I oto mamy kolejną histeryczną reakcję na słowa papieża Benedykta XVI. Cytuję za onet.pl:
"Słowa papieża Benedykta XVI o prezerwatywach wywołały falę krytyki, która rzuciła cień na pielgrzymkę Ojca Świętego do Afryki. Tym razem przykrych słów nie szczędzą mu internauci, którzy na samych słowach nie poprzestają. Na serwisie społecznościowym Facebook organizują akcję - chcą wysłać Benedyktowi XVI górę prezerwatyw. (...) Akcja na Facebooku ma międzynarodowy charakter. Tysiące internautów zadeklarowało już, że kupi i wyśle papieżowi miliony kondomów. Pomysłodawcy, którzy pochodzą z bliskich papieżowi Włoch, twierdzą, że w akcję zaangażowało się już ok. 60 tys. osób. Mają oni nadzieję, że akcja "Kondomy dla Benedykta XVI" rozleje się na inne kraje, zwłaszcza USA i Wielką Brytanię. - Kampania rozprzestrzenia się po Europie, ma tysiące zwolenników we Francji, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Austrii i Bułgarii".
Do krytyki nauczania papieskiego w tej sprawie przyłączyły się także środowiska naukowe (m. in. periodyk medyczny "The Lancet"), organizacje rządowe i międzynarodowe (MSZ Francji, Unia Europejska) a także największe zachodnie media (m. in. francuski "Le Monde", włoska "La Repubblica", brytyjski "Daily Telegraph"). Taka gwałtowna reakcja została wywołana przecież nie tak znowu ostrymi słowami Benedykta w odniesieniu do epidemii AIDS w Afryce:
"To jest tragedia, której nie można przezwyciężyć tylko pieniędzmi, nie można pokonać dystrybucją prezerwatyw, które nawet zwiększają problemy".
Przyznam się, że i ja miałem swego czasu poważny problem z tym nauczaniem Kościoła. Nie zniknął on w dalszym ciągu z mojego pola widzenia, ale po wielu lekturach, namysłach i dyskusjach, patrzę na tę kwestię już nieco inaczej.
W tej sprawie dało mi do myślenia przeczytane gdzieś stwierdzenie: "jeśli gdzieś ważniejsze są idee od człowieka, to trzeba być bardzo ostrożnym". W tych słowach jest oczywiście sporo racji. Przecież już Jezus coś na ten temat wspominał ("To nie człowiek jest dla szabatu, ale szabat dla człowieka" ).
I tak kwestia "idea a człowiek" obudziła we mnie wątpliwości w sprawie afrykańskiej. Codziennie w Afryce umiera ok. 6,5 tysiąca ludzi na AIDS - na chorobę, którą można leczyć i jej zapobiegać. Jest to DZIENNIE ok. trzy razy tyle co ofiar w zamachu na World Trade Center. Gdyby taka pandemia miała miejsce np. w Ameryce lub Europie, robiono by wszystko, by temu zapobiec. Czy naprawdę traktujemy każde życie równo? Ale nie o to tu teraz chodzi. Chcę się zająć Kościołem i jego nauczaniem. Idea: "Prezerwatywa jest zła. Nie wolno jej używać". Skutek: "Coraz więcej zachorowań i śmierci ludzkiej". Co jest ważniejsze? Idea czy człowiek? I uważam, że w tym przypadku nie można przywoływać słusznej skądinąd zasady, że "cel nie uświęca środków". Przecież kawałek założonej gumki nie jest złem samym w sobie. Lepiej więc żeby ci ludzie umierali? Bo jeśli się nam wydaje, że ich tak po prostu wychowamy do celibatu, to się grubo mylimy. Nie dziwię się, że jest na ten temat poważna dyskusja - także wśród biskupów i w Watykanie (bo i oni mają różne poglądy na ten temat). Rozumiem więc poniekąd także te gwałtowne reakcje ludzi na nauczanie papieży.
Wątpliwości są, ale pozwólcie, że przedstawię w prostych słowach argumenty tych, którzy twierdzą - tak, jak papież - że prezerwatywa nie rozwiąże problemu.
Jeśli chodzi o prezerwatywę i AIDS problem leży w tym, że to jest leczenie skutków, a nie przyczyn... Nagle mamy strach przed AIDS! A czemu tak się stało że jest? Czy to nie przez to, że ktoś kiedyś zapomniał o jednym przykazaniu, i teraz są tego skutki?
Nie chcę tu płakać nad rozlanym mlekiem, bo w końcu czasu nie cofniemy i nie zrobimy wszystkich nieskazitelnie czystymi i bez grzechu. Ale opory przed prezerwatywą są takie, że nawet gdyby potraktować ją jako doraźny środek, to co to zmieni? Czy naprawdę rozwiąże to problem? O tym właśnie mówi papież Benedykt. Czy można patrzeć tylko w perspektywie kilku miesięcy czy lat na problem? Czy ludzie, używając prezerwatywy, dojrzeją do tego, by praktykować monogamię, wierność, odpowiedzialność? Bo można łatwo powiedzieć - rozdaliśmy gumki, sprawa załatwiona, mamy spokój. Choć z drugiej strony, można też powiedzieć: zatrzymaliśmy epidemię, teraz uczmy jak ma być. Ale to byłoby raczej naiwne sądzić, że ludzie tak to potraktują.
Oczywiście wychowanie (nie do celibatu, ale do świadomości seksualnej, ma się rozumieć) jest dużo trudniejsze niż rozdawanie prezerwatyw, ale chodzi o program długofalowy. Trzeba odbudować to, co zostało zburzone. I Kościół to właśnie próbuje robić. I musi próbować. Gdyby usankcjonował prezerwatywę, tak naprawdę sankcjonowałby "wolny seks". Nawet, gdyby w założeniach byłoby to wytłumaczone we wzniosłych słowach o odpowiedzialnym korzystaniu z zabezpieczeń, to i tak w świat poszedłby tylko krótki headline: "Kościół zezwala na prezerwatywy". Choć plany są szczytne, to życie i tak pokazuje inaczej.
Inna sprawa, że dla człowieka chorego na AIDS prezerwatywa lekarstwem raczej nie jest, no chyba że je będzie łykał trzy razy dziennie i czekał na cud (zresztą i ona przecież nie chroni całkowicie przed zarażeniem). Co z tego, że dam choremu czy zakażonemu HIV gumkę? To tak, jakbym mu powiedział - słuchaj, jesteś chory, ale to nic, dalej możesz obracać każdą panienkę która ci się spodoba. Ja takiego człowieka nie potępiam, nie odrzucam, ale mu powiem - to jest konsekwencja tego, jak żyjesz. Chcesz, to zapraszam do życia innego, może choć pod koniec zrozumiesz, że bez Boga nie ruszysz. Nie chcesz - ja nie będę ci w grzechu dopomagał. Zapobieganie AIDS tak naprawdę to tylko nauczanie o roli wstrzemięźliwości. Tak mniej więcej rozumie to Kościół.
Trochę inna jest sprawa w małżeństwach - tak mi się wydaje (i tej sprawy jeszcze do końca nie rozgryzłem) bo przecież małżonkowie mają prawo do współżycia. Jest jedno "ale" - dlaczego jedna strona w małżeństwie została zarażona HIV? Jeśli przez tzw. "skoki w bok", to dlaczego teraz mam mówić, że nic się nie stało? Związek przyczynowo-skutkowy - ponosimy konsekwencje naszych wyborów. I to nie Kościół jest okrutny - ksiądz zawsze rozgrzeszy grzech zdrady, jeśli ktoś żałuje. Ale choroba to sprawa NATURY, a ta nie wybacza nigdy.
Pozostaje oczywiście jeszcze kwestia dzieci zarażonych HIV - ale to nie jest już sprawa prezerwatyw. Warto tylko pamiętać o tym, że przy odpowiednim leczeniu kobieta zarażona HIV może urodzić zdrowe dziecko. Dlaczego więc właśnie na to nie dawać więcej pieniędzy, zamiast na rozpowszechnianie prezerwatyw?
Odpowiedzialność Kościoła jest tu ogromna, przede wszystkim za edukację, za uświadamianie. Przecież to Kościół prowadzi tam dużą część pracy z ludźmi i czynnie włącza się w opiekę nad chorymi. I za to pewnie kiedyś bekniemy - jako ludzie należący do Kościoła - że za mało albo źle to robimy. Kościół przedstawia racje, które uważa za najlepsze dla człowieka, ale jeśli ktoś tego nie przyjmuje – „Strząśnijcie proch z waszych sandałów...”. Na tym chyba polega personalizm, że traktuję człowieka dojrzale, próbuję wpłynąć na to, by był bardziej odpowiedzialny. A jeśli on tego nie chce przyjąć - to jest jego prawo. Jeśli potem przyjdzie i będzie prosił o pomoc - dam mu ją. Ale nie będę go zachęcał do takiego stylu życia, jaki doprowadził do choroby.
I w tym wszystkim wcale nie trzeba mówić o Bogu. Nie chcesz chorować? Bądź wierny jednemu partnerowi, unikaj kontaktów przygodnych. Tylko żeby taka nowina dotarła np. do Afryki, to trzeba wykształcić ludzi, nauczyć języka i dać pieniądze, żeby chcieli jechać. A to jest droższe niż wyprodukowanie prezerwatywy. Inna sprawa, że przy tym wszystkim firmy "kondomiarskie" zbijają niezły kapitał na tym, żeby ludzi nie uświadamiać.
Wiem że ten elaborat nie jest wyczerpujący i nie daje odpowiedzi na wszystkie pytania związane z tematem. Pokazuje jednak, że nie zawsze rozwiązanie najłatwiejsze i wprost się narzucające („mamy epidemię – rozdajmy prezerwatywy”) musi być najlepsze. Zresztą dotychczasowa historia moich wątpliwości i rozterek nauczyła mnie już jednego – naprawdę warto wsłuchać się w głos Kościoła i papieża i głęboko przemyśleć tę naukę, bo w końcu okazuje się, że tam jednak jest prawda. Nauka Kościoła nie jest przypadkowa, czy też oderwana od rzeczywistości, ale jest głęboko przemyślana (i to nie tylko w świetle wiary i Słowa Bożego). Dziś jest wiele takich trudnych spraw moralnych, które wzbudzają gorące dyskusje i wątpliwości (żeby wymienić tylko te najbardziej znane, jak aborcja, eutanazja, homoseksualizm, zapłodnienie in vitro) – i muszę przyznać, że w niektórych kwestiach sam jeszcze wszystkiego nie przetrawiłem i nie zrozumiałem. Ale warto w to wchodzić – czytać, pytać, dyskutować i dużo myśleć. I warto też wsłuchać się uważnie w głos Kościoła. Nie odrzucać a priori tego stanowiska, ale spokojnie rozważyć i postarać się zrozumieć. A może w końcu i Kościołowi zaufać?
Dziękuję koledze Miśkowi za podsunięcie niektórych argumentów w ogniu dyskusji.
Polityka Benedykta XVI w kwestii antykoncepcji jest, w każdym sensie, ohydną zbrodnią przeciwko ludzkości i jako taka powinna być traktowana.Tragedia HIV/AIDS w Afryce jest jednak tylko wierzchołkiem góry lodowej. Opozycja wobec planowania wielkości rodziny w najbiedniejszych częściach świata skazuje kobiety na niekończące się ciąże, jeśli wcześniej – jak to dzieje się z wieloma — nie umrą lub nie zostaną okaleczone przez porody w ciężkich warunkach. Trudność wychowywania licznych dzieci w skrajnej nędzy jest sama w sobie beznadziejnym uciskiem, by nie wspomnieć o niesłychanych barierach dla możliwości przyzwoitego życia dla tych dzieci. Dla papieża te brutalne fakty nic nie znaczą: jego zdaniem plagi zbyt wielu ciąż, zbyt wielu dzieci, śmiertelności niemowląt, głodu, chorób i nędzy są częścią planu bożego
OdpowiedzUsuńNie mogę zgodzić się co do tego, że papież uważa, iż "plagi zbyt wielu ciąż, zbyt wielu dzieci, śmiertelności niemowląt, głodu, chorób i nędzy są częścią planu bożego". Jeśli już - jest to część planu szatańskiego, który jest radykalnie przeciwny planowi Bożemu.
OdpowiedzUsuńI chyba naiwnością jest sądzić, że prezerwatywa rozwiąże te problemy - razem z głodem, chorobami i nędzą. Niestety czasem w takie uproszczenia wpada się propagując antykoncepcję.
Myślę, że każdy - z papieżem na czele - chciałby, by te tragiczne fakty się nie zdarzały. Problem w tym czy rzeczywiście prezerwatywy są tym najwłaściwszym środkiem, by walczyć ze złem. Kościół proponuje drogę na pewno trudniejszą, ale wydaje się, że bardziej skuteczną, bo mającą wpływać na ludzkie postawy. Rozumiem jednak, że wielu osobom trudno jest przyjąć takie rozwiązanie.
Inna sprawa, że przecież Kościół niczego nikomu nie narzuca. Mówi swoje zdanie, pokazuje co warto wybrać i tłumaczy dlaczego - a ludzie i tak zrobią to, co będą chcieli.
Zachód tradycyjnie używa półśrodków jako próby naprawy tak złożonego problemu.
OdpowiedzUsuńUważam za niemoralne stawianie automatów zapełnionych prezerwatywami w sytuacji, kiedy wielu z mieszkańców Afryki zmaga się z głodem, nędzą, konfliktami zbrojnymi...
Problem Afryki istnieje od wielu lat, tyle się o nim mówi i tyle jest różnego rodzaju programów pomocy, ale tak naprawdę niewiele udało się zrobić. To mnie nie dziwi widząc w jaki sposób próbuje się walczyć z plagą AIDS.
Jeden misjonarz więcej zrobi dobrego w tej sprawie niż wagon prezerwatyw.
Popieram Benedykta XVI w 100%, ponieważ Kościół robi dużo w tej sprawie, chociaż ma takie ograniczone środki.
Polecam również artykuł http://www.rp.pl/artykul/283047.html
Polecam jeszcze dwa krótkie teksty z "Gościa Niedzielnego", które podają parę ciekawych faktów:
OdpowiedzUsuń1. Europejskie media, a nawet rządy, zaatakowały Benedykta XVI za to, że zanegował przydatność prezerwatywy jako środka zapobiegającego szerzeniu się AIDS w Afryce. Krytycy Papieża nie liczą się jednak z faktami.
A fakty są takie, że jedynym krajem, który odniósł sukces w walce z epidemią AIDS jest Uganda. Odsetek osób zarażonych wirusem spadł tam z 21 proc. w 1991 r. do 6 proc. w roku 2002. Jak się to udało? W Ugandzie rozwinięto program promocji czystości seksualnej i wierność jednemu partnerowi.
Dlaczego więc zachodnie programy pomocowe dla Afryki promują głównie metodę nieskuteczną, jaką jest rozdawanie prezerwatyw? Tłumaczył to Sam L. Ruteikara, przewodniczący ugandyjskiej Narodowej Komisji Zapobiegania AIDS. – W walce z AIDS czerpanie zysków wygrało z prewencją. AIDS nie jest już po prostu chorobą, stało się biznesem wartym wiele miliardów dolarów (...)
Powszechny dostęp do kondomów, testów na HIV, leczenia, lekarstw oznacza, że wszystko to musi być transportowane, przechowywane, reklamowane i uzupełniane bez końca. Leczenie jednego pacjenta kosztuje więcej niż 1000 dolarów rocznie, podczas gdy nasza efektywna kampania ABC kosztuje 29 centów rocznie na osobę – stwierdził Ruteikara.
2. Dyrektor Projektu Badawczego Zapobiegania AIDS (AIDS Prevention Research Project) na Uniwersytecie Harvarda dr Edward C. Green stwierdził, że Papież ma rację, twierdząc, że rozdawanie prezerwatyw pogłębia problem AIDS.
– Nasze studia wskazują, że istnieje związek między większą dostępnością i używaniem prezerwatyw i wyższym (nie niższym!) wskaźnikiem zakażeń wirusem HIV – powiedział Green portalowi lifesitenews.com. Zdaniem amerykańskiego naukowca i praktyka, może to być spowodowane zjawiskiem tzw. kompensacji ryzyka.
Chodzi o to, że człowiek używający „technologii” obniżającej ryzyko, jest bardziej skłonny do podejmowania zachowań ryzykownych. Zdaniem Greena, rozwiązania medyczne, finansowane przez poważnych darczyńców, odnoszą przeważnie małe skutki w Afryce, kontynencie najciężej dotkniętym przez AIDS. Tymczasem stosunkowo proste i tanie programy, promujące monogamię i wstrzemięźliwość seksualną ludzi młodych, skutkują największymi postępami w walce i zapobieganiu rozszerzania się tej choroby.
Dr Green od przeszło 30 lat prowadzi i kieruje badaniami naukowymi oraz projektami zdrowotnymi w ponad 30 krajach. Pracował w kilkunastu państwach afrykańskich. Jest członkiem komitetu sterującego ONZ-owskiego programu walki z AIDS.
Zarówno głosy za (prezerwatywą), jak i przaeciw (prezerwatywie) są tylko namiastką działania, jakimś "credo", które być może poprawia samopoczucie kogoś, kto chce wyrazić własne zdanie, coś zamanifestować, ale i tak nie ma żadnej skuteczności w rzeczywistym rozwiązaniu problemu.
OdpowiedzUsuńTo nic innego, jak spory ideologiczne - takie, moim zdaniem, dość nieludzkie dywagacje za biurkiem, przy komputerze, w kancelarii... etc. Coś w orodzaju ćwiczeń w naszej bezsilności i egoiźmie.
Służą być może naszej próbie ogarnięcia świata, naszym aktom deklaracyjnym i życzeniowym, ale niczemu więcej.
PS. Oczywiście, że prezerwatywy nie rozwiążą problemu, ale zabranianie przez Kościół używania ich jest absurdem. Przyzwolenie na prezerwatywę nie musi oznaczać przyzwolenia na jakieś bezładne stusunki seksualne. To są dwie odrębne sprawy.
Bawią mnie w sumie te gromy na kościół, papieża i prezerwatywy. Czy kościół zabrania prezerwatyw wszystkim? Nie. Zabrania tylko wierzącym. A wierzący przecież nie mają problemu - bo są wierni jednemu partnerowi, więc w zasadzie (z pewnymi wyjątkami) AIDS im nie straszne.
OdpowiedzUsuńA zatem, dlaczego niewierzący krzyczą? Przecież w zasadzie problem ich nie dotyczy, mogą sobie używać ile chcą.
Nie ufam żadnym organizacjom, opartym na ideologii, doktrynie itd. uniwersalnej, więc i Kościołowi.
OdpowiedzUsuńTo nie Benedykt grzmiał najmocniej przeciw prezerwatywom, to akurat Jan Paweł II, jego następca tylko kontynuuje linię konserwatywną.
Nie wiem, czy ktokolwiek ma prawo pouczać ludzi, dawać gotowe recepty na życie, których niewykupienie i nieużywanie grozi piekłem. Oczywiście - wielu takich recept potrzebuje, kiedyś były to po prostu normy grupowe(plemienne).
Nie drażni mnie polskoludowy katolicyzm, ale obiekty w Licheniu uważam za obrzydliwe - symbol kiczu i potęgi, to połączenie bywa groźne...
Myślę, że pouczanie innych samo w sobie nie jest groźne, gdyż pozwala nam np. spojrzeć na sprawę z wielu stron, dostrzec rzeczy, na które sami może byśmy nie wpadli itd. To jest przecież jedna z ról autorytetów, które sobie wybieramy jako swoich przewodników i doradców. Oczywiście nie może to zwalniać nas z własnego krytycznego myślenia.
OdpowiedzUsuńZa niedopuszczalne natomiast uważam narzucanie swojego światopoglądu innym, zmuszanie do życia w taki, a nie w inny sposób.
Według mnie Kościół jako instytucja (w tym papież stojący na jej czele) nie przekracza dziś tej granicy, choć tę granicę czasem może przekraczać jeden czy drugi proboszcz (jeśli tak się dzieje, to zawsze wbrew Kościołowi).
Nie wiem co ma Licheń do wiatraka, ale jeśli już poruszyłaś ten wątek, defendo, to napiszę tylko tyle, że również uważam tę budowlę za obrzydliwą, kiczowatą i megalomańską.
Przepraszam, myśli mi pomeandrowały ku Licheniowi - po prostu pomyślałam,że JP II wspierał tę polskoludową odmianę katolicyzmu, w pewien sposób ją nawet promując.
OdpowiedzUsuńKażda religia jest uniwersalistyczna w tym sensie, że narzuca wiernym sposób życia, każe ufać dogmatom, determinuje myślenie. Nie rozpatruję tego w kategoriach dobra i zła, nie wartościuję - jedynie dostrzegam, że tak jest. To jedna z przyczyn, dla których jestem bezwyznaniowa.
Każdy ma prawo wybrać w co i jak wierzy.
OdpowiedzUsuńZresztą Kościół i tę prawdę akceptuje i popiera. :)
Drogi Snoopy, czy na pewno Kościół akceptuje i popiera 'prawdę', że "każdy ma prawo wybrać w co i jak wierzy"? Myślę, że chęć miękkiej i łagodnej odpowiedzi doprowadziła Cię do stwierdzenia, iż Kościół sankcjonuje relatywizm. ;)
OdpowiedzUsuńJednakże Kościół przyjął jedną i jedyną prawdę Dobrej Nowiny Jezusa. Zobowiązany jest również przez Jezusa właśnie, do jej głoszenia i obrony, wedle wytycznych pozostawionych przez Tego, kogo Kościół nazywa Panem. A te wytyczne są niczym innym jak świadectwem Jezusa o prawdzie.
Kościół toleruje i dopuszcza zatem wybory ludzkie, które są różnorakie (np. tzw. "bezwyznaniowość" - naturalnie Ty jako człowiek inteligentny domyślasz się, że "bezwyznaniowość" to sztuczny twór, a rzeczywistością tego przypadku jest odrzucenie Boga czy religii, a więc łączności z Bogiem). Ale nie można powiedzieć, że akceptuje (czyli potwierdza) prawo człowieka do wyboru sprzecznego z prawdą, gdyż tego Kościół czynić nie może. Działanie człowieka niezgodne z prawdą jest zawsze organicznym przekroczeniem prawa Stwórcy do swego stworzenia (mówiąc w kategoriach objawienia), a innymi słowy - wykroczeniem przeciw naturze (mówiąc językiem niereligijnym). Zresztą biblijne przedstawienie grzechu, choćby grzechu tzw. "pierwszych rodziców", mowi właśnie o sprzeciwie, działaniu zaprzeczającym prawdzie (przypomnij sobie jak w innym miejscu Biblia nazywa szatana "ojcem kłamstwa"). Jak zapewne pamiętasz, w opowiastce biblijnej Bóg nie daje Adamowi i Ewie prawa do postąpienia wbrew Niemu, choć dopuszcza taką możliwość.
Analizując dalej Objawienie, wcielenie Syna Bożego jest największym dowodem na to, że Bóg nie zaakceptował i nie usankcjonował występku przeciw prawdzie - Jezus w pełni objawił ludziom kim jest Bóg i czego chce, a czego nie chce dla człowieka, oraz wyraźnie pokazał tę pozytywną Drogę. To Jezus także potwierdził skutek występku opisanego w biblijnej Genesis i nazwał sprzeciw wobec prawdy śmiercią. Nie powiedział też "Wierzcie w co i jak chcecie", ale "Wierzcie we Mnie". :)
Drogi a.patel,
OdpowiedzUsuńmyślę, że w moim stwierdzeniu nie trzeba dopatrywać się relatywizmu. Chodziło mi tylko o prawdę, którą Kościół odkrył w czasie Soboru Watykańskiego II, a mianowicie prawdę o wolności religijnej (zob. DEKLARACJA O WOLNOŚCI RELIGIJNEJ "DIGNITATIS HUMANAE").
Przekładając ją z języka teologicznego "na nasze" chodzi właśnie o to, że każdy człowiek ma prawo wybrać w co i jak wierzy, ma prawo szukać (i nie szukać) prawdy ["prawo do owej wolności przysługuje trwale również tym, którzy nie wypełniają obowiązku szukania prawdy i trwania przy niej" DWR 2]. Chodzi o to "aby w sprawach religijnych nikogo nie przymuszano do działania wbrew jego sumieniu ani nie przeszkadzano mu w działaniu według swego sumienia" (DWR 2).