czwartek, 2 kwietnia 2009

Utrata złudzeń


Jeśli chodzi o ocenę rozwoju społeczeństwa, ewolucji świadomości ludzkiej na przestrzeni dziejów, byłem zawsze raczej optymistą. Sądziłem, że nasza cywilizacja wyzbywa się powoli różnych przejawów agresji, dyskryminacji, niesprawiedliwości. Przecież te wartości wydają się być ważne dla społeczeństw demokracji liberalnej.

Ostatnio jednak zaczynam sądzić, że ta moja ocena i wiara w postęp ludzkości jest jednak dosyć naiwna. Do wniosków takich doszedłem po wydarzeniach ostatnich miesięcy związanych z gestami pojednania papieża Benedykta XVI względem środowiska tzw. lefebrystów. Ściśle rzecz biorąc uświadomiły mi to mocne słowa papieża z jego bezprecedensowego listu na ten temat:

Niekiedy można odnieść wrażenie, że nasze społeczeństwo potrzebuje przynajmniej jednej grupy, do której podchodzi bez żadnej tolerancji: którą spokojnie może atakować i nienawidzić. A jeżeli ktoś ma odwagę się do nich zbliżyć – w tym przypadku papież – także on traci prawo do tolerancji i także jego można traktować z niczym nieograniczoną i niczego się nielękającą nienawiścią.

Znane mi są dzieła René Girarda o mechanizmie kozła ofiarnego i uważam je za wyjątkowo trafne, niemniej jednak zawsze skłonny byłem sądzić, że ów mechanizm dotyczy w zasadzie grup i społeczności pierwotnych i prymitywnych, a dziś - zacofanych, niedojrzałych, mało świadomych. Jednakże ta nieszczęsna sytuacja z lefebrystami pozwoliła mi uświadomić sobie, że nowoczesne społeczeństwo demokratyczne nie jest wcale wolne od tych mechanizmów. Piękne hasła okazują się tylko hasłami. Stosujemy je tylko tam, gdzie nam to odpowiada.

Ta konstatacja jest dla mnie bardzo bolesna - nie tylko dlatego, że burzy moje dotychczasowe wyobrażenia, w które święcie wierzyłem, ale także dlatego, że rozpoznałem ten mechanizm u siebie samego. Nie ukrywam bowiem, że nie jest mi po drodze ze skrajnymi tradycjonalistami, a i do pontyfikatu Benedykta XVI odnoszę się z pewną rezerwą. Jednocześnie jedną z najważniejszych idei, w jakie wierzę, i które staram się wcielać w życie, jest idea jedności i powszechnego braterstwa, a co za tym idzie porozumienia i dialogu.

Nie, nie wyrzekam się tych ideałów - nawet jeśli mogą być uznane przez kogoś za naiwne. Wręcz przeciwnie - chcę je traktować jeszcze poważniej i radykalniej niż dotychczas, tzn. przede wszystkim względem tych, których niełatwo mi zrozumieć, i z którymi się nie zgadzam. Gesty pojednania z nimi są potrzebne - może jeszcze bardziej niż z tymi, z którymi nie tak trudno znaleźć nić porozumienia. Są może tym ważniejsze, im bardziej od tych ideałów w praktyce odchodzimy - nawet jeśli wciąż goszczą one na naszych ustach.

William Holman Hunt, Kozioł ofiarny (1854-55)
olej na płótnie, 87 cm x 140 cm,
Lady Lever Art Gallery, Port Sunlight, Wlk. Brytania

1 komentarz:

  1. Optymizm, pesymizm... ?
    Wprowadzać ład czy wichrzyć?
    Bić się czy godzić?

    Mimo wszystko istotne jest towarzystwo - to z kim idziemy.
    W każdym przypadku: czy to drogą ku "świetlanej przyszłości", czy to drogą nad przepaść.

    Patrzysz na tłum jak na stado?
    On będzie stadem.
    Patrzysz na tłum jak na ludzi?
    On będzie ludzki.

    Bez wątpienia kreujemy naszą rzeczywistość.
    W zasadzie więc mamy taką rzeczywistość, na jaką zasługujemy.
    Bowiem tylko opierając się na takich przesłankach, nasza wolność ma sens, rację bytu.

    OdpowiedzUsuń