piątek, 22 kwietnia 2011

Religijnie przed świętami


Od dłuższego czasu obserwuję w polskim Kościele zjawisko, które niezmiernie mnie niepokoi. Otóż wydaje mi się, że coraz szersze kręgi duchowieństwa - także na najwyższych szczeblach - zdają się przyjmować postawę populistyczną i antyintelektualną. W wielu mediach katolickich, na ambonach, w prywatnych rozmowach widać, że dochodzi do jakiegoś dziwnego "zwierania szeregów" i szerzy się duch sekciarstwa. Najwyraźniej widać to w spotkaniu wiary z polityką, co ujawniła z całą mocą katastrofa smoleńska i to, co dzieje się w związku z nią przez ostatni rok (świetną diagnozę tego zjawiska przedstawił Michał Olszewski w świątecznym numerze Tygodnika Powszechnego - całość pojawi się wkrótce tutaj).

Okazuje się, że w tych swoich spostrzeżeniach nie jestem odosobniony, bo swoje niepokoje w tej kwestii zaczęli już wyrażać inni zaangażowani katolicy. Mam tu na myśli zwłaszcza artykuł teologa Jarosława Makowskiego i literaturoznawcy Artura Madalińskiego opublikowany niedawno w Polityce (można go przeczytać tutaj). Już sam fakt, że jest więcej takich osób dodaje mi otuchy.

Jednakże w tych dniach światłem nadziei jest czytana przeze mnie najnowsza książka Benedykta XVI Jezus z Nazaretu, cz. II: Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania. Jest ona bardzo wymownym (bo papieskim) świadectwem tego, że Kościół i wiara nie mogą obejść się bez rzetelnej refleksji.

84-letni papież zadziwia obeznaniem w literaturze teologicznej, także tej najnowszej (i nie tylko "ortodoksyjnej"). W swoim dziele obficie cytuje ustalenia różnych teologów, biblistów i historyków, wchodzi z nimi w żywy dialog, poważnie traktuje ich argumenty, z niektórymi także polemizuje. Poleca też do lektury różne naukowe publikacje, a niemałą bibliografię konstruuje w ten sposób, że prawie każdą pozycję komentuje, pisząc co możemy w niej znaleźć i co jest tam najbardziej interesujące.

Przy tym wszystkim sama lektura książki Ratzingera jest fascynująca (choć nie pozbawiona fragmentów odrobinę nużących). Zadziwia żywotność myśli, interpretacja wielu słów Jezusa i szczegółów jego ostatnich dni na ziemi. A do tego ile ważnych i inspirujących pytań. Jeden tylko przykład (trochę à propos moich uwag wstępnych, tj. zaczadzenia polityką). Pisząc o przesłuchaniu Chrystusa przez Piłata pyta papież:
Czy polityka może uznać prawdę za element swej struktury? Czy też musi prawdę, jako coś niedostępnego, pozostawić w sferze podmiotowej, a zamiast niej szukać sposobów zaprowadzania pokoju i sprawiedliwości w posługiwaniu się instrumentami dostępnymi władzy? Jeśli weźmiemy pod uwagę niemożność znalezienia konsensu w prawdzie, to czy opierająca się na niej polityka nie stanie się narzędziem pewnych tradycji, które w rzeczywistości są tylko sposobami dochodzenia do władzy?

Z drugiej strony jednak, co dzieje się wtedy, gdy prawda się nie liczy? Jaka sprawiedliwość jest wtedy możliwa? Czy nie są tu konieczne wspólne kryteria, które rzeczywiście dają wszystkim gwarancję sprawiedliwości - kryteria, które nie są zależne od dowolności zmieniających się poglądów i koncentracji władzy? Czy nie jest prawdą, że wielkie dyktatury utrzymywały się przy życiu dzięki potędze kłamstwa, i że wyzwalać mogła tylko prawda? (s. 206)

W dyskursie papieża uderza też jego pokora w obliczu osoby Chrystusa i jego życia. Chociaż pisze oczywiście z ortodoksyjnych pozycji katolickich, to jednak nie waha się stawiać pytania, na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Potrafi zatrzymać się w porę i pochylić głowę przed tajemnicą, jednocześnie inspirując czytelnika do własnych przemyśleń i poszukiwań. Jak pisze w jednym momencie:
Pretensjonalne i jednocześnie niepoważne wydaje mi się zaglądanie do świadomości Jezusa i usiłowanie wyjaśnienia jej na podstawie tego, co On myślał, czy też nie myślał - zgodnie z naszą wiedzą o tamtych czasach i o ówczesnych koncepcjach teologicznych. (s. 149)

Być może za taką pretensjonalną i niepoważną próbę podejścia do postaci Mistrza z Nazaretu, uznałby papież film, który w tych dniach obejrzałem: słynne Ostatnie kuszenie Chrystusa Martina Scorsese z 1988 r. Książkę Nikosa Kazantzakisa, na której został on oparty czytałem już dawno, ale zapadła mi ona dość głęboko w pamięć. Z kontrowersyjnej, acz interesującej wizji Jezusa z powieści greckiego pisarza uczynił Scorsese prawdziwie hipnotyczne widowisko. Reżyser przedstawia własną wizję postaci - różniącą się zarówno od tej kanonicznej, jak i powieściowej (aczkolwiek nie oderwaną od tamtych). Spodobało mi się w niej zwłaszcza ukazanie człowieczeństwa Jezusa i jego stopniowe dochodzenie do prawdy o sobie i swojej misji.

Film jest wysmakowany wizualnie (w wielu miejscach wyraźnie inspiruje się malarstwem religijnym) oraz mistrzowsko wyreżyserowany i zagrany, ze świetną muzyką, zdjęciami, scenografią, kostiumami i plenerami. Jest też oczywiście kilka scen i rozwiązań, które mnie nie przekonały, jak np. scena z wyrywaniem sobie serca, groteskowy chrzest nad Jordanem, uzdrowienia i cuda, wreszcie nieco rozlazłe i nudne tytułowe "ostatnie kuszenie". Brakuje mi też kilku wydarzeń ewangelicznych oraz bardziej wyrazistego ukazania Apostołów. Niemniej jednak jest to film porywający, odważny i inspirujący. I co chyba najważniejsze, czuć w nim autentyzm: obraz ten to przejmujące świadectwo zmagań duchowych reżysera (i chyba nie tylko jego) i kolejny dowód na to jak wyjątkową i skomplikowaną postacią był Mesjasz z Nazaretu i Jego nauczanie - nie dające sprowadzać się tylko do jakichś dogmatycznych formułek, nakazów, zakazów, rytuałów i konwencji. Oby nasz polski Kościół szedł za przykładem papieża i nigdy o tym nie zapominał.


Cytaty z książki Benedykta XVI w tłumaczeniu Wiesława Szymony OP (Wyd. Jedność, Kielce 2011).

2 komentarze:

  1. Czytałam o artykuł w "Polityce" o którym wspominasz i trudno z jego tezami się nie zgodzić. Jedynym miejscem rzetelnej dyskusji jest dla mnie, wspomniany przez Ciebie "Tygodnik Powszechny". Niestety Kościół (jeszcze dla mnie przez duże "K") wydaje się być kolorach czarno-białych - gdzie brak miejsca na "szarość", refleksję. Szkoda bo bardzo wiele osób odchodz, nie znajdując dla siebie miejsca. Serdeczności na Święta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja obok "Tygodnika Powszechnego" wymieniłbym jeszcze "Znak" i "Więź". Są też czasem organizowane różne inicjatywy, takie jak Dni Tischnerowskie w Krakowie, czy Zjazdy Gnieźnieńskie, które są także miejscami rzetelnych debat na najwyższym poziomie intelektualnym. Niestety są to wydarzenia o stosunkowo małym zasięgu. Też życzę wszystkiego najlepszego na Święta i dziękuję, że zaglądasz, czytasz i się odzywasz!

    OdpowiedzUsuń