niedziela, 10 kwietnia 2011

Czarny baran na Rocznicę


W ostatnim numerze Tygodnika Powszechnego (15/2011) znaleźć można obszerny materiał związany z rocznicą katastrofy smoleńskiej pt. Rok antyżałoby, którego częścią jest ankieta wśród osobistości życia publicznego (wypowiadają się m.in. Andrzej Zoll, Jerzy Sosnowski, Paweł Śpiewak). Opublikowany tam komentarz Andrzeja Stasiuka uważam za najbardziej trafny i wyrażający także i moją opinię na sprawę. Pozwalam więc sobie przytoczyć słowa pisarza w całości:

Mam w Wołowcu stado owiec. A słuchając jednej z audycji radiowych, występowali w niej m.in. Kurski i Jakubiak, pomyślałem, że dokupię czarnego barana i nazwę go „Smoleńsk”. Wolno mi, bo po 10 kwietnia zabrnęliśmy w groteskę i surrealizm. Rozdęte urzędnicze ego nie pozwala o sobie zapomnieć nawet po śmierci, ci ludzie nie żyją, a nadal mają fioła na swoim punkcie, słyszę, że ci, którzy wtedy siedzieli w samolocie, to byli święci, że zginęła elita elit. Prawda jest znacznie bardziej prozaiczna – w absurdalnej katastrofie zginęło kilkudziesięciu urzędników państwowych, bo ktoś wpadł na pomysł, żeby lecieli na uroczystości jednym samolotem. Jeśli można tak powiedzieć, to była po prostu katastrofa. Koniec świata nie nastąpił, kraj nadal funkcjonuje, Rosjanie nie wjechali czołgami. Rozumiem żałobę rodzin, ale egzekwia, które są nieustannie sprawowane od roku, to nic innego jak marketing emocji połączony ze zwyczajnym szantażem. Dlaczego bije się nas po głowach tym wydarzeniem, dlaczego to cierpienie jest tak widowiskowe i nabiera wyłącznie politycznego wymiaru, dlaczego wypadek lotniczy staje się kluczowym argumentem politycznym? Przecież żałoba nie może trwać w nieskończoność.

Z wydarzeń, które rozegrały się w ciągu minionego roku, najbardziej zapamiętam zamieszanie wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Ująłem się wówczas w jednym z wywiadów za kobietami, które go broniły. Jakoś poirytowała mnie sytuacja, w której tzw. polska lewica uznała obrońców krzyża za dobry cel ataku. Prawdziwa lewica ujęłaby się za tymi odsuniętymi, poniżanymi na co dzień ludźmi, którzy dali się w łatwy sposób i w dobrej wierze zmanipulować. 

Są i dobre sygnały: byłem właśnie u swoich sąsiadów w Wołowcu, trochę rozmawialiśmy. I proszę sobie wyobrazić, że słowo "Smoleńsk" nie padło tam ani razu.

Mieliśmy ważniejsze tematy.

3 komentarze:

  1. I ja jestem wśród antyżałobników. Mam nadzieję, że oficjalna (tzn. opłacana przez podatników) część tego spektaklu zakończy się dzisiaj, ale coś mi podpowiada, że tak się nie stanie. Przecież trzeba jeszcze sprowadzić do polski wrak samolotu i zrobić z niego narodową relikwię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Stasiuk ma rację! Życie biegnie do przodu i ... mamy dziś "ważniejsze tematy".

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń