Początek roku to czas różnorakich plebiscytów, podsumowań, rankingów. I ja postanowiłem zrobić mały bilans tego, co doświadczyłem w ubiegłym roku w kulturze. Jeśli kogoś to interesuje, przedstawiam swoje osobiste listy najlepszych filmów, płyt i książek 2008 roku, wraz z krótkimi komentarzami lub mini-recenzjami.
FILM
W roku 2008 oglądnąłem 120 filmów, z czego 56 w kinie. W poniższym zestawieniu uwzględniłem tylko filmy pełnometrażowe, które w tym roku miały premierę kinową w Polsce. Wykluczyłem jednak U2 3D, ze względu na wyjątkowy charakter tego filmu (zapis koncertu), a zaliczyłem rosyjską Aleksandrę, która miała premierę w grudniu 2007 r. Filmy, których jeszcze nie oglądałem, a które mogłyby coś pozmieniać w zestawieniu, wypisuję na końcu.
1. To nie jest kraj dla starych ludzi
Zdecydowanie najlepszy film roku: perfekcyjny w każdym calu, mocny i głęboki, a do tego ogląda się go „jednym tchem” i nie zapomina. Dał mi wiele frajdy i zmusił do ważnych przemyśleń. Jak dla mnie najzupełniej wystarczy.
2. Dwa dni w Paryżu
Jestem pełen podziwu dla Julie Delpy za ten autorski w gruncie rzeczy film. A jest to film nie tylko inteligentny, ale i mądry. Nie tylko przepełniony znakomitym poczuciem humoru, ale i pełen celnych obserwacji społeczno-obyczajowych. Nie tylko ciekawie sfotografowany i zmontowany, ale i rewelacyjnie zagrany. Julie jak zwykle piękna i naturalna - ukazała w pełni swoje liczne talenty. Film trzyma się mocno rzeczywistości i chociażby dlatego - jak to ktoś napisał - jest komedią "anty-romantyczną". Poza tym jest to na pewnym poziomie obraz wtórny - przecież coś podobnego widzieliśmy chociażby w filmach Linklatera z Julie Delpy i Ethanem Hawke. Niemniej jednak ta koncepcja została tu nieco zmodyfikowana i twórczo przepracowana, co sprawia, że film nic nie traci na wartości i świeżości. Wielkie brawa! Sukces na całej linii.
3. XXY
Film nie tylko uświadamia nam i przybliża problem hermafrodytyzmu, ale poprzez tę kwestię dotyka spraw bardziej uniwersalnych. Dzięki temu film nie staje się li tylko jakimś płytkim zaspokojeniem ciekawości, czy sposobem na wzbudzenie w widzu pustego, sentymentalnego współczucia, ale przejmuje do głębi i stawia ważne pytania.
Dla mnie osobiście jest to film w pierwszym rzędzie o możliwości wyboru. Czy powinno się dać komuś możliwość wyboru, jeśli to tylko przysporzy mu cierpień? Czy wolno podejmować decyzje za kogoś? Nawet, jeśli to jest moje własne dziecko? Pytania te są kapitalnie postawione poprzez zarysowanie dwóch postaw przyjętych przez rodziców. Z jednej strony mamy mądrą i piękną parę rodziców Alex, którzy akceptują swoje dziecko w pełni i widzą jego piękno i wyjątkowość tam, gdzie inni z obrzydzeniem odwracają wzrok. Z drugiej strony mamy lekarza i jego banalnie porządną rodzinę, za której poprawnością czai się brak akceptacji i bliskości oraz swoista tyrania (to ojciec decyduje kiedy syn ma się napić - nie biorąc pod uwagę, czy tamten tego chce, czy nie; to ojciec wreszcie w nagłym przypływie szczerości daje do zrozumienia synowi, że ten go niewiele obchodzi i że jest w stanie zaakceptować go tylko pod pewnymi warunkami).
Ten temat bynajmniej nie wyczerpuje wszystkich spraw poruszonych przez ten film. Mamy więc już wolność, akceptację (w wymiarze osobistym, intymnym, jak i społecznym), wychowanie, dojrzewanie - a do tego jeszcze samotność i wreszcie płciowość. W wielkim uproszczeniu: co determinuje naszą płeć - organy, czy mózg? A może mózg jest androgyniczny? A co, gdybyś miał wybór? Czy akceptujesz swoje ciało? Czy nie lękasz się swojej cielesności? Pytania można by mnożyć. Wielkość tego filmu polega i na tym, że te trudne kwestie porusza w sposób dyskretny, z wielką kulturą, bez sensacyjności i wulgarności. I - co chyba jeszcze ważniejsze - bez zbędnej emocjonalności i sentymentalizmu, z wielkim spokojem.
4. Juno
To, co najlepsze w amerykańskim kinie. Ten film przypomniał mi takie perełki kina amerykańskiego, jak chociażby "Junebug", "The Squid and the Whale", "Little Miss Sunshine", "It could happen to you", "Half Nelson", "Sideways", czy tego reżysera "Thank you for smoking" czyli kameralne obrazy, pełne celnych obserwacji obyczajowych, inteligentne (a nawet mądre), które w lekki i ciepły sposób potrafią poruszyć to, co najcenniejsze w człowieku (ale bez sentymentalizmu!), nie stroniące od trudnych tematów, humoru i sporej dawki przewrotności. Mniejsze lub większe arcydzieła, które długo się pamięta i do których chętnie się powraca. Obowiązkowo z plejadą nieopatrzonych, acz znakomitych aktorów w świetnych rolach. Wybuchowy koktajl.
5. Karmel
Arcydzieło kina kobiecego, które zachwyciło i mnie, mężczyznę…
6. Ostrożnie, pożądanie
Ojczyzna czy miłość? Miłość czy pożądanie? Czy dla dobra Ojczyzny zdradziłbyś osobę, którą kochasz? Czy dla osoby, którą kochasz, zdradziłbyś Ojczyznę? A skąd wiadomo, że to, co czujesz rzeczywiście jest miłością? Czy stając przed tym samym dylematem druga strona wybierze tak samo? A skąd wiadomo, że to co czujemy do siebie nawzajem to miłość, a nie tylko pożądanie? Bo jeśli miłość - to aż po grób. Po pożądaniu zostają co najwyżej pomięte prześcieradła.
PS Powyższe dylematy, ciekawa historia (to nic, że nieśpiesznie opowiedziana - lubię takie "staromodne" narracje), porywająca gra aktorska, odwaga realizacyjna, piękne zdjęcia i muzyka, cudna scenografia i kostiumy... Czego chcieć więcej?
7. Orzeł kontra rekin
Bezbłędny! Zauroczył mnie totalnie - od pierwszego kadru do samiutkiego finiszu napisów końcowych. Co tu wiele gadać - rzecz świeża i unikalna. Nawet nie staram się tego z niczym porównywać, choć nasuwają się tu skojarzenia od "Małej miss" przez "Przystanek Alaska" aż do filmów Solondza (sic!), z tym że jest to jeszcze inna jakość niż te wymienione tytuły. Śmiałem się do rozpuku, wzruszyłem i szybko nie zapomnę.
8. HAPPY-GO-LUCKY czyli CO NAS USZCZĘŚLIWIA
Także zauroczył i dał do myślenia. Nietypowy film „dyżurnego smutasa” Mike’a Leigh – jak zwykle ze świetną obsadą i bardzo dobrym scenariuszem.
9. Hallam Foe
Niezwykle sprawnie zrealizowany film na dosyć trudny temat. Mnie dotknął i przekonał.
10. 33 sceny z życia
Należy docenić ten film. Przede wszystkim za szczerość i odwagę - reżyserki i aktorów. Nie ma tu żadnej taryfy ulgowej - także dla nas, widzów. Patrzymy na to, czego wcale nie chcielibyśmy oglądać. Myślę, że dla bardzo wielu widzów pewne zachowania i wydarzenia są tak trudne do zrozumienia i zaakceptowania, że wydawać się mogą kuriozalne i aż nieprawdopodobne (dla mnie np. taką sceną był kondukt pogrzebowy na cmentarzu, w którym najbliższa rodzina zmarłego - i nie tylko - ćmiła przez cały czas papierosy. Czy to w ogóle możliwe jest w naszym kraju?). Widać w tym wszystkim jednak pewną konsekwencję autorki. Wydaje się, że jest to szczere świadectwo tego jak tacy, a nie inni ludzie radzą (lub nie radzą) sobie ze śmiercią. A śmierć jest jedną z wielu scen z życia. Ja osobiście odebrałem ten film tak trochę jakbym oglądał "przez szybę" egzemplarze gatunku ludzkiego, które muszą stawić czoła różnego rodzaju przeszkodom - także we wzajemnych relacjach (to wrażenie podkreśliły we mnie ostatnie kadry, gdy widzimy bohaterkę właśnie przez szybę). I chociaż niektóre zachowania były dla mnie nie do końca zrozumiałe, to jednak było to przeżycie jedyne w swoim rodzaju i bardzo pouczające. Wiem, że brzmi to beznadziejnie - chodzi mi po prostu o to, że ja sam nie potrafiłem się wpisać w ten świat, w ten sposób myślenia i reagowania. Pozostaje mi jedynie uwierzyć autorce "na słowo", że jest to uzasadnione i prawdopodobne. I muszę powiedzieć, że jej jednak uwierzyłem. Bo widać tu prawdziwy ból oraz posuniętą do ostatecznych granic i naruszającą różne tabu szczerość (graniczącą niemal z ekshibicjonizmem). Wymagało to niesamowitej odwagi (zwłaszcza w naszym kraju!) - także od aktorów, których gra zapiera dech w piersiach (zachwyca zwłaszcza Małgorzata Hajewska-Krzysztofik i Andrzej Hudziak). I tę szczerość, i tę odwagę naprawdę doceniam i za nie dziękuję.
11. Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street
Jeden z najlepszych filmów Burtona! Był to chyba najbardziej przeze mnie oczekiwany film roku. I warto było czekać, by zobaczyć go na dużym ekranie. Jest tu wszystko to, co uwielbiam u Burtona - czasem nawet posunięte do ekstremum ;) Cieszę się, że Tim zdecydował się nakręcić tę historię w formie musicalu. Piosenki Sondheima są niesamowite, a i aktorzy zinterpretowali je i zaśpiewali zaskakująco dobrze. Brawa także dla autora polskiej wersji językowej - miał niełatwe zadanie (niestety oszołomiony filmem wyjątkowo nie zauważyłem kto je wykonał). Wiele by tu pisać o aktorach, zdjęciach, kostiumach, scenografii, humorze, samej historii...
12. Wszystko za życie
Mimo całej otoczki, jaka narosła wokół tego obrazu, będę go jednak bronił. Gdyby ten film był jakąś świecką hagiografią Christophera jako męczennika autentyczności, czy np. ekologii lub antykonsumpcjonizmu, albo gdyby był tylko bezkrytyczną apoteozą wyborów życiowych bohatera, byłby tylko kiczowatym banałem. Na szczęście taki nie jest - Sean Penn potrafił ukazać drugie dno tej prawdziwej historii. Szkoda, że spora część widzów tego nie dostrzega – a i sam dystrybutor sugeruje płytką interpretację filmu przez ten polski tytuł.
13. Rysa
Jak dla mnie jest to film bardzo prawdziwy, a także wstrząsający, co jest zasługą przede wszystkim reżysera, aktorów i scenariusza.
14. Mroczny rycerz
Mroczniejszy niż można by się spodziewać. „Z pewną taką nieśmiałością” przyznam się, że wbił mnie w fotel.
15. W Dolinie Elah
Kolejny film burzący mity. Nie tylko amerykańskie. Bo choć dostaje się w bardzo wyraźny sposób Ameryce, to film broni się też na bardziej uniwersalnym poziomie. Odwieczny problem relacji ojca i syna, chęć dorównania ojcu w męskości, odwadze, doświadczeniu...
Czy "męskie przygody", wojenka i armia naprawdę "ćwiczą charakter"? A może bardziej niszczą, upadlają, wydobywają na wierzch to, co najgorsze w człowieku? To, w jaki sposób film zajął się tymi tematami zasługuje na uwagę. To sam ojciec musi się z tym zmierzyć - i w konsekwencji na starość zrewidować ideały i wartości, którym służył całe życie. Tej gorzkiej drogi nie mógł chyba ukazać lepiej nikt, jak Tommy Lee Jones, który już powoli zaczyna się specjalizować w podobnych rolach (żeby wymienić tylko "Ściganego", "Trzy pogrzeby M. Estrady" czy ostatni "To nie jest kraj dla starych ludzi"). I chociaż film ma pewne niedociągnięcia i momentami zahacza o banał, to jednak mnie poruszył i przejął, a także miło zaskoczył.
16. Meduzy
Udane połączenie poezji i trafnych spostrzeżeń społeczno-obyczajowych. I jeszcze te zdjęcia!
17. Import/Export
Bardzo mocny i okrutny. Podczas seansu momentami miałem już dość. Tak się zastanawiam, czy sam fakt kręcenia takich filmów nie jest już jakimś upokarzaniem człowieka. Patrząc na to wszystko czułem wstyd, złość, żal, smutek... Ale mimo wszystko gdzieś tam majaczyły słabe światełka nadziei - przede wszystkim w głównych bohaterach filmu. Chociażby w scenie "żałoby" przy dziadku - tylko Olga go "opłakała". Albo w ostatecznej postawie Pauliego, który woli odejść i szukać sposobu na godne życie niż dołączyć się do upadlania bezbronnej osoby. I za te nikłe światła pośród nihilistycznego mroku świata przedstawionego w tym przygnębiającym filmie wdzięczny jestem reżyserowi.
18. Tajne przez poufne
Ten film doceniłem nie od razu, ale dopiero parę chwil po seansie. W czasie oglądania film nie zachwycał – pomimo rewelacyjnego aktorstwo (nawet na drugim i trzecim planie) i mnóstwa kapitalnych scen. Filmowi brakowało momentami tempa i polotu, których można się spodziewać po braciach Coen. Jednak po zakończeniu seansu przyszła chwila refleksji. Na pierwszy plan wybija się oczywiście wałkowany od debiutu braciszków motyw eskalacji ludzkiej głupoty i bezrefleksyjności prowadzącej do niepotrzebnych tragedii. Do tego dochodzi konstatacja na temat braku prywatności spowodowanego permanentną inwigilacją wszystkich przez wszystkich. Co jednak sprawiło mi najwięcej satysfakcji w warstwie treściowej filmu, to trafnie wypunktowane i ośmieszone priorytety ludzi epoki konsumpcjonizmu: jak największe konto, seks jako trening/zabawa/rozrywka, obsesja wyglądu, ćwiczenia fizyczne jako sposób na wszelkie bolączki, obłudny seksizm, taniocha telewizyjnej pulpy itd., itp. Tylko jeden człowiek zdaje się wyłamywać z tego kręgu szaleńców – niepozorny Ted, szef siłowni (jak zwykle świetny R. Jenkins), który jako jedyny jest tu normalny. I ta piękna normalność na tle obłędu reszty staje się wręcz szlachetnością. On widzi więcej i patrzy głębiej niż pozostali, ale może to nie powinno dziwić? Był wszak kiedyś osobą duchowną. Jednak i on w końcu daje się wmanewrować w ten obłęd i płaci za to wysoką cenę. Chyba jeszcze w żadnym wcześniejszym filmie Coenowie nie byli aż tak dosadni i konsekwentni w wyśmianiu tych powszechnych i pożądanych społecznie postaw, jakie reprezentują niemal wszystkie postaci w tym filmie (dorzuciłbym smakowitą i celną postać prawnika Tildy Swinton). Wymowę całości dopełnia ironiczny i dwuznaczny tytuł oryginalny filmu. To, co kiedyś było poleceniem zachowania tajemnicy: Burn after reading = Po przeczytaniu spal, dzisiaj rozumiane jest zupełnie na odwrót: Burn after reading = po przeczytaniu wypal. Kiedyś zachowanie sekretu i tajemnicy było cnotą. Dziś rozpowszechnianie sekretów stało się okazją do zysku, a nawet biznesem. Bolesne konsekwencje tego pokazują nam dobitnie bracia Coen. To nic, że w krzywym zwierciadle.
19. Klasa
Kawał solidnej roboty! Bez fajerwerków, za to pełnej niuansów i życiowej prawdy – jakby trywialnie to nie brzmiało.
20. Cztery noce z Anną
Cieszę się niezmiernie, że polską kinematografię stać jeszcze na tak oryginalne i subtelne filmy.
Zaraz poza tą listą znalazły się następujące tytuły:
- Podróż czerwonego balonika
Ten film potrafi urzec. To prawda - momentami wydaje się przydługi, ale ta leniwa narracja pozwala wejść w klimat filmu i najzwyczajniej w świecie... odpocząć. Reżyserowi udała się jedna wielka sztuka - sprawił, że całkowicie uwierzyłem w to, co pokazane zostało na ekranie. Tak, jakbym był Song przypatrującą się temu co dzieje się dookoła; Simonem, który nie wszystko do końca pojmuje, ale dużo wyczuwa; balonikiem, który raz po raz nawiedza te strony i zagląda w okna mieszkania. Temu całkowitemu wejściu w prawdę obrazu nie przeszkodził mi nawet udział gwiazdy - Juliette Binoche jest rewelacyjna w tej roli. Ona nie gra. Ona JEST. Tak też i tego filmu nie należy OGLĄDAĆ, ale po prostu BYĆ razem z bohaterami. Poddać się mu bezwładnie, jak balonik poddaje się prądom powietrza. A więc nie tyle dyskurs, co kontemplacja. I wtedy może uda się odkryć na nowo magię i głębię codziennej normalności.
- Paranoid Park
Praktycznie każdy film Gusa van Santa zasługuje na uwagę. Ten nie jest wyjątkiem.
- Motyl i skafander
„Film-doświadczenie”: jeśli chcesz przekonać się jak to jest być sparaliżowanym, to coś dla ciebie. Fenomenalne zdjęcia Janusza Kamińskiego.
- Przyjeżdża orkiestra
Najwięcej mogą powiedzieć filmy o niczym.
- Across the Universe
Niezniszczalne piosenki Beatlesów w oszałamiającej wizualnie oprawie sprawiają, że ma się ochotę powracać do tego filmu.
- Aleksandra
Babcia pojawia się nagle. Przechadza się po obozie, jak gdyby nigdy nic. Nie wiadomo skąd przychodzi, ani dokąd zmierza. Ale zmienia wszystko wokół. Zdumieni żołnierze wiodą za nią wzrokiem, a nawet idą - sami chyba do końca nie wiedzą dlaczego. Może przypomina im o domu, pozostawionej w nim matce, babci, cioci... Ci mężczyźni tęsknią. Chociaż "pachną jak dorośli", to są tak naprawdę dziećmi tęskniącymi za czułością, dobrocią, dzieciństwem, gdy bezkarnie można było zapleść babcine włosy w warkocz, przytulić, pogłaskać, pocałować, wziąć za rękę. Tymczasem zabawiają się okrutnie w wojenkę pozostawiając wokół zburzone domy, zniszczone rodziny i spustoszone serca. Kawałek po kawałku tracą coś bardzo cennego i ludzkiego - już nawet się nie myją, bo przecież i tak wciąż czołgają się w pyle ziemi jak robaki. Zjawienie się staruszki przypomina im o tym, co cenne. Wydobywa na wierzch ukrytą głęboko wrażliwość. Ta niepokorna, niezależna i silna ruska kobieta - pomimo zaawansowanego wieku - stoi po stronie życia. Ci młodzieńcy - po stronie śmierci.
Film Sokurowa sugeruje też, że na poziomie ideologicznym nie można dojść do porozumienia - "to wszystko nie jest takie proste". Ale na poziomie życia i zwyczajnych ludzkich odruchów - porozumienie, a nawet jedność są możliwe. Ale drogę do tego odnajdują kobiety. Babuszki doświadczone przez los, które posiadły głęboką, choć pewnie nawet nieuświadamianą przez nie do końca mądrość. I wtedy już nieważne, czy to Rosjanka, Czeczenka, czy... Japonka. Kobieta może pokazać drogę.
- Futro
...czyli „Wesele Smarzewskiego 2”. Wiem, że ten film nie został dobrze przyjęty, ja jednak uważam, że to jeden z najciekawszych polskich scenariuszy ostatnich lat. Świetni aktorzy też tu wiele wnoszą.
- Reprise: od początku raz jeszcze...
Aż dziw bierze, że to debiut. Takiej dojrzałości i oryginalności zwykle nie spotyka się u debiutantów.
- Ogrody jesieni
Film bardzo francuski– w najlepszym znaczeniu tego słowa: lekkość i wdzięk, elegancja i smak. Dla koneserów.
- Persepolis
Także bardzo francuski film – jednak w nieco innym znaczeniu. Afirmacja wartości zachodniego, liberalnego społeczeństwa. I nawet to zdystansowane spojrzenie "obcego" na zachodnią kulturę (Marjane w Wiedniu) nie psuje tego założenia - ten dystans zabarwiony ironią i humorem też doskonale wpisuje się w mentalność Zachodu. Do tego jeszcze lęk przed religią, fascynacja komunizmem... Nie chcę, żeby było to zrozumiane jako zarzut dyskwalifikujący całość - film jest dobry. Angażujący, emocjonujący, szczery, uczciwy, porywający. Oczywiście też bardzo prosty i upraszczający pewne skomplikowane kwestie, ale w tej prostocie jest metoda. Ma kilka kapitalnych scen, mnóstwo humoru (nie tylko w treści, czy dialogach, ale i w samym rysunku i przedstawieniu postaci). Do tego wspaniała animacja! Gdy jednak film się kończy, czegoś brakuje. Chyba jednak jest za mało "odświeżający" i odkrywczy. Po prostu trochę oczywistości we frapującym opakowaniu.
- Aż poleje się krew
Mam z nim wielki kłopot. Obiecywałem sobie po nim bardzo wiele i w gruncie rzeczy mnie rozczarował. Mimo wszystko jednak nie chce mnie opuścić. Czy to przez te zdjęcia, muzykę, genialną rolę Daniela Day-Lewisa?
Nie oglądałem jeszcze m. in. następujących tegorocznych premier:
- Spotkania na krańcach świata
- Wyspa
- Gdzie jesteś, Amando?
- Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj
- Pociąg do Darjeeling
- Niedźwiadek
- Po-lin: okruchy pamięci
- 12 lat i koniec
MUZYKA
Nie jestem jakimś koneserem muzycznym i nie znam zbyt wielu wykonawców, ale oto moje ulubione płyty 2008 roku:
PŁYTY POLSKIE
1. „Gospel” Lao Che
Tak odświeżającej płyty nie było u nas już dawno. Zabójcza mieszanka lekkości i humoru z powagą, głębią i poezją. Istny majstersztyk!
2. „Osiecka” Nosowska
Pisałem już o niej na tej stronie. Patrz tutaj.
3. „Maria Awaria” Maria Peszek
Rozkosznie bezwstydna i zmysłowa płyta. Ponadto dowcipna i pomysłowa. I chociaż nie zachwyca tak, jak debiutancki krążek, to jednak ma to „coś”, czemu nie mogę się oprzeć.
PŁYTY ZAGRANICZNE
1. Eddie Vedder „Into the wild”
Prawdziwie porywająca płyta. Stare, dobre gitarowe granie, które chwyta za serce. Na Eddiego zawsze można liczyć.
2. The Raconteurs “Consolers of the lonely”
Ta płyta nie powala tak, jak poprzednia, ale te chłopaki gwarantują jednak najwyższy poziom. Nikt nie grał tak szczerze od czasów Nirvany.
3. Portishead “Third”
Długo oczekiwany album jednej z moich ulubionych grup. Po prostu nie mógł być zły - i rzeczywiście nie jest. Portishead nie stracili zdolności zaskakiwania.
4. Beck “Modern Guilt”
Mam słabość do tego gościa od czasów „Odelay”. Dobrze, że wciąż realizuje swoje oryginalne wizje muzyczne. Taka melodyjna awangarda z najwyższej półki.
5. Duffy “Rockferry”
Kawał dobrego popu. Nostalgiczne nastroje przyprawione szczyptą nowoczesności.
6. Goldfrapp “Seventh Tree”
Grupa ewoluuje nieco w stronę dokonań Air i Portishead – i wychodzi im to tylko na dobre.
KSIĄŻKI
Czytam sporo, a spośród przeczytanych przeze mnie książek, wydanych w Polsce po raz pierwszy w 2008 roku, najbardziej podobały mi się:
1. Virginia Woolf „Między aktami”
Wreszcie się doczekaliśmy! Prawdziwe arcydzieło, które zawiera wszystko to, co u Virginii najlepsze.
2. Zbigniew Herbert: "Wiersze zebrane", "Mistrz z Delft" i "Herbert nieznany. Rozmowy"
Ważne i potrzebne publikacje, które nie są na pierwszym miejscu chyba tylko dlatego, że są to poniekąd „odgrzewane kotlety”. A może lepiej powiedzieć „odświeżone i na nowo podane”?
3. Cormac McCarthy "Droga"
Jakimż niesamowitym stworzeniem jest człowiek. Bardzo łatwo się przyzwyczaja. Bardzo łatwo się dostosowuje. Czy to do wygód luksusowego życia, czy też do nieludzkich warunków łagru, obozu koncentracyjnego, wojny… świata po zagładzie.
Mocna i wzruszająca książka Cormaca McCarthy’ego pokazuje taki właśnie świat. Świat nieludzki, w którym jednak człowiek próbuje przeżyć. Wydawałoby się, że w takim świecie – gdzie nie liczy się już nic, gdzie Boga nikt już dawno nie widział – można przeżyć jedynie dzięki okrucieństwu, bezwzględności i atrofii jakichkolwiek uczuć. Czyżby? Okazuje się, że w mroku przetrwali ludzie, którzy niosą ogień. Ci, którzy niosą światło dalej. Ci, którzy w zaduchu beznadziei przekazują oddech tajemnicy starszej od człowieka, „co to przechodzi od człowieka do człowieka przez całe dzieje”. Z ojca na syna.
4. Charles M. Schulz "Fistaszki zebrane 1950 - 1952"
Historyczna publikacja. Ile dla mnie znaczy czytaj tutaj.
5. J. M. Coetzee "Zapiski ze złego roku"
Ten autor po prostu nie może napisać słabej książki. Chociaż tutaj część eseistyczna nie zachwyca, to reszta skutecznie rekompensuje niedosyt. Ja czuję się usatysfakcjonowany.
6. Witold Bereś & Artur "Baron" Więcek "Tischner - życie w opowieściach"
Postać księdza Tischnera bliska mi jest od lat – nic więc dziwnego, że czytając tę książkę aż się wzruszyłem. Odświeżyłem też i ożywiłem naszą „przyjaźń”.
7. Zenon Kruczyński "Farba znaczy krew"
Ważna i mocna książka na temat, który wolimy ignorować i lekceważyć, o którym nie chcemy pamiętać i wolimy nie wiedzieć…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz