poniedziałek, 11 stycznia 2010

Podsumowanie 2009 - film


Podsumowania czas zacząć - w tym roku może nieco opóźnione, ale za to jeszcze dokładniejsze (auć!).

W 2009 r. oglądnąłem 143 filmy, z czego 68 w kinie (nie ma to jak trochę sklepikarskiej buchalterii). Wzorem poprzednich lat znów spróbowałem wybrać i z trudem ułożyć w wartościującym porządku najlepsze filmy roku. Przypominam, że uwzględniam tylko filmy pełnometrażowe, które w tym roku miały w Polsce swoją premierę i były rozpowszechniane w szerszej kinowej dystrybucji (tzn. nie tylko na festiwalach filmowych etc.).

NAJLEPSI


1. Wątpliwość

Wątpliwości mogą mi sprawiać cierpienie, ale pozwalają nawiązać więź. Pewność daje komfort, ale może sprawić, że stanę się okrutny. W czym bardziej wyraża się kondycja ludzka?

Długo i niecierpliwie czekałem na ten film, a moje oczekiwania były naprawdę wysokie, oglądałem go więc bez taryfy ulgowej. Na szczęście nie zawiodłem się. Już dawno nie dałem się pochłonąć przez ekran kinowy tak intensywnie. Na pewno wielka w tym była zasługa aktorów: Meryl Streep, Philip Seymour-Hoffman i Viola Davis sprawili, że chodziły mi ciarki po plecach (choć Meryl miała jeden fałszywy ton - w scenie finalnej mogła zagrać nieco subtelniej). Emocjonalnie zaangażowała mnie też opowiadana historia - fascynująca, niejednoznaczna, pełna niuansów i sprzeczności. Wszystko podane przez wybitnych aktorów w sposób zarazem wyrazisty i subtelny. Film bardzo teatralny opierający się w zasadzie na kreacjach aktorskich i dialogach (może czasem niepotrzebnie pewne kwestie były wyrażane wprost, ale to zapewne ustępstwo dla mniej wrażliwych i mniej pojętnych widzów - uważam, że zupełnie niepotrzebne). Film mnie pochłonął także ze względu na tematykę, która bardzo mnie interesuje. Na pewno też na taki mój odbiór wpłynęły zdjęcia, muzyka, scenografia, które nadawały odpowiedni nastrój i autentyczność obrazowi. Jak dla mnie - mistrzowska robota.


2. Biała wstążka

Chyba niewiele osób ma wątpliwości co do tego, że Michael Haneke jest jednym z najwybitniejszych żyjących twórców kina, a może i jednym z najwybitniejszych reżyserów filmowych w historii. Dowiódł to po raz kolejny w Białej wstążce, prawdziwym traktacie filozoficzno-psychologiczno-społecznym. Jak napisała o nim niezrównana Anita Piotrowska w "Tygodniku Powszechnym": Haneke "to filmowy eseista, stawiający swoje diagnozy bez mentorskiego gadulstwa, z poszanowaniem dla znaków zapytania, ze świadomością siły milczenia. (...) Haneke tworzy filmy niespokojne i świdrujące. Dzięki nim mamy szansę dotrzeć do tego, co głęboko ukryte w zakamarkach świadomości – tej najbardziej intymnej i tej zbiorowej".

Ciekawe, że pomimo tego, iż ten austriacki twórca podejmuje w swoich filmach wciąż te same problemy (natura i źródła zła i przemocy, obłuda i zakłamanie, rzekoma niewinność człowieka, atrofia więzi międzyludzkich itp.), nigdy nie powtarza tego samego i nie zjada własnego ogona. Każdy jego obraz wnosi jakieś nowe obserwacje i konstatuje coś nowego w obrębie tych zagadnień. Każdy mówi coś ważnego o nas samych, tu i teraz - nawet jeśli przyjmuje kostium historyczny, jak to się dzieje w Białej wstążce.

Styl reżysera jest często określany takimi pojęciami, jak "Precyzja chirurga, chłód spojrzenia, beznamiętny ton, wnikliwa analiza". Jak pisał w "Kinie" Błażej Hrapkowicz: twórca ten "uparcie wpatrując się w to, co banalne, oczywiste i znane, dostrzega to, co niepoprawne, nieprawe, opaczne. Ukryte, ale do czasu".

Diagnozy Hanekego są tak ostre i precyzyjne, że nie można się im oprzeć. Jego filmy, mimo że zwykle nie uciekają się do naocznego przedstawiania przemocy, są tak okrutne i przerażające, że raz obejrzane, pozostają z nami na zawsze, jak uwierająca i kłująca drzazga w sercu (wystarczy wspomnieć tylko Funny Games lub Ukryte). Podobnie jest z Białą wstążką. Co ciekawe siła oddziaływania tego filmu wzmagała się we mnie wraz z upływem czasu. Jeszcze wiele dni po seansie trzymał mnie za gardło i nie puszczał - a odnoszę wrażenie, że wręcz zaciskał się jeszcze mocniej. Kino przez duże K.


3. Opowiedz mi o deszczu

Cudowny, wspaniały film! Pełen finezji, dyskretnego humoru i mądrości. Mało kto potrafi mówić o relacjach międzyludzkich tak, jak Agnes Jaoui. Po raz kolejny pokazała mistrzostwo!









4. Rewers

No, no, no... To jeden z dwóch tak niezwykłych i rewelacyjnych filmów polskich w tym roku (obok Wojny polsko-ruskiej)! Aż się wierzyć nie chce. Rewers jest wprost wyborny. Zaskakuje raz po raz - i to nie tylko niespodziewanym rozwojem akcji. Ogląda się go początkowo jak czarną komedię obyczajową w stylu noir, z ciekawie zarysowanym tłem historycznym i nieco absurdalnym humorem. Raz po raz ukazuje się jednak druga strona tej monety. Zaczynamy odczuwać opresyjną i niemal demoniczną prawdę tego okrutnego czasu oraz tragiczną moralną dwuznaczność wyborów dokonywanych przez bohaterów. Nikt nie jest tym, na kogo wygląda. Czarujący amant, zahukana urzędniczka od kultury, asekurancka matka, schorowana babcia, partyjny dyrektor, miły i odpowiedzialny księgowy - każdy posiada swoją drugą stronę, niewidoczną na co dzień. Twórcy filmu powoli odkrywają karty, co sprawia, że film jest niezwykle wciągający i ogląda się znakomicie. Oto wreszcie widzimy na polskim ekranie historię, która tak, jak w rzeczywistości, odbywa się w codziennym życiu zwykłych ludzi, a nie w świecie idei i typów ludzkich.

Rewers zachwyca też pod względem realizacyjnym. Świetnie poprowadzona opowieść, nad którą reżyser panuje po mistrzowsku; zachwycające i przemyślane zdjęcia, znakomite kostiumy i wnętrza, świetna muzyka... Wreszcie aktorzy! Nie ma tu słabej roli. Najbardziej zachwyca Agata Buzek, grą bardzo wyrazistą, acz pełną niuansów. Zaskakuje też Marcin Dorociński: to chyba jego pierwsza tak dobra rola - rozegrana nieco parodystycznie, a jednak przerażająca. Ta dwójka w niczym nie ustępuje tak doświadczonym aktorkom jak Krystyna Janda i Anna Polony. Warto zauważyć też dobrego Adama Woronowicza - mam nadzieję, że teraz będziemy mogli częściej oglądać go na naszych ekranach.

Co tu wiele gadać. Dobry rok w polskim kinie nam się przytrafił. Oby nie był odosobniony.


5. Wojna polsko-ruska

Cud nad Wisłą. Po pierwsze cud, że w ogóle powstał u nas taki film - choć po 33 scenach z życia nic już nie powinno mnie dziwić. A jednak.

Szalona i oryginalna wizja literacka Doroty Masłowskiej została przełożona na język obrazów. Ale słowo nadal jest ważne - wręcz kluczowe. Rozbuchana forma (świetne efekty specjalne!) nie przeciwstawia się słowu i treści - wręcz przeciwnie: współistnieją one w filmie Xaverego Żuławskiego w organicznej symbiozie. Wielka w tym zasługa aktorów! Każdy z nich daje wprost koncert gry aktorskiej - z genialnym Borysem Szycem na czele. Ta rola zostanie w pamięci na długo i przejdzie do historii polskiego kina.

Film jest prawdziwą jazdą bez trzymanki. Co rusz jesteśmy zaskakiwani oglądając ten "obrazotok", w którym bez większego trudu możemy rozpoznać własną rzeczywistość i siebie samych. Mamy tu cały katalog naszych marzeń i nadziei, kompleksów i fobii, aspiracji i resentymentów... Ale to tylko jedna warstwa tej opowieści. Gdy tylko nieco poskrobiemy, dokopiemy się do głębszych, wręcz metafizycznych, pokładów. Bo możemy wciąż żyć przeszłą wygraną wojną lub bitwą i czekać na kolejny cud. Tymczasem wojna polsko-ruska wciąż trwa. Nie tylko wokoło. Przede wszystkim w nas samych.


6. Revolutionary Road. Droga do szczęścia

Może i jest nieco histeryczny. Ale i tak boli. I to jeszcze długo po zakończeniu napisów końcowych.










7. Milczenie Lorny

Jean-Pierre i Luc Dardenne znaleźli swoją własną półkę i od lat kręcą filmy w tym samym klimacie oraz poruszające podobne problemy. Mimo tego, ich filmy nie nużą i nie są wtórne. Nie jest to żadne "odcinanie kuponów od poprzednich sukcesów" - jak to lubią mawiać recenzenci. To są znakomici twórcy i każdy ich film przekonuje autentyzmem i naprawdę porusza. (Przypominają mi w tym chociażby Mike'a Leigh).

Nie inaczej jest z Milczeniem Lorny. Jest to historia w pewien sposób przypominająca wcześniejsze filmy braci: Rosettę i Dziecko (może bardziej ten drugi). Jednakże ta najnowsza produkcja jest do tamtych podobna tylko do pewnego stopnia. Różnica jest bardzo subtelna, ale widoczna. Historia Lorny wydaje się być trochę zbyt "przekombinowana", jak na braci Dardenne. Mnie jednak przekonała. I to do tego stopnia, że jestem skłonny uznać właśnie ten film za ich najlepszy spośród tych, które widziałem. Rozumiem jednak, że nie wszystkich może przekonywać to wcielenie reżyserów - pewnie stąd krytyczne oceny tego filmu wśród niemałej ilości widzów i krytyków.


8. Miasto ślepców

Chyba największe pozytywne zaskoczenie tego roku. Czytałem kilka niezbyt pochlebnych recenzji tego filmu i dlatego nie liczyłem na nic specjalnego. Jak to cudownie być "mile rozczarowanym"! Otrzymałem bowiem film oryginalnie zrealizowany, ze świetnymi zdjęciami i w dodatku niegłupi. Nie czytałem wprawdzie książki Saramago i może stąd moja dobra ocena. Sam pomysł, klimat i wymowa całości przypominały mi jednak inną książkę - Drogę Cormaca McCarthy'ego (to autor powieści To nie jest kraj dla starych ludzi, według której bracia Coen nakręcili swój oscarowy film, zwycięzcę mojego zeszłorocznego zestawienia). Zresztą ta historia też wkrótce trafi na nasze ekrany (w roli głównej Viggo Mortensen). Lubię takie apokaliptyczne klimaty, mówiące coś interesującego o ludzkiej naturze. W Mieście ślepców też to można znaleźć. To momentami naprawdę wstrząsający i przerażający film, ale ma też w sobie nutkę nadziei. To prawda, pewnie można by było ulepszyć w nim to i owo (szczególnie pogłębienie psychologiczne postaci), jednak i tak twierdzę, że efekt finalny jest w pełni zadowalający.

9. Brick Lane

Pięknie opowiedziana wielowymiarowa opowieść o odnalezieniu siebie, wolności, miłości... Początkowo film zdaje się wpadać w pewien stały schemat historii o kobiecie stłamszonej w świecie mężczyzn, wydanej nieszczęśliwie za mąż, która odnajduje miłość gdzie indziej. Na szczęście film wyzwala się z tych schematów całkowicie i czyni to niepostrzeżenie, w sposób niezwykle subtelny. Naprawdę ujął mnie tym. Dzięki temu nie popada w banał i sentymentalizm, ale staje się prawdziwie ludzką i głęboką historią, która wzrusza i daje do myślenia. Brawo!


10. Serafina

Na temat tego obrazu nie powiem nic, co wcześniej nie zostało już napisane. Rewelacyjnie zrealizowany film na zawsze ważne i aktualne tematy. Bardzo podoba mi się jego powściągliwość i prostota, która idealnie pasuje do tego obrazu. Genialna rola Yolandy Moreau.









11. Frost/Nixon

Bardzo dobry film: pomimo skromności zastosowanych środków, potrafi przykuć uwagę przez cały seans. A rola Franka Langelli po prostu fenomenalna.









12. Zapaśnik

Mówcie sobie co chcecie: może i jest to wszystko sentymentalne, może nie grzeszy oryginalnością, może brakuje nieco wnikliwości... Ale ja się i tak wzruszyłem - w czym na pewno olbrzymia zasługa odtwórców głównych ról - Mickeya Rourke'a i Marisy Tomei. Dla mnie wystarczy. 1-2-3: jestem powalony, a Ram tryumfuje. YEAH! ;)








13. Spotkanie

Prostolinijny film, który przedstawiając ludzki dramat, dotyka do głębi i porusza w nas wszystko to, co najcenniejsze.











14. Vicky Cristina Barcelona

Rozważna i romantyczna w Barcelonie. Bardzo przyjemny film na sobotni wieczór: inteligentny i zabawny, ogląda się świetnie. Spośród wyśmienitej obsady miłą niespodzianką była dla mnie Rebecca Hall. W ogóle postać Vicky była chyba najciekawsza i najbardziej intrygująca.

Sam nic mądrego tu nie napiszę, ale pozwólcie, że po raz kolejny zacytuję fragment kapitalnej recenzji Anity Piotrowskiej z "Tygodnika Powszechnego":

"Ten film jest jak karafka prostego, stołowego wina. Zamąci w głowie, połechce zmysły, ale przy okazji może skłonić do paru wcale nie błahych przemyśleń. (...) Allen folguje swoim i naszym zmysłom, ale opowiadając tę upojną, dionizyjską historię, ani na moment nie ukrywa jej cudzysłowu. Trochę gorzkiego, mimo wszystko".
Nic dodać, nic ująć.


15. Walc z Baszirem

Podobno pamięć to zdolność zapominania. Mamy wiele mechanizmów obronnych, które nie pozwalają nam przyjąć do wiadomości okrutnej prawdy o bolesnych wydarzeniach, o historii, o sobie, o naturze ludzkiej... Przydaje się nam umiejętność zapominania. Nie chcemy pamiętać, wypieramy to, co najboleśniejsze gdzieś w najdalsze i najmroczniejsze kąty umysłu. Uciekamy we własne wyobrażenia i wizje. Jeśli już musimy się z prawdą zmierzyć, wolimy odkrywać ją stopniowo, powoli. Jeśli prawdę chcemy opowiedzieć, to najlepiej przez jakiś bufor, filtr - np. poprzez fikcję, poezję, metafory albo... animację. Pozwala to zachować bezpieczny dystans. Do czasu. W końcu przychodzi taki moment, gdy brutalna naoczność da nam po oczach. Wtedy te bezpieczne filtry na nic się nie zdadzą. Tych obrazów już tak łatwo pozbyć się nie możemy. Niestety, to nie chroni nas przed niebezpieczeństwem. Bo może się okazać, że w pewnym momencie ofiary staną się katami. I znów zapomną.


16. Lektor

Potwór godzien miłości? Ważny i śmiały film o winie i odpowiedzialności, o dojrzewaniu do człowieczeństwa... A także o tym, że potwór jest człowiekiem. Pytanie: jak z tym sobie poradzić? Nie znam odpowiedzi. Wdzięczny jestem jednak filmowi, że w ogóle skonfrontował mnie z tym pytaniem.

PS Kate Winslet rzeczywiście rewelacyjna.






17. Gran Torino

Przewidywalny i momentami nieco sztampowy, ale ogląda się znakomicie. Można się i pośmiać i wzruszyć. To jeden z lepszych filmów w reżyserii Clinta Eastwooda. I świetna rola.









18. Bracia Karamazow

Wiem, znakomity film - ale jednak nie dam go na wyższą pozycję.

Śmiałe zacieranie granic między filmem a teatrem. Nic dziwnego, że widz może poczuć się co najmniej zdezorientowany. Forma i koncept filmu naprawdę zachwycają. Paradoksalnie jednak obraz razi sztucznością i szeleści papierem tam, gdzie odchodzi od Dostojewskiego. Zastanawiające doświadczenie...







19. Wrogowie publiczni

Nowatorsko zrealizowana ciekawa, a nawet nieco wzruszająca historia. Fajna obsada, zdjęcia i muzyka. I ten klimat lat 30-tych. ;) Porządna robota.










20. Watchmen: Strażnicy

Mocna jazda bez trzymanki - i to rollercoasterem. Mój odbiór tego filmu podczas seansu przechodził od zachwytów i euforii, po nudę i zniecierpliwienie. Nieczęsto to się zdarza: w jednym filmie sceny i sekwencje, które genialnie wbijają w fotel i trzymają za gardło oraz takie, którym wiele do doskonałości brakuje. Dlatego w sumie nie jest mi łatwo ocenić ten film. Nie jest to film głupi, ale odnoszę wrażenie, że za tą efektowną fasadą w gruncie rzeczy niewiele się kryje. Więcej tam pustki i napuszenia (pomimo niewątpliwego poczucia humoru) niż jakiejś diagnozy człowieczeństwa, rzeczywistości i współczesności. Ale może zbyt wiele wymagam od filmu fantastycznego, który jest ekranizacją komiksu? Tak, czy siak film warto zobaczyć, chociaż nie jest on dla wszystkich. Myślę, że spora część widzów będzie zdezorientowana, a może nawet zniesmaczona (film jest bardzo brutalny, a i nagości nie brakuje). Co by nie mówić, jest to przeżycie jedyne w swoim rodzaju.


21. Gomorra

Przerażający i bardzo niewygodny. Trudno się go ogląda, a jeszcze trudniej zapomina. Mimo, że widziałem go na początku ubiegłego roku, wciąż mnie uwiera i nie daje zapomnieć, że gdzieś na wyciągnięcie ręki to dzieje się naprawdę.








ANIMOWANE POST SCRIPTUM

Do czołówki filmów roku zaliczyć też mogę dwa filmy animowane. Nie wpisuję ich w powyższe zestawienie, gdyż jakoś nie bardzo mi pasują wśród pozostałych tytułów i trudno mi je umieścić na jakimś konkretnym miejscu. Chodzi oczywiście o:


Lato Muminków

Pisałem już o nim w tym poście.













Odlot

Wreszcie trochę powiewu świeżości w świecie animowanych mega-produkcji dla całej rodziny. Świat ten stawał się już zatęchły i zaczynał zjadać swój własny ogon.

Odlot to wbrew pozorom naprawdę odważny film. Po raz pierwszy głównym bohaterem jest starzec - z wszystkimi tego konsekwencjami: niedołężność (fakt, że momentami po prostu wyparowywała), zgryźliwość, stare przyzwyczajenia, sztuczna szczęka etc. Po raz pierwszy głównym bohaterem jest Azjata (nie liczę skośnookiego chłopca z Epoki Lodowcowej). Po raz pierwszy w tego typu filmie pojawiają się takie wątki, jak przemijanie, śmierć, poronienie/bezpłodność, brak ojca etc. Do tego film autentycznie wzrusza i bawi - i to w większości nieco staroświeckim humorem, a nie parodiami popkultury, które zaczynają już być nieco męczące w tym gatunku. Trzeba też wspomnieć o dobrej animacji (spotęgowanej dodatkowo efektami 3D). Prawdziwy odlot!


WIELCY NIEOBECNI


Niektórych mogło zdziwić w moim zestawieniu brak kilku tytułów, które pojawiają się na większości tego typu listach, i to na wysokich pozycjach. Są to filmy szeroko doceniane, które mnie jednak mniej lub bardziej zawiodły. Warto jednak o nich wspomnieć i "wytłumaczyć się" z ich braku na liście.


Bękarty wojny

Cały Tarantino. Już sam pomysł, aby z II wojny światowej uczynić okazję do zabawy popkulturą wydał mi się chybiony, delikatnie mówiąc. Film to poniekąd potwierdza. Nie przekonała mnie ta historia. Na dodatek zbyt często balansowała niebezpiecznie na granicy dobrego smaku i stosowności, a czasem ją przekraczała. Filmowi brak spójności: poszczególne sceny są świetne, ale razem nie tworzą spójnej całości i w efekcie powstaje niemały chaos. Film broni się m.in. dobrym aktorstwem i pomysłowością czyli cechami, które są tak charakterystyczne dla Tarantino. I tym razem udało się Quentinowi mnie zaskoczyć: i filmem jako całością i konkretnymi scenami czy dialogami. Niestety arcydzieło to nie jest. Choć akurat to samo w sobie zaskoczeniem dla mnie nie było.




Dom zły

Upiorna makabreska, na granicy karykatury. Duszna atmosfera wprost dławi widza i nie daje ani na chwilę odetchnąć. Postaci jak z obrazów Dudy-Gracza - i to na gnoju i śmietnisku. Jakieś takie zbyt straszne to wszystko, zbyt tragiczne, żeby było wiarygodne. Wszystkiego jakby tu było za dużo. Pewnie tak właśnie miało być, ale takiej obrzydliwej przesady to ja jednak nie lubię. Nie wiem... Może to po prostu nie jest film dla mnie?







Slumdog. Milioner z ulicy

Ładna, choć chyba jednak nieco przeceniana bajka. Dodatkowe punkty za wirtuozję reżyserską i realizacyjną.










ZALEGŁOŚCI

Jeszcze gwoli ścisłości informuję, że nie oglądałem następujących ważnych tegorocznych premier (większość z tego względu, że dystrybutorzy i kiniarze nie dali mi tej możliwości w mieście, w którym aktualnie najczęściej przebywam). Myślę, że parę z tych tytułów miałoby szansę załapać się na listę najlepszych:

- Zdobyć Woodstock
- Kocham cię od tak dawna
- 500 dni miłości
- Wojna domowa
- Odgłosy robaków - zapiski mumii
- Obywatel Havel
- Pierwszy krzyk
- Ricky
- Moje Winnipeg
- Spotkanie w Palermo
- Genua. Włoskie lato
- Nad jeziorem Tahoe
- Baader - Meinhof
- Boski
- Gigante
- Yes-Meni naprawiają świat
- Zabójcze ciało
- Stary, kocham cię
- Janosik. Prawdziwa historia
- Shultes

To pewnie tyle w tym temacie. Gdyby jednak komuś było mało, zapraszam na mój profil na filmwebie, gdzie zobaczyć można pełną listę oglądniętych przeze mnie w tym roku filmów z ocenami i krótkimi opiniami. Tam można też przeczytać o filmach, które na pewno załapałyby się do czołówki najlepszych, gdyby nie to, że miały premierę przed styczniem 2009 (Wyspa, Spotkania na krańcach świata, Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj i in.).

10 komentarzy:

  1. Witam,
    Bardzo ciekawe i wnikliwe podsumowanie. Nie wszystkie filmy widziałam, ale jako swoje największe zaskoczenie minionego roku zdecydowanie pamiętam "Zapaśnika". Film, który wcisnął mnie w fotel. Chyba nie spodziewałam się, że ten film wywierci mi taką dziurę w mózgu...
    A co do "Bękartów" - no cóż, ja oglądałam ten film do końca znieruchomiała i z szeroko otwartymi oczami:)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, Inez. Mnie też zainteresował Twój blog i będę tam zglądał.

    Każdy z filmów na liście mogę szczerze polecić, choć pewnie nie każdy tytuł każdemu (są tacy, którzy nie gustują np. w fantastyce albo melodramatach).

    W "Bękartach" wrażenia, jakie opisujesz miałem oglądając trzy sceny: początkową, grę w karty w knajpie/piwnicy oraz śmierć Shoshanny. I oczywiście wtedy, gdy pojawiał się absolutnie rewelacyjny Christoph Waltz (zasłużył na oscara!).

    Też pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Snoopy, kiedy pomyślę ile pracy musiała Ci zabrać ta notka, jestem pod wrażeniem. Ja opisałam pod koniec roku, tylko trzy najlepsze filmy i trzy, które mnie zawiodły i pamiętam, że już tylko tyle zajęło mi strasznie dużo czasu...
    Z Twojej listy nie znam "top one", ale skoro polecasz aż tak chętnie go zobaczę. Podobnie mam ochotę, po tak długim czasie, na Wojnę polsko-ruską. Przegapiłam też Miasto Ślepców, Frost/Nixon i Walc z Bashirem. Slmudog również mnie zawiódł, ale podobnie z Serafiną i Lektorem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, czytałem Twoje podsumowanie, czara. Cieszę się, że podobało Ci się "Milczenie Lorny". Moja notka jest jednak odrobinkę "oszukiwana" - tak, jak i zeszłoroczna. Ja pisałem większość tych opinii na bieżąco przez cały rok na filmwebie. Cała praca polegała tylko na tym, by przypomnieć sobie wszystkie filmy, wybrać najlepsze i - co było zdecydowanie najtrudniejsze - ułożyć je w odpowiedniej kolejności. Potem tylko przekopiować opinie z filmwebu wraz z plakatami i gotowe. :)

    Gorzej z muzyką i książkami. Nie prowadzę takiej całorocznej statystyki i dużo trudniej jest mi się do tego zabrać. Poza tym mam teraz taki nawał pracy, że nie mogę sobie na razie na to pozwolić. Mam jednak nadzieję, że uda mi się w najbliższym tygodniu parę słów na ten temat napisać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciesze sie bardzo, ze umiesciles to podsumowanie! Mam duze zaleglosci w polskiej kinematgrafii. O ile w internetowej wypozyczalni udaje mi sie latwo znalezc filmy z Indii, Pakistanu czy Iranu, to z polskimi jest znacznie gorzej. Chetnie zdobede te, ktore uznales za najlepsze, jak nastepnym razem przyjade do rodzicow.

    Ps. Imponujaca liczba filmow! Ogladasz glownie w kinie czy raczej na DVD?

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak widać z liczb podanych przeze mnie na początku posta, stosunek filmów oglądniętych w kinie do tych na płytach jest prawie pół na pół. Z tym, że spośród tych wymienionych powyżej tylko dwóch nie widziałem na dużym ekranie ("Wrogów publicznych", bo lecieli w wakacje, gdy nie miałem możliwości iść na to do kina oraz "Milczenia Lorny", bo w moim mieście był tylko jeden jedyny seans w terminie dla mnie niemożliwym).

    Zazdroszczę Ci trochę tych egzotycznych filmów, magamara. U nas dużo trudniej je zobaczyć. Zainteresowałaś mnie tym afrykańskim filmem "Moolaade", o którym piszesz w swojej najnowszej notce na "Tyglu". Obawiam się, że w Polsce nie do obejrzenia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Widze, ze sa filmy, ktore pojawily sie i na mojej liscie :) Kilka innych z kolei widzialam i podobaly mi sie, ale do zwycieskiej dwudziestki sie nie zalapaly. No i wreszcie jest slynne "Milczenie Lorny", na ktore dopiero przyjdzie czas, podobnie jak na "Biala wstazke".
    Ja tez polecam "Moolaade", ale pewnie masz racje piszac, ze w Polsce ciezko to zdobyc.

    OdpowiedzUsuń
  8. Na Twojej liście, Chichiro, są z kolei filmy, które znalazły się w moim zestawieniu w poprzednim roku (np. Entre les murs, Cztery noce z Anną).

    Cieszę się, że podoba Ci się Zwiagincew. W jego "Powrocie" się zakochałem, natomiast "Wygnanie" nieco mnie rozczarowało. Z niecierpliwością czekam na kolejne jego dokonania.

    Ogólnie rzecz biorąc gusta mamy nieco podobne (co cieszy!), choć ja zdecydowanie słabiej znam "kinomatografię egzotyczną".

    OdpowiedzUsuń
  9. Ech, opoznienia w ogladaniu filmow sa u mnie nagminne, nie zawsze udaje mi sie ogladac nowosci na biezaco. I nie zawsze tez chce :)
    "Powrot" tez podobal mi sie bardzo, recenzowalam te filmy nawet obok siebie, w jednej notce :)Ale "Wygnanie" zrobilo na mnie wieksze wrazenie, moze przez postac kobieca? Tez jestem ciekawa jego kolejnych filmow.
    Widze rowniez podobienstwo naszych gustow, do kinematografii "egzotycznej", ktora przestaje juz byc taka egzotyczna, a moze jest dla mnie tak sama egzotyczna jak kino europejskie, mam stosunkowo latwy dostep. Trudniejszy niz np. Azjaci z Azji, ale zapewne latwiejszy niz Polacy mieszkajacy w Polsce. Bo tu sie wiele filmow z gatunku zwanego "world cinema" wydaje na dvd i w kinach zajmuja tak samo zaszczytne miejsce jak kino amerykanskie (masowe i niezalezne). No i festiwali jest bez liku, ide w lutym na kilka filmow japonskich w ramach festiwalu kina japonskiego ostatnich lat reprezentowanego przez kobiety - rezyserki.

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja oglądam za to więcej nowości niż staroci, ale to dlatego, że lubię oglądać filmy w kinie, a ponieważ te, które mnie interesują mają zwykle krótki żywot kinowy, więc muszę się spieszyć. Do klasyki trochę trudniej jest mi dotrzeć, bo nie stać mnie na to, by kupować sobie na DVD wszystko, co chcę zobaczyć, a i z ich dostępnością w Polsce nie jest najlepiej (choć ostatnio coś się poprawia). Ratują mnie więc najczęściej edycje płyt w czasopismach, gdzie czasem można znaleźć ciekawe klasyczne tytuły (np. Bergman, Fellini i in.).

    Co do festiwali - ostatnio jeżdżą po Polsce takie "festiwale obwoźne", z których mam szczęście czasem skorzystać. Właśnie dziś zaczynam seanse z obwoźnym festiwalem Era Nowe Horyzonty, gdzie będę mógł zobaczyć takie tytuły, jak irlandzki "Głód", rosyjski "Tlen", polski "Las" i in. Jeśli takie imprezy zawitają do miasta, to korzystam choćby waliło się na mnie masę obowiązków (aktualnie zaliczenia i sesja). W końcu jeśli uczę się cały dzień, to wieczorem mogę wypocząć ze 2 godzinki przed ekranem, czyż nie?

    Niestety nigdy nie miałem możliwości wziąć udziału w którymś z letnich festiwali filmowych, ale wszystko wskazuje na to, że w tym roku uda mi się wybrać do Zwierzyńca. Mam nadzieję, że to wypali. :)

    OdpowiedzUsuń