). Oto fragment, który tak mi się spodobał:

Współcierpieć bez patosu

W doświadczeniu wyjątkowej dawki bólu ważne jest każde słowo, w którym znajduje wyraz głębia naszego bólu. Należy unikać słów stwarzających wrażenie przesady. Tymczasem niektórzy z naszych bliskich używają języka patosu, nazywając bliskich nam zmarłych „męczennikami”. W tradycji chrześcijańskiej nazywamy męczennikiem kogoś, kto oddał życie za wiarę, np. o. Maksymiliana Kolbego lub ks. Jerzego Popiełuszkę. Nie odnosimy jednak tego terminu do osób, które zginęły w katastrofach. Język polski jest dostatecznie bogaty, by wyrazić nasz szacunek dla nich bez nadużywania terminów, które mają ścisły sens teologiczny. Nadużywanie niewłaściwych słów może łatwo prowadzić do zbanalizowania tragedii, gdy głęboki sens dramatu ludzkiego cierpienia zostanie przesłonięty potokiem słów.

Wiele osób, którym trudno jest pojąć wstrząsające misterium cierpienia, chciałoby szybko wyjaśnić, kto konkretnie jest winien powstałej tragedii. Popularne stają się wtedy podejrzenia i teorie spiskowe. Nie rańmy prywatnymi tłumaczeniami tych, którzy cierpią. Pozostawmy szczegółowe wyjaśnienia spornych kwestii kompetentnym komisjom. Umiejmy zamilknąć, gdy wymaga tego kultura płynąca z wiary religijnej. Zauważmy, że Chrystus nigdy nie wskazuje, kto personalnie ponosi odpowiedzialność za Jego Mękę. Zmagający się z bólem Hiob nie stawia pytania „kto jest winien?”. Prorok Izajasz ufa w realiach niewoli babilońskiej, że leczące działanie łaski Bożej jest silniejsze od przejmującej dawki cierpień niesionych przez zniewolenie. Pisze on z nadzieją i zaufaniem Bogu: „Pan da ci pokój po twych cierpieniach i kłopotach” (Iz 14,3). W tej wielkiej duchowej tradycji nie wolno nam reagować na dramat cierpienia krzykiem domysłów czy bezpodstawnych oskarżeń. W rozważaniu ran i Męki Chrystusa trzeba natomiast poszukiwać sensu dla naszych piekących ran, aby przeciwdziałać pokusie zniechęcenia i rozpaczy. Koncentrując uwagę na przesłaniu Zmartwychwstałego Chrystusa, mimo bólu, będziemy mogli wtedy powtórzyć za Tomaszem Apostołem „Pan mój i Bóg mój” (J 20, 28).

Zamiast tropić podejrzanych i w ich stronę kierować nieodpowiedzialne oskarżenia, chrześcijanin winien podjąć trudne pytanie: czego Bóg oczekuje od nas w zaistniałej sytuacji? Jaka powinna być nasza odpowiedź, abyśmy potrafili pełniej wyrażać naszą miłość do Ojczyzny i szacunek dla współbraci? Zauważmy, że w modlitwie przy trumnach zjednoczyło nas poczucie tego samego szacunku, bez względu na to, jakie były sympatie polityczne ofiar katastrofy. Byłoby czymś niewłaściwym, gdybyśmy potrafili odnosić się z szacunkiem do naszych bliźnich dopiero po ich śmierci. Umiejmy więc wyprowadzić wnioski o potrzebie kultury politycznej, w której nawet wtedy, gdy różnimy się poglądami, potrafimy wyrażać te różnice bez ośmieszania, poniżania czy prób niszczenia innych osób. Doświadczając grozy i majestatu śmierci, zechciejmy pamiętać, że interesy partyjne czy sukces w wyborach nie mogą być nigdy ważniejsze niż szacunek dla godności naszych bliźnich, bez względu na to jaką partię reprezentują. Niech w naszym codziennym życiu wyraża się konsekwentnie szacunek dla tych wartości, które jednoczyły wszystkich opłakiwanych zmarłych.

Słowo Metropolity Lubelskiego na niedzielę przed uroczystością Matki Bożej Królowej Korony Polskiej (fragment)

Źródło: Serwis Archidiecezji Lubelskiej
A Wy co o tym myślicie?