piątek, 19 lutego 2010

Lourdes


Chodzę do kina bardzo często - są takie tygodnie, że codziennie - jednakże w moim bric-à-brac sporadycznie tylko dzielę się wrażeniami (podobnie jest zresztą z przeczytanymi książkami). Dane dzieło musi mnie mocno poruszyć, by skłonić do wypowiedzi dłuższej niż cztery linijki opinii wyrażanej na różnych forach internetowych. Dzisiaj obejrzałem właśnie taki film.


Lourdes to film wyciszony i powściągliwy, a jednocześnie odważny - już na poziomie wyboru poruszanych problemów. Traktuje bowiem o wierze, cierpieniu, nadziei, a także o zazdrości, buncie, współczuciu, rywalizacji, pożądaniu, zauroczeniu, pragnieniu życia etc. - czyli tych wszystkich elementach ludzkiej egzystencji, które definiują nasze człowieczeństwo. Podejmując te, zdawałoby się wielkie tematy, Lourdes jest filmem na ludzką miarę. Bardzo lubię takie intymne podejście do tematyki, jakie prezentuje reżyserka, Jessica Hausner. W dodatku zgrabnie łączy to z obserwacją niemal socjologiczną.

Sylvie Testud (Christine) i Léa Seydoux (Maria)

Mądrość reżyserki polega na tym, że mówiąc o tajemnicy wiary, cierpienia, niezrozumiałego działania Boga, umie w odpowiednim momencie się wycofać. Niezwykła dyskrecja w ukazywaniu tak intymnych spraw, jak cierpienie, wiara, modlitwa jest wielką zaletą Lourdes. To prawda, reżyserka wycofuje się także i wtedy, gdy oczekiwalibyśmy jakichś jednoznacznych odpowiedzi na postawione pytania, ale jak dla mnie nie jest to żadna wada, ale kolejny atut. Chociaż bowiem film staje się przez to niejednoznaczny, to dzięki temu zabiegowi jest wyważony i uczciwy, co przejawia się w braku nachalności i zideologizowania. Nie jest to bowiem (dzięki Bogu!) film z tezą, próbujący widza nawracać czy to na wiarę, czy na ateizm.

Elina Löwensohn (Cécile)

Jest to obraz niezwykle trzeźwy, niemal chłodny, a jednocześnie bardzo subtelny (wielkie brawa dla aktorów!). W swojej formie sprawia często wrażenie dokumentu, choć w niektórych scenach nie brak mu pewnego rodzaju teatralności. Oddziałuje na widza nie jakimiś fajerwerkami emocjonalnymi, ale niezwykłą siłą spokoju. Nie jest przy tym anie przez chwilę nudny - co nieraz zdarza się tego typu wyciszonym realizacjom. Lourdes to film skromny, prosty i niepozorny, ale ocierający się o genialność.

Bruno Todeschini (Kuno)

W środku: Sylvie Testud (Christine)

8 komentarzy:

  1. Po Twojej recenzji żałuję, że nie widziałam tego filmu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic straconego. Na pewno jeszcze kiedyś będzie okazja. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Slyszalam wiele dobrego o tym filmie, mialam nawet isc na niego podczas festiwalu, ale w koncu jakas sensowna recenzja krytyczna mnie zniechecila. Film wlasnie wchodzi u mnie do kin, ale poczekam na dvd (ostatnio troche za duzo wydaje na "kulture" i musze lekko zacisnac pasa).

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jest to film, który koniecznie trzeba oglądnąć w kinie. Spokojnie można poczekać na DVD. Niemniej jednak polecam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak sie u nas pojawi, to chetnie obejrze. Dziekuje za ciekawa recenzje

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma za co. :) Ciekawy jestem, jak Ty byś go odebrała, magamaro.

    OdpowiedzUsuń
  7. Widziałam ten film dopiero niedawno, ale zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zgadzam się w 100% z Twoją recenzją. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo mi miło. Cieszę się, że film Ci się spodobał, Latająca Pyzo.

    OdpowiedzUsuń