Kaśkę Nosowską widziałem już na niejednym koncercie, ale jeszcze na żadnym nie wyglądała tak młodo i dziewczęco, jak na tym dzisiejszym, z trasy "Osiecka". Może dlatego, że na widowni znajdował się tato Kasi? ;) Na scenę wyszła malutka, skromna i nieco zawstydzona dziewczynka o ciemnych, ściętych na pazia włosach i dużych oczach. Ubrana w szeroki biały płaszczyk/sukienkę (?) wyglądała, jakby była przy nadziei, co potęgował nieświadomy gest dotykania ręką brzucha. Rozbroiła mnie całkowicie.
Już scenografia (klawiatura maszyny do pisania) zapowiadała, że oto nastawiamy się na tekst. Rzeczywiście, początkowo wielkich fajerwerków muzycznych nie było. Koncert rozpoczął się bardzo spokojnie serią piosenek z płyty "UniSexBlues". Nie zabrakło mojej ulubionej "Makro". Ta pierwsza część sprawiła, że mogłem zatopić się w znajomych dźwiękach muzyki Nosowskiej i "poczuć bluesa" (a raczej "unisex-bluesa").
Jednakże dopiero druga część koncertu sprawiła, że przeszły mi ciarki po plechach. Piosenki N/O na żywo brzmią jeszcze lepiej niż na płycie, pełen ekspresji głos Kasi przeszywa ciało, umysł i serce, a teksty trafiają w cel ze zdwojoną mocą.
Kasia podczas koncertu mówiła jeszcze mniej niż zwykle - czyli prawie wcale. Nie musiała. Sama jej rozświetlona obecność sprawiała, że nie można było oderwać od niej oczu, co potęgował delikatny, acz hipnotyczny śpiew.
Wieczór taki jak ten zawsze kończy się szybciej, niż byśmy chcieli. O ile jednak rozpoczął się on bardzo subtelnie, to skończył się wybuchowo. Na bis Kasia zaśpiewała dwie piosenki. Pierwsza z nich była mi nieznana - taka miniaturka z ciekawym tekstem. (Jak pięknie umierać... skakać w niebo... gdy na dole mrok i grzesznicy z grzesznikami...) A potem... "Jeśli wiesz, co chcę powiedzieć" w zupełnie wyjątkowej, niezapomnianej aranżacji rockowo-psychodelicznej. Mistrzostwo! I jak tu tej Kasi nie kochać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz