piątek, 26 lutego 2010

Tadeusz Boruta


Obrazy Tadeusza Boruty budzą kontrowersje bodaj od pierwszych chwil ich publicznego zaistnienia, tj. wystawy dyplomowej z 1983 r. Od początku zaskakiwały odmiennością od aktualnych tendencji malarskich, stylistyką osadzoną w tradycji akademizmu, wyraźnymi nawiązaniami do ikonografii chrześcijańskiej, przy jednoczesnym zaskakującym sposobie ich ujęcia.

Zmierzch - z cyklu Eden (1988)

Dwoma istotnymi elementy występującymi w większości obrazów Boruty są: nagie ludzkie ciało oraz draperie jako „szaty duchowe”. U Boruty materia staje się znakiem łaski, rzeczywistości niewidzialnej (skojarzenia z sakramentami zapewne nieprzypadkowe). Eksponowane nagie ciało (zwykle męskie, w którym najczęściej rozpoznać możemy autoportret malarza), skontrastowane ze sztywnymi załamaniami tkaniny, sprawia, że przedstawienia te nabierają namacalnej wręcz konkretności. Jednocześnie potraktowanie tych elementów tak, jakby wyrzeźbione one były w twardym kamieniu lub wykonane z metalu, rodzi pewnego rodzaju dystans, wprowadza w zagadkowy wymiar.

Niewierny Tomasz (2003)

Bohaterem obrazów Boruty jest człowiek (mówi się niekiedy o homocentryzmie tej sztuki ), a "właściwym przedmiotem malarskiej refleksji staje się jego dramatyczna sytuacja egzystencjalna. Liczne nawiązania do ikonografii pasyjnej (i szerzej – religijnej) są środkiem służącym zarówno do sakralizacji rzeczywistości, ukazania jej powiązań z Bogiem, jak i do unaocznienia cierpienia człowieka i stworzenia dlań czytelnych symboli. (…) Obrazy Boruty opowiadają o relacji człowieka do Boga, odczuwanej i prezentowanej sub specie hominis"(Rogozińska, s. 174).

Z cyklu Św. Franciszek oddaje się po opiekę Kościoła (2003)

Sam malarz nieraz wypowiadał się na temat swojej własnej twórczości i sztuki w ogóle (wydał nawet dwa tomy szkiców o sztuce). W tekstach tych bardzo często odwołuje się do malarstwa dawnego, zwłaszcza renesansu i baroku. Przeciwstawia się idei zerwania z przeszłością i z tradycyjnymi wartościami, postuluje żywe nawiązanie do dziedzictwa humanizmu. Sam usiłuje te postulaty wcielić w życie w swojej twórczości. (…) Estetyczna formuła płócien artysty, akcentująca ich patetyczną tonację, generalnie podporządkowana jest przesłaniu religijnemu. Śmiałe rozwiązania perspektywiczne, precyzyjny, realistyczny modelunek postaci, staranny sposób opracowania draperii, wąska gama zwykle chłodnych barw pozwalają porównać tę sztukę z twórczością włoskich mistrzów dojrzałego renesansu i manieryzmu, a także baroku i – po części – klasycyzmu oraz XIX-wiecznych malarzy akademickich” (M. Kitowska-Łysiak, s. 138-139).

Z szat obnażony (1989)

Jednakże takie porównania, obok podobieństw, wykazują też istotne różnice. To prawda, „w homocentrycznej sztuce odrodzenia postać ludzka także odgrywała rolę pierwszoplanową, a język ciała używany był do wyrażania treści egzystencjalnych i metafizycznych. Również kompozycja cechowała się zbliżoną klarownością i prostotą, wynikającą ze stosowania układów opartych na symetrii osiowej. Na tym jednak kończą się analogie. Zamiast klasycznej sublimacji kształtów – krągłych, zmysłowych – widzimy ciała napięte, pozbawione sensualności i radości istnienia. Wszechobecna nagość nie jawi się jako atrybut boskości i synonim ładu, lecz zdaje się wyrażać bezradność i stan ogołocenia. W miejsce scenerii pełnej harmonijnego piękna pojawia się rzeczywistość trywialna, codzienna, a bogatą paletę barw zastępuje ascetyczna, chłodna gama kolorów (…) (Rogozińska, s. 168).

Poszukiwanie formy na Polonię (2000)

Malarstwo Tadeusza Boruty odznacza się napięciem duchowym i głębią sensów sakralnych. Jest ono bardzo przemyślane i świadome tego, co chce powiedzieć, a także klarowne w przekazywaniu zamierzonych sensów. Raz chłodne i powściągliwe, innym razem pełne dramatyzmu, gorące i emocjonalne, poprzez twardą realność formy opowiada o dramacie człowieka wpisanym w historię zbawienia. „Niewidzialnemu nadaje status «widzialnego istnienia»”.


Pieta (2004)


Obraz przedstawia widzianego jakby z góry nagiego mężczyznę leżącego z podkulonymi nogami na mięsisto-czerwonej materii okrywającej kobietę. Tytuł sugeruje, że mamy do czynienia z martwym Chrystusem i Jego Matką (w przedstawionych postaciach możemy rozpoznać rysy samego artysty i jego żony, Aldony Mickiewicz, co „akcentuje prywatny ton kompozycji”).

Mężczyzna, dzięki swojej pozie, wydaje się jakby pogrążony we śnie. Nawet zastygła w otwarciu jego prawa dłoń nie ujmuje ciału życia. Zdaje się, jakby pod palcami kobiety miało drgnąć jego serce. Bezwładny, leży między szeroko rozwartymi nogami kobiety, w trójkącie dającym się wykreślić od jej głowy do – nie mieszczących się między bocznymi krawędziami obrazu – obróconych spodem ku nam stóp, z palcami już poza kadrem. Taka poza nadaje tej – zdawałoby się – statycznej scenie swoistego dynamizmu oraz nowych znaczeń. Trójkąt bowiem przywodzi na myśl Trójcę Świętą, a sama twarz matki nie jest od razu rozpoznawalna jako kobieca – można by się zastanawiać, czy nagi mężczyzna nie leży w ramionach Boga, może w kobiecej postaci. Układy ciał i zarysy linii kompozycyjnych (nakładające się na siebie trójkąt i owal) mogą też przywodzić na myśl Alfę i Omegę wpisane w kwadrat płótna.


Czerwień materii, po „macierzyńsku” obejmująca nagie ciało Syna (źródłosłów jednający mater i materię) przywodzi na myśl oczywiście barwę krwi, ale i ogień Ducha Świętego (takie znaczenie niejednokrotnie nadaje Boruta purpurowym szatom i tkaninom na swoich obrazach). Z tym znaczeniem koloru zdaje się współgrać sposób ukazania twarzy mężczyzny: w skrócie pozwalającym widzieć wyraźnie jego nozdrza i półotwarte usta. Aby Stworzyciel tchnął w jego nozdrza duszę życia. Aby martwy człowiek mógł zmartwychwstać.

Wskrzeszenie Jezusa z martwych staje się tutaj analogią Narodzenia, zgodnie ze słowami św. Pawła w Antiochii Pizydyjskiej, o tym, że Bóg wskrzesił Chrystusa z martwych zgodnie ze słowami Psalmu: Ty jesteś moim Synem, Jam Ciebie dziś zrodził (por. Dz 13,32-33). Bóg rodzący uobecnia się w Kobiecie. Ułożenie zdjętego z krzyża Ciała na łonie Matki jest znakiem zrodzenia-wskrzeszenia.

„Pieta z 2004 roku jest zaiste symfonią czerwieni, polifonicznie nakładających się symboli i sensów”.


Zaplecze:
- B. KIERC, Ciało z mojego ciała. Szkice o obrazach Tadeusza Boruty, Kielce: Jedność, 2005.
- M. KITOWSKA-ŁYSIAK,
Zagadka widzialności, w: tejże, Rzeczywistość obrazu, Lublin: Towarzystwo Naukowe KUL, 2007.
- R. ROGOZIŃSKA,
W stronę Golgoty. Inspiracje pasyjne w sztuce polskiej w latach 1970-1999, Poznań: Księgarnia Św. Wojciecha, 2002.

4 komentarze:

  1. Nie mogłabym powiedzieć, że mnie zachwycają te obrazy, bądź, że ich tematyka jest mi bliska, ale... notka jest fascynująca. Czekam na dalsze odcinki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za miłe słowa.

    Boruta też nie należy do moich ulubionych malarzy, ale go szanuję - zwłaszcza za ich swoiste "zintelektualizowanie" i klarowność myśli. Kilka jego dzieł zresztą bardzo mi się podoba - m.in. przedstawiona powyżej Pieta. Warto przeglądnąć sobie (np. w sieci) więcej jego obrazów - tutaj zaprezentowane mogą dać wrażenie dosyć monotonne, a tak do końca nie jest (ma też w dorobku dzieła bardziej "świeckie"). Trudno tu jednak było zamieszczać ich zbyt wiele.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właściwie to miało być moje następne pytanie... Czy Ci artyści naprawdę tak bardzo zanurzeni są w tematyce religijnej, czy to tylko subiektywny wybór przedstawionych dzieł daje takie wrażenie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja rzeczywiście wybieram głównie dzieła o tematyce religijnej, ale trzeba przyznać, że jest to główny nurt twórczości tych malarzy. Poza tym nawet w dziełach o innej tematyce (np. pejzaże Rodzińskiego) coś z tej mistyczno-religijnej aury pozostaje.

    Wkrótce kolejne nazwiska. :)

    OdpowiedzUsuń