piątek, 29 kwietnia 2011

Benedykt XVI raz jeszcze


Ostatnio mam jakiś ciąg na lekturę książek religijnych, co związane jest zapewne z aurą ostatnich dni: Wielkiego Tygodnia i Świąt Wielkanocnych oraz zbliżającej się niedzieli beatyfikacji Jana Pawła II. Po drugiej części papieskiego Jezusa z Nazaretu, o którym niedawno tu pisałem, przyszedł czas na wywiad-rzekę z Benedyktem XVI pt. Światłość świata (a w kolejce już czeka Bóg Hołowni).

Czytałem tę rozmowę mając w pamięci poprzednie rozmowy Petera Seewalda z Josephem Ratzingerem (zwłaszcza znakomitą Bóg i świat) i może dlatego ta publikacja nieco mnie rozczarowała. Choć dziennikarz nie boi się zadawać odważnych pytań, to Benedykt jest w swoich wypowiedziach raczej ostrożny i niejednokrotnie robi różnego rodzaju uniki. Jest to zapewne spowodowane inną wagą odpowiedzialności za słowo, która przychodzi wraz z tym wyjątkowym urzędem, jakim jest papiestwo.

Niemniej jednak w odpowiedziach Benedykta można znaleźć sporo zaskakujących stwierdzeń. Już na samym wstępie papież szczerze wyznaje: "Byłem całkowicie pewny, że ten urząd nie jest moim powołaniem" (s. 15). Chociaż jego diagnoza współczesności jest dosyć pesymistyczna, potrafi jednak powiedzieć np. coś takiego: "Nowoczesność nie jest zbudowana tylko z elementów negatywnych. Gdyby tak było, nie mogłaby dłużej istnieć. Niesie w sobie wielkie moralne wartości, które pochodzą także z chrześcijaństwa i właśnie przez chrześcijaństwo zostały jako wartości wszczepione w świadomość rodzaju ludzkiego" (s. 32). I dalej: "Bycie chrześcijaninem nie może oznaczać przywdziania archaicznego kostiumu, trzymania się go kurczowo i w pewnym stopniu życiak  o b o k  nowoczesności. Bycie chrześcijaninem jest już samo w sobie czymś żywym, czymś nowoczesnym, co całą nowoczesność formuje i kształtuje - w tym sensie jest ona prawdziwie obejmowana przez chrześcijaństwo" (s. 67).

Ten wytrwały obrońca prawdy (uważany przez wielu za ultrakonserwatywnego) mówi o niej m.in. tak: "Nigdy jej [prawdy] nie mamy, najwyżej ona ma nas. Nikt nie zaprzeczy, że z pretensjami do prawdy należy być ostrożnym i przezornym. (...) Musi [ona] także iść w parze z tolerancją. (...) Prawda panuje nie przez przemoc, ale swoją wewnętrzną mocą: Jezus (...) nie broni prawdy legionami, ale czyni ją widoczną i skuteczną przez własną mękę" (s. 61-62). "Świadomość posiadania prawdy może stać się tak ograniczająca, że staje się nietolerancją..." (s. 112). A "wiara jest czymś, co rozgrywa się w przestrzeni wolności" (s. 181).

Dużym walorem tej książki jest to, że papież może spokojnie wytłumaczyć się z niektórych swoich zachowań i wypowiedzi, które zbyt histeryczne media interpretowały w sposób dziwaczny i zupełnie błędny. Takich sytuacji w obecnym pontyfikacie było trochę: od tak błahych, jak ubranie "archaicznego" papieskiego nakrycia głowy o wdzięcznej nazwie camauro ("Było mi po prostu zimno..."), poprzez decyzję o zakazie udzielania komunii św. na rękę podczas papieskich celebr oraz używanie w przemówieniach formy "my", poprzez wypowiedź nt. tajemnicy fatimskiej, aż po słynny wykład w Ratyzbonie nt. islamu. Szczególnie interesujące są kulisy zdjęcia ekskomuniki z biskupów lefebrystów oraz głośna sprawa jednego z nich, Williamsona, "kłamcy oświęcimskiego". Te wszystkie bardzo cenne wyjaśnienia zamykają usta różnego rodzaju domorosłym interpretatorom, którzy chcą być nieraz bardziej papiescy od papieża (np. o komunii na rękę Ojciec święty mówi wyraźnie: "Nie jestem z zasady przeciwko komunii na rękę, sam tak jej udzielałem i tak ją przyjmowałem", s. 166). Owe wyjaśnienia są też bardzo ludzkim świadectwem zakłopotania papieża z tego, jak bywają przyjmowane i interpretowane jego poczynania ("jestem może zbyt racjonalny" wyznaje z rozbrajającą bezpretensjonalnością przy jednym z takich tłumaczeń). 

Sam papież nie boi się też stawiać odważnych pytań, np. "W czym sekularyzacja ma rację?" (s. 68) O dialogu z islamem mówi bardzo istotną rzecz, a mianowicie, że "musi [on] w publicznym dialogu wyjaśnić dwie kwestie (...): sprawę swojego odniesienia do przemocy i do rozumu" (s. 109).

Książka przywołuje też sporo mało znanych lub zapomnianych faktów, jak np. to, że pierwszą oficjalną czynnością Benedykyta XVI było napisanie listu do żydowskiej wspólnoty w Rzymie, a późniejszy Patriarcha Moskwy był pierwszym gościem przyjętym przez Benedykta po wyborze na papieża. Nie wiedziałem też, że Rzym uznał już prawie wszystkich biskupów mianowanych przez władze państwowe w Chinach, nie zwróciłem też uwagi na to, że papież-Niemiec nie odwiedził jeszcze z oficjalną wizytą swojej ojczyzny, choć w ciągu 5 lat pontyfikatu zagranicznych pielgrzymek odbył już prawie 20. Podobnych ciekawostek można w książce znaleźć sporo.

Co mnie uderzyło najbardziej, to wielka troska i dbałość papieża o liturgię, którą - nie po raz pierwszy zresztą - przedstawia jako coś absolutnie istotnego dla wspólnoty wierzących, co jest ważniejsze niż to się wydaje wielu członkom Kościoła (także duchownym).

Summa summarum, choć nie jest to rozmowa tak fascynująca i "sensacyjna", jak głosi napis na okładce polskiego wydania, niemniej jednak jest lekturą cenną dla każdego, kto chciałby poznać bliżej obecnego papieża, także od tej zwykłej, ludzkiej strony.

Benedykt XVI w rozmowie z Peterem Seewaldem, 

Światłość świata. Papież, Kościół i znaki czasu.

Wydawnictwo Znak, 
Kraków 2011,

stron 200,

cena okładkowa: 
29,90 (opr. miękka), 
34,90 (opr. twarda)

niedziela, 24 kwietnia 2011

Święto życia


Idzie o to, abyśmy pogodzili się z życiem. Takim, jakie ono jest. 
(ks. Józef Tischner)


*
patrzeć życiu w twarz
zawsze
patrzeć życiu w twarz
i poznać je
takim, jakie jest
w końcu
poznać je
pokochać je
takim, jakie jest
a następnie
zrezygnować z niego

zawsze lata między nami
zawsze lata
zawsze miłość
zawsze godziny

(Virginia Woolf w filmie Godziny w reż. S. Daldry'ego wg powieści M. Cunninghama)

*
to look life in the face
always
to look life in the face
and to know it
for what it is
at last
to know it
to love it
for what it is
and then
to put it away

always the years between us
always the years
always the love
always the hours


sobota, 23 kwietnia 2011

Światowy Dzień Książki


W tym roku Międzynarodowy Dzień Książki i Praw Autorskich przypada dosyć pechowo w Wielką Sobotę - może to jest jedna z przyczyn tego, że tym razem wydawcy i księgarze nie rozpieszczali nas zbytnio promocjami. Szczególnie zawiódł w tym roku empik nie wprowadzając swojej dorocznej oferty trzech książek w cenie dwóch. Niemniej jednak przez dwa dni w tym tygodniu oferowali w sklepie internetowym książki o 30 % taniej - i na tej promocji udało mi się zaoszczędzić prawie 120 zł. :) A co kupiłem? Niestety tym pochwalę się później - dopiero po 3 maja. Chcę zrobić ładny stosik z tych książek (a stosiki robię tylko od Wielkiego Święta), co nie jest w tej chwili możliwe, bo w te dni trochę się przemieszczam i książki są akurat rozproszone. Póki co, aby zaznaczyć jakoś ten wyjątkowy dzień, zamieszczam żart rysunkowy braci Minkiewiczów, który ukazał się parę tygodni temu na łamach Przekroju. Nie ma to, jak złamać prawa autorskie w Światowym Dniu Praw Autorskich, co? ;)


(kliknij, aby powiększyć)

piątek, 22 kwietnia 2011

Religijnie przed świętami


Od dłuższego czasu obserwuję w polskim Kościele zjawisko, które niezmiernie mnie niepokoi. Otóż wydaje mi się, że coraz szersze kręgi duchowieństwa - także na najwyższych szczeblach - zdają się przyjmować postawę populistyczną i antyintelektualną. W wielu mediach katolickich, na ambonach, w prywatnych rozmowach widać, że dochodzi do jakiegoś dziwnego "zwierania szeregów" i szerzy się duch sekciarstwa. Najwyraźniej widać to w spotkaniu wiary z polityką, co ujawniła z całą mocą katastrofa smoleńska i to, co dzieje się w związku z nią przez ostatni rok (świetną diagnozę tego zjawiska przedstawił Michał Olszewski w świątecznym numerze Tygodnika Powszechnego - całość pojawi się wkrótce tutaj).

Okazuje się, że w tych swoich spostrzeżeniach nie jestem odosobniony, bo swoje niepokoje w tej kwestii zaczęli już wyrażać inni zaangażowani katolicy. Mam tu na myśli zwłaszcza artykuł teologa Jarosława Makowskiego i literaturoznawcy Artura Madalińskiego opublikowany niedawno w Polityce (można go przeczytać tutaj). Już sam fakt, że jest więcej takich osób dodaje mi otuchy.

Jednakże w tych dniach światłem nadziei jest czytana przeze mnie najnowsza książka Benedykta XVI Jezus z Nazaretu, cz. II: Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania. Jest ona bardzo wymownym (bo papieskim) świadectwem tego, że Kościół i wiara nie mogą obejść się bez rzetelnej refleksji.

84-letni papież zadziwia obeznaniem w literaturze teologicznej, także tej najnowszej (i nie tylko "ortodoksyjnej"). W swoim dziele obficie cytuje ustalenia różnych teologów, biblistów i historyków, wchodzi z nimi w żywy dialog, poważnie traktuje ich argumenty, z niektórymi także polemizuje. Poleca też do lektury różne naukowe publikacje, a niemałą bibliografię konstruuje w ten sposób, że prawie każdą pozycję komentuje, pisząc co możemy w niej znaleźć i co jest tam najbardziej interesujące.

Przy tym wszystkim sama lektura książki Ratzingera jest fascynująca (choć nie pozbawiona fragmentów odrobinę nużących). Zadziwia żywotność myśli, interpretacja wielu słów Jezusa i szczegółów jego ostatnich dni na ziemi. A do tego ile ważnych i inspirujących pytań. Jeden tylko przykład (trochę à propos moich uwag wstępnych, tj. zaczadzenia polityką). Pisząc o przesłuchaniu Chrystusa przez Piłata pyta papież:
Czy polityka może uznać prawdę za element swej struktury? Czy też musi prawdę, jako coś niedostępnego, pozostawić w sferze podmiotowej, a zamiast niej szukać sposobów zaprowadzania pokoju i sprawiedliwości w posługiwaniu się instrumentami dostępnymi władzy? Jeśli weźmiemy pod uwagę niemożność znalezienia konsensu w prawdzie, to czy opierająca się na niej polityka nie stanie się narzędziem pewnych tradycji, które w rzeczywistości są tylko sposobami dochodzenia do władzy?

Z drugiej strony jednak, co dzieje się wtedy, gdy prawda się nie liczy? Jaka sprawiedliwość jest wtedy możliwa? Czy nie są tu konieczne wspólne kryteria, które rzeczywiście dają wszystkim gwarancję sprawiedliwości - kryteria, które nie są zależne od dowolności zmieniających się poglądów i koncentracji władzy? Czy nie jest prawdą, że wielkie dyktatury utrzymywały się przy życiu dzięki potędze kłamstwa, i że wyzwalać mogła tylko prawda? (s. 206)

W dyskursie papieża uderza też jego pokora w obliczu osoby Chrystusa i jego życia. Chociaż pisze oczywiście z ortodoksyjnych pozycji katolickich, to jednak nie waha się stawiać pytania, na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Potrafi zatrzymać się w porę i pochylić głowę przed tajemnicą, jednocześnie inspirując czytelnika do własnych przemyśleń i poszukiwań. Jak pisze w jednym momencie:
Pretensjonalne i jednocześnie niepoważne wydaje mi się zaglądanie do świadomości Jezusa i usiłowanie wyjaśnienia jej na podstawie tego, co On myślał, czy też nie myślał - zgodnie z naszą wiedzą o tamtych czasach i o ówczesnych koncepcjach teologicznych. (s. 149)

Być może za taką pretensjonalną i niepoważną próbę podejścia do postaci Mistrza z Nazaretu, uznałby papież film, który w tych dniach obejrzałem: słynne Ostatnie kuszenie Chrystusa Martina Scorsese z 1988 r. Książkę Nikosa Kazantzakisa, na której został on oparty czytałem już dawno, ale zapadła mi ona dość głęboko w pamięć. Z kontrowersyjnej, acz interesującej wizji Jezusa z powieści greckiego pisarza uczynił Scorsese prawdziwie hipnotyczne widowisko. Reżyser przedstawia własną wizję postaci - różniącą się zarówno od tej kanonicznej, jak i powieściowej (aczkolwiek nie oderwaną od tamtych). Spodobało mi się w niej zwłaszcza ukazanie człowieczeństwa Jezusa i jego stopniowe dochodzenie do prawdy o sobie i swojej misji.

Film jest wysmakowany wizualnie (w wielu miejscach wyraźnie inspiruje się malarstwem religijnym) oraz mistrzowsko wyreżyserowany i zagrany, ze świetną muzyką, zdjęciami, scenografią, kostiumami i plenerami. Jest też oczywiście kilka scen i rozwiązań, które mnie nie przekonały, jak np. scena z wyrywaniem sobie serca, groteskowy chrzest nad Jordanem, uzdrowienia i cuda, wreszcie nieco rozlazłe i nudne tytułowe "ostatnie kuszenie". Brakuje mi też kilku wydarzeń ewangelicznych oraz bardziej wyrazistego ukazania Apostołów. Niemniej jednak jest to film porywający, odważny i inspirujący. I co chyba najważniejsze, czuć w nim autentyzm: obraz ten to przejmujące świadectwo zmagań duchowych reżysera (i chyba nie tylko jego) i kolejny dowód na to jak wyjątkową i skomplikowaną postacią był Mesjasz z Nazaretu i Jego nauczanie - nie dające sprowadzać się tylko do jakichś dogmatycznych formułek, nakazów, zakazów, rytuałów i konwencji. Oby nasz polski Kościół szedł za przykładem papieża i nigdy o tym nie zapominał.


Cytaty z książki Benedykta XVI w tłumaczeniu Wiesława Szymony OP (Wyd. Jedność, Kielce 2011).

piątek, 15 kwietnia 2011

Seriale


Lubię seriale. Jeszcze kilka lat temu takie stwierdzenie byłoby bardzo ryzykowne i narażałoby na śmieszność wśród "oświeconych elit kulturalnych". Jednakże rewolucja, jaka dokonała się w telewizji w ostatniej dekadzie sprawiła, że słowa te wypowiadane są dzisiaj przez osoby, które trudno by podejrzewać o impotencję intelektualną. A porównanie serialu telewizyjnego do XIX-wiecznej powieści w odcinkach (pierwsza była bodajże Agnieszka Holland), poprzez ciągłe powtarzanie stało się już niemal banałem. Mnożą się różnego rodzaju analizy tego zjawiska kulturowego (polecam np. 24 numer Dwutygodnika), czego przykładem jest też książka, o której chcę tutaj napisać.

Chodzi o pozycję wydaną w zasłużonej serii Przewodniki Krytyki Politycznej. Lubię te publikacje za to, że opisują najbardziej aktualne zjawiska społeczne, kulturalne i polityczne, a czynią to w sposób przystępny, a zarazem wnikliwy. Ponadto łatają wiele braków na naszej mapie intelektualnej i wydawniczej. Ich grzechem głównym jest oczywiście zbyt mocne zideologizowanie (o zabarwieniu lewicowym), które potrafi być dosyć drażniące (nie inaczej jest i w tym przypadku). Niemniej jednak zasługi tej serii i tego wydawnictwa są bezsprzeczne. 

Cieszę się, że zabrali się także za fenomen, jakim są seriale. Bo to tam właśnie dzieją się dziś najciekawsze rzeczy w popkulturze. Jestem nawet skłonny przyznać, że to, co najciekawszego spotkało mnie poprzez medium filmowe w ostatnich kilku latach, zawdzięczam właśnie serialom: wystarczy wspomnieć tylko takie tytuły, jak Six Feet Under (pisałem o nim tutaj), The Sopranos, The Wire, czy Mad Men.

Przewodnik prezentuje nam kilka rozmów z intelektualistami na temat seriali (na wyróżnienie zasługuje zwłaszcza wywiad z Henrym Jenkinsem, kulturoznawcą) oraz sporą garść omówień i analiz konkretnych tytułów. Autorzy omawiając poszczególne produkcje skupiają się nie tyle na ich walorach artystycznych, co diagnostycznych i światopoglądowych. Analizują co mówią nam one na temat społeczeństwa, polityki, kultury, obyczajowości etc. Chyba najbardziej wszechstronnie wypadło omówienie Rodziny Soprano, autorstwa filmoznawcy Jakuba Majmurka, który usytuowuje serial "w kontekście gatunku filmowego, przede wszystkim filmu gangsterskiego", a także omawia "społeczny obraz figury gangstera, jaki jest przedstawiany w serii" oraz "problem kryzysu tradycyjnej męskości (...), który odbija się w psychologicznych problemach głównego bohatera". Zagadnienie płci wysuwa się na plan pierwszy także przy omawianiu takich tytułów, jak Californication, Sex in the City, The L Word, czy Big Love.

Wiele tekstów prezentuje dosyć świeże spojrzenie na konkretne tytuły. Np. Dexter jest dla Macieja Gduli (socjologa) przede wszystkim serią, która obnaża napięcia, jakie rodzą się w spotkaniu trzech sfer ludzkiego życia (praca, rodzina i namiętność). Bardzo podobały mi się także analizy takich tytułów, jak South Park i The Office. Inne omówione bardziej szczegółowo serie to (poza wyżej wymienionymi): The Wire, Rome, Weeds, Friends, Star Trek, House M. D., X-Files, True Blood (ja pisałem o nim tutaj) oraz kilka tytułów polskich (m.in. Ekipa i Świat według Kiepskich) i internetowych.

Tomik wydany przez Krytykę Polityczną czyta się jednym tchem. Jest on cenną inicjatywą, która bardzo cieszy, aczkolwiek zostawia pewien niedosyt. Zabrakło mi tu omówienia tak ważnych przecież "kamieni milowych" telewizji, jakimi były Twin Peaks, The Simpsons, Northern Exposure i Six Feet Under. Nie mogę zrozumieć, że pominięto serial Mad Men, który wydaje się być jak stworzony dla ideologicznej analizy środowiska KP (a tak swoją drogą można było zamieścić przynajmniej świetny tekst na jego temat z Dwutygodnika, skoro część tekstów zamieszczonych w tomie to przedruki z czasopism, także z tegoż internetowego magazynu). Inne produkcje jakby stworzone do omówienia przez KP, których tu zabrakło to Treme i Hung, a także United States of Tara, Nurse Jackie i The Big C. Zapewne każdy wielbiciel małego ekranu dorzuciłby tu jeszcze garść swoich ulubionych tytułów. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak mieć nadzieję, że doczekamy się od Krytyki Politycznej drugiej serii "Seriali".Nie ukrywam, że bardzo na to liczę.

DANE KSIĄŻKI

Autor: Opracowanie zbiorowe
Tytuł: Seriale. Przewodnik Krytyki Politycznej
Seria: Przewodniki Krytyki Politycznej
Projekt okładki: twożywo
ISBN: 978-83-62467-05-1
Okładka: miękka
Format: 118 x 165 mm
Liczba stronic: 320
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Miejsce i data wydania: Warszawa 2011
Cena: 34,90 zł
Premiera: 25 marca 2011




Zdjęcie aktorów ze stajni HBO pochodzi z magazynu Enterteinment Weekly (wyd. amer.) z grudnia 2001 r. - można powiedzieć, że to początek serialowej rewolucji (kliknij, by powiększyć i zobaczyć w całości).

niedziela, 10 kwietnia 2011

Czarny baran na Rocznicę


W ostatnim numerze Tygodnika Powszechnego (15/2011) znaleźć można obszerny materiał związany z rocznicą katastrofy smoleńskiej pt. Rok antyżałoby, którego częścią jest ankieta wśród osobistości życia publicznego (wypowiadają się m.in. Andrzej Zoll, Jerzy Sosnowski, Paweł Śpiewak). Opublikowany tam komentarz Andrzeja Stasiuka uważam za najbardziej trafny i wyrażający także i moją opinię na sprawę. Pozwalam więc sobie przytoczyć słowa pisarza w całości:

Mam w Wołowcu stado owiec. A słuchając jednej z audycji radiowych, występowali w niej m.in. Kurski i Jakubiak, pomyślałem, że dokupię czarnego barana i nazwę go „Smoleńsk”. Wolno mi, bo po 10 kwietnia zabrnęliśmy w groteskę i surrealizm. Rozdęte urzędnicze ego nie pozwala o sobie zapomnieć nawet po śmierci, ci ludzie nie żyją, a nadal mają fioła na swoim punkcie, słyszę, że ci, którzy wtedy siedzieli w samolocie, to byli święci, że zginęła elita elit. Prawda jest znacznie bardziej prozaiczna – w absurdalnej katastrofie zginęło kilkudziesięciu urzędników państwowych, bo ktoś wpadł na pomysł, żeby lecieli na uroczystości jednym samolotem. Jeśli można tak powiedzieć, to była po prostu katastrofa. Koniec świata nie nastąpił, kraj nadal funkcjonuje, Rosjanie nie wjechali czołgami. Rozumiem żałobę rodzin, ale egzekwia, które są nieustannie sprawowane od roku, to nic innego jak marketing emocji połączony ze zwyczajnym szantażem. Dlaczego bije się nas po głowach tym wydarzeniem, dlaczego to cierpienie jest tak widowiskowe i nabiera wyłącznie politycznego wymiaru, dlaczego wypadek lotniczy staje się kluczowym argumentem politycznym? Przecież żałoba nie może trwać w nieskończoność.

Z wydarzeń, które rozegrały się w ciągu minionego roku, najbardziej zapamiętam zamieszanie wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Ująłem się wówczas w jednym z wywiadów za kobietami, które go broniły. Jakoś poirytowała mnie sytuacja, w której tzw. polska lewica uznała obrońców krzyża za dobry cel ataku. Prawdziwa lewica ujęłaby się za tymi odsuniętymi, poniżanymi na co dzień ludźmi, którzy dali się w łatwy sposób i w dobrej wierze zmanipulować. 

Są i dobre sygnały: byłem właśnie u swoich sąsiadów w Wołowcu, trochę rozmawialiśmy. I proszę sobie wyobrazić, że słowo "Smoleńsk" nie padło tam ani razu.

Mieliśmy ważniejsze tematy.

sobota, 2 kwietnia 2011

Co czytam, kiedy nie czytam


Tytuł zaczerpnąłem z tego posta na blogu Miasto książek. Padma pisze w nim o tym, jak niekiedy, pomiędzy lekturami, nachodzi ją ochota, by wrócić do czytanych już wcześniej, a lubianych książek. Moja notka, choć o takim samym tytule, będzie jednak o czymś innym. Ponieważ ja w przerwach między czytaniem książek pożeram straszne ilości prasy (co pochłania zresztą niemały majątek i mnóstwo czasu). Jest to głównie prasa kulturalna, ale zdarza mi się zajrzeć i do innych tytułów. Oto mały przegląd periodyków, które czytam wówczas, kiedy nie czytam.

TYGODNIK POWSZECHNY
Moim zdaniem jest to aktualnie najlepsze pismo ukazujące się w Polsce. Jest to KATOLICKIE PISMO SPOŁECZNO-KULTURALNE, jak głosi podtytuł. I tu od razu istotna uwaga: TP to nie jest pismo religijne tylko właśnie społeczno-kulturalne. Nigdzie indziej nie znajdziecie tak wnikliwych tekstów ze wszystkich dziedzin kultury: o literaturze (znakomity dodatek pt. Magazyn Literacki), sztuce, filmie, muzyce, teatrze, a nawet o tak "niszowych" dziedzinach, jak np. balet. Poza tym sporo o społeczeństwie, historii, czasem o polityce i nauce. Ponadto dużo wywiadów z ciekawymi ludźmi, ciekawe i często dowcipne felietony etc. Teksty na wysokim poziomie i - co dla mnie bardzo ważne - nieraz dosyć długie.

Nie trzeba się bać przymiotnika "katolicki". Owszem, jest tu sporo artykułów na temat Kościoła, wiary i religii, ale nie ma to nic wspólnego z "praniem mózgu w letniej wodzie święconej" (słowa ks. J. Pasierba), jakie lubią nieraz serwować niektóre katolickie media. Ponadto sprawy religijne ukazane są zawsze w szerszym kulturalno-społecznym aspekcie, bardzo często dopuszczając do głosu ludzi o odmiennym zdaniu, niż hierarchia (za co nieraz  pismo zbierało  cięgi). Przyznam, że w Tygodniku widzę jedną z ostatnich oaz wysokiego poziomu refleksji i dyskusji na medialno-kulturalnej pustyni naszego kraju. Jak pisałem już w innym miejscu: Tygodnik Powszechny jest też w naszym kraju bardzo potrzebnym świadkiem tego, że wiara i przynależność do Kościoła katolickiego nie musi wiązać się z odrzuceniem myślenia, wolności, pluralizmu, nie musi łączyć się z mową nienawiści i brakiem kompetencji. Tygodnik pokazuje, że katolicki znaczy powszechny, a bycie katolikiem nie kłóci się z postawą pełną otwartości, zaufania, a jednocześnie krytycznego myślenia – bez wyrzekania się własnej katolickiej tożsamości i ewangelicznych korzeni. Dzięki temu takie wartości jak wiara, chrześcijaństwo, Ewangelia, Kościół mogą zostać dostrzeżone jako jasny punkty i ważne elementy naszej kultury. A tak poza tym to po prostu świetne pismo kulturalne.

FILM
Magazyn ten czytam bez przerwy odkąd z tygodnika stał się miesięcznikiem, tj. od września 1993 r. Film przechodził w tym czasie różne okresy, pełne wzlotów i upadków. Na szczęście ostatnio znów jest na fali wznoszącej. Cieszy mnie, że można tam znaleźć coraz więcej analiz około-filmowych, wywiadów z ludźmi filmu, wyrazistych felietonów. Jest to miesięcznik lekki i przyjemny, który biorę do ręki zawsze wtedy, gdy chcę odpocząć nieco od ciężkiej i poważnej tematyki, która dominuje w innych czytanych przeze mnie czasopismach.



KINO
Miesięcznik filmowy w sumie ciekawszy i bardziej ambitny od wyżej wymienionego. Szkoda, że cały czas balansuje na granicy bankructwa. Publikuje zdecydowanie najlepsze recenzje filmowe w kraju (dorównują im jedynie te z Tygodnika Powszechnego). Są one publikowane także na stronie internetowej pisma, więc warto tam czasem zajrzeć.






PRZEKRÓJ
Bardziej lub mniej dokładnie obserwuję przemiany tego tygodnika od dobrych kilku (a może nawet kilkunastu) lat i muszę przyznać, że w tym okresie nigdy nie był tak interesujący, jak za czasów Katarzyny Janowskiej. To właśnie ona sprawiła, że Przekrój stał się naprawdę ciekawym pismem kulturalnym, z dłuższymi tekstami i dominacją grafiki nad fotografią (także na okładkach). Niestety właśnie ukazał się pierwszy numer z nowym naczelnym (nie wiem czemu odeszła pani Katarzyna). I tygodnik właśnie przechodzi fazę małej rewolucji: zmienił dzień ukazywania się (na poniedziałek), obniżył objętość (do 60 stron) i cenę (3,99 zł) i - co najważniejsze - przeniósł się w dużej mierze do internetu. Efekt możecie zobaczyć tutaj. Akurat te zmiany mi się nie podobają (polecam ciekawy post na ten temat na blogu młodej pisarki), no ale pożyjemy, zobaczymy.


NOWE KSIĄŻKI
Zasłużony miesięcznik (założony w 1949 r.), o nieco archaicznej szacie graficznej, za to za stosunkowo niewielkie pieniądze (8 zł). Stały układ pisma to jeden długi wywiad z pisarzem plus całe mnóstwo rzetelnych recenzji książkowych z wszystkich możliwych dziedzin - i jeszcze parę drobiazgów "około-książkowych" na dodatek. Obowiązkowa lektura każdego mola książkowego.





ZNAK
Miesięcznik, który kupuję tylko wówczas, gdy zaciekawi mnie temat numeru (cena trochę zaporowa: 18 zł). Za to, gdy już kupię dostaję zestaw tekstów który prezentuje dany temat naprawdę wnikliwie i z różnych punktów widzenia. W każdym numerze także recenzje książkowe, eseje, często różne ankiety i rozmowy. Elegancka szata graficzna. Summa summarum: najwyższa półka.




WIĘŹ
Warszawskie pismo nieco podobne do krakowskiego Znaku, ale o odrobinę lżejszym kalibrze i z większą ilością tematyki religijnej. Każdy numer także sprofilowany tematycznie. Ponadto sporo felietonów (w tym zawsze świetne teksty Jerzego Sosnowskiego), recenzji książek i jedna z moich ulubionych rubryk Ksiądz z kobietą w kinie czyli rozmowa o filmach.





ARTEON
Jeden z tych magazynów o sztuce najnowszej, które naprawdę da się czytać. Myślę, że nawet "laik" jest w stanie znaleźć coś ciekawego dla siebie.










ART & BUSINESS
Jedno z najładniejszych i najbardziej eleganckich pism w Polsce (ostatnio też przeszło metamorfozę). Kosztuje niemało (16 zł), ale przynajmniej widzę za co płacę. Znakomitej jakości zdjęcia i teksty na ponad 240 stronach. Oprócz sztuki, sporo na temat kolekcjonerstwa, inwestycji finansowych i biznesu, ale też o designie, modzie etc.






SPOTKANIA Z ZABYTKAMI
Całkiem rzetelny dwumiesięcznik o polskiej sztuce dawnej, ale bywa nieco nudnawy - w zasadzie tylko dla zainteresowanych tą tematyką. Kupuję głównie ze względów "zawodowych". Plus za nową, bardziej elegancką szatę graficzną.







ZESZYTY LITERACKIE
Pismo jak z innej epoki - i pod względem edytorskim i merytorycznym. Kupuję i czytam tylko czasami, gdy zainteresuje mnie większa ilość zamieszczonych materiałów. Nazwiska autorów w kółko te same: Miłosz, Herbert, Zagajewski, Hartwig, Herling-Gruziński, Bieńkowska, Karpiński itp. Tematyka głównie literacka i podróżnicza (och, ta Italia!).






KWARTALNIK ARTYSTYCZNY
Nieco podobny do Zeszytów Literackich - często podobna tematyka i zestaw nazwisk, ale jednak dużo ciekawszy. Brawa za zeszyty tematyczne (Samuel Beckett, Francis Bacon itd.). Na tej stronie można gratis ściągnąć w pdf-ie sporo archiwalnych numerów (legalnie!).







OPCJE
Kolejne pismo, które ostatnio przeszło metamorfozę. Wyszła mu na dobre. Jeden z najciekawszych pod względem graficznym periodyków (to kwartalnik). Długie, wymagające artykuły, wiodący temat numeru i sporo recenzji różnych wydarzeń kulturalnych. Ponad 200 pięknie wydanych stron za marne 6 (słownie: sześć) złotych. Cuda jakie, czy co?





KONTEKSTY (Polska Sztuka Ludowa)
Niech Was nie zmyli podtytuł (to pozostałość po dawno zapomnianych czasach). Pismo antropologiczne składające się z ambitnych esejów "od sasa do lasa" - choć związanych zawsze jakoś z tematem numeru. A te są bardzo różne: Dom, Antropologia miasta, Żywoty zwierząt itd. Znakomici autorzy, ładna szata graficzna, bardzo duża objętość i takaż cena (od 25 do 50 zł).





AUTOPORTRET
Pismo o dobrej przestrzeni - głosi podtytuł (cokolwiek to ma znaczyć). Sporo na temat architektury i urbanistyki, ale nie tylko. Dla przykładu kilka tematów numeru: Dom w Polsce, Nowoczesności, Przestrzenie wirtualne. Raczej krótkie i dosyć zwięzłe teksty, oryginalny format i szata graficzna.






HERITO
O tym periodyku pisałem już tutaj. Niestety drugi numer trochę mniej ciekawy niż pierwszy. Zobaczymy jak będzie dalej.











Sięgam też po inne tytuły, np. RESPUBLICA NOWA, TOPOS, FRAGILE, STRONY, CZAS KULTURY, KWARTALNIK FILMOWY, RYMS, POLITYKA, NEWSWEEK, GOŚĆ NIEDZIELNY, PRZEGLĄD POWSZECHNY i inne. Zawsze je przeglądam, a kupuję, gdy zainteresuje mnie co najmniej kilka tekstów. Podsumowując: nie jest najgorzej. Człowiek interesujący się kulturą ma w czym wybierać. Oczywiście pisma te są dostępne tylko w niewielu wybranych miejscach (co by nie powiedzieć, empiki są w przypadku prasy niezastąpione). Brakuje mi jednak w naszym kraju tygodnika stricte kulturalnego. Trochę dziurę tę próbuje łatać Tygodnik Powszechny i Przekrój, ale to jeszcze nie to. Może by tak wydawać np. taki DWUTYGODNIK na papierze? To by było to, na co czekam.

A Wy jakie czasopisma czytacie?