Jak już wspomniałem w jednym z wcześniejszych wpisów, podczas moich rzymskich wakacji korzystałem z codziennych podróży pociągiem, aby czytać. Oto co udało mi się przez ten miesiąc pochłonąć:
Jake Morrissey, Geniusze Rzymu. Bernini i Borromini: rywalizacja, która zmieniła Wieczne Miasto
Lektura jak najbardziej odpowiednia do zaistniałych okoliczności. Spodobał mi się już sam fakt, że ktoś zdecydował się zestawić te dwie wybitne postaci, żyjące obok siebie i już za życia rywalizujące ze sobą na polu sztuki. Realizacja tego pomysłu przeprowadzona została w zasadzie bez większych zastrzeżeń. Morrissey trzyma się udokumentowanych faktów i podaje przy tym wiele ciekawych anegdot i mało znanych informacji. Czasem z zacięciem godnym prawdziwego literata, który przeszedł solidne kursy "kreatywnego pisania", próbuje wniknąć w motywacje opisywanych osób lub rekonstruować brakujące fakty. Na szczęście nie popuszcza zbyt mocno wodzy fantazji i trzyma wszystko w rozsądnych ryzach. Język ma przy tym żywy i potoczysty, choć czasami jego kwieciste opisy i absurdalne porównania wywołują uśmiech, który na pewno nie był zamierzony przez autora. Podejrzewam, że w języku angielskim jest to jeszcze do zniesienia, ale przełożone żywcem na polski już nie. Wielkim minusem tej książki jest polskie tłumaczenie niejakiej Moniki Ostrowskiej-Szymaszek oraz redakcja, za którą odpowiedzialni byli Wojciech Żyłko i Joanna Przewdziękowska (cóż za wdzięczne nazwisko!). Tłumaczka zdecydowanie o wiele bardziej nadaje się do tłumaczenia literatury pięknej niż książek popularno-naukowych lub o tę dziedzinę zahaczających. Fragmenty literackie wychodzą jej o wiele lepiej niż tłumaczenia np. opisów dzieł sztuki. Dosyć często domyślać się trzeba o co autorowi tak naprawdę chodziło. Co do redaktorów - oprócz pospolitych literówek zdarzają się poważniejsze błędy stylistyczne i merytoryczne (np. w datach i nazwiskach), a nawet mylenie Berniniego z Borrominim, co szczególnie w wypadku takiej książki jak ta, jest wyjątkowo denerwujące i absolutnie niedopuszczalne. Aż żałuję, że nie zaznaczyłem sobie paru kwiatków, jakie można znaleźć w tej publikacji. Plus dla wydawcy za elegancką stronę typograficzną i indeksy. Pozycja byłaby o wiele atrakcyjniejsza, gdyby zamieszczono w niej więcej zdjęć i planów, ale jest i tak nieźle.
Mikołaj Szymański, Ab ovo. Antyk, Biblia etc.
Rzecz zdobyta za grosze na wyprzedaży, a jaki skarb! Cóż za smakowita lektura! Zbiór rewelacyjnych miniaturek na przeróżne tematy krążące zawsze wokół kwestii języka. Arcyśmieszne i nader pouczające. Do moich ulubionych należą: Biblioteki, Błędy i poprawki, Cytaty angielskie, Etymologie, Pseudoetymologie, Pisanie po książkach, Prowincjonalizmy językowe, Przekład i oryginał, Rozmówki... Ech, w sumie to mógłbym wymienić niemal każdy z tych zgrabnych felietonów. Lektura lekka i przyjemna, dla każdego, kto lubi zabawy językiem i literaturę w ogóle. Takim osobom powinien spodobać się też kolejny tytuł:
Jacek Podsiadło, Życie, a zwłaszcza śmierć Angeliki de Sancé
Już na okładce i jeszcze parę razy w tekście, autor (Znany Poeta) tłumaczy się dlaczego napisał tę książkę - i to w dodatku prozą. Najbardziej przekonywuje mnie jeden powód: "bo istnieje język". Podsiadło bawi się językiem nieustannie i wywraca go we wszystkie możliwe strony. Książka sprawia wrażenie, jakby napisana została dla zabawy (żeby nie powiedzieć dla żartu), ale co najważniejsze i czytelnik może się przy niej nieźle ubawić. Raz po raz wybuchałem głośnym śmiechem czytając o przygodach grupy 40-letnich młodzieńców. Bo jest to jak najbardziej książka przygodowa. Przygód tu nie brakuje. ;) Bywały też jednak momenty, szczególnie w pierwszej połowie, gdy książka bardzo mnie irytowała. Jakoś nie bardzo przemówiła do mnie historia Angeliki, Olgierda Jelitko, Anhellego, wieloryba et co. Z tych surrealistycznych opowiastek w pełni spodobała mi się tylko relacja z odwiedzin zwierzęcych urzędników, ewentualnie historia gorącego romansu z Draculą. Książka ta bowiem to zbiór luźno ze sobą powiązanych pod względem fabularnym "opowiastek", które zupełnie dobrze bronią się także w oddzielnej lekturze. Wśród nich jest kilka naprawdę genialnych, jak te opisujące np. ceremonię pogrzebową ojca narratora (sic!), podczas której pierwsze skrzypce grają Kosmiczne Ciotki; a także opowiadania o wyjeździe w puszczę z 90-letnimi kowbojkami lub o głośnej lekturze w pociągu. Ja wprawdzie nie czytałem tej książki na głos (choć w pociągu), ale i tak niektórzy współpasażerowie zerkali z zainteresowaniem na okładkę widząc moje wybuchy wesołości. Świetna lektura na wakacje i wszelkie wyjazdy.
Witold Gombrowicz, Opętani
Długo zwlekałem z lekturą tej powieści, pomimo, że jej autor należy do moich ulubionych. Tytuł ten nie pociągał mnie tak bardzo może dlatego, że słyszałem, iż jest to jego "nieodrodne i niechciane dziecko", do którego bardzo długo się nie przyznawał; że to taka młodzieńcza "powieść dla kucht" pisana wyłącznie dla zarobku i publikowana w odcinkach w kilku dziennikach niezbyt wysokiego lotu. Rzeczywiście jest to bezpretensjonalne czytadło, za to czytadło znakomite. Pochłania się je jednym tchem. Świetny melanż kryminału, powieści gotyckiej, dreszczowca, romansu i powieści obyczajowej. Całość jednak miejscami ociera się o pastisz, co sprawia, że silna jest pokusa, by doszukiwać się w niej jakiejś głębszej treści. Nie mnie wyrokować, czy ona tam się znajduje, czy nie - najwięksi o to się spierają (zob. polemika między Marią Janion a Jerzym Jarzębskim). Tak, czy siak, znać w tej książce pióro Gombrowicza: fascynacja i urzeczenie młodością, manipulacje jakie jedne postaci czynią względem innych, wreszcie mocno zaakcentowane relacje międzyosobowe oraz to, jak "tworzymy się" w kontakcie z drugim (widoczne to szczególnie mocno w wątku Leszczuka i panny Ochołowskiej, ale nie tylko). Podczas lektury Opętanych dosyć często przychodziła mi na myśl Pornografia tegoż autora, choć jest to rzecz zdecydowanie innego kalibru. To przede wszystkim czytadło z najwyższej półki - w sam raz do pociągu.
Klaus Brinkbäumer, Afrykańska odyseja
Książka o zupełnie innym ciężarze niż poprzednie. Poważna literatura faktu, poruszająca trudną tematykę, nieraz bardzo bolesną. Opowieść o mieszkańcach Czarnego Lądu, którzy decydują się na niemal beznadziejną podróż do Europy, w poszukiwaniu utrzymania dla siebie i rodziny. W poszukiwaniu jakiegoś sensu i nadziei, których pozbawieni są w swoich ojczyznach. Od dawna interesują mnie kwestie związane z Afryką i była to dla mnie ważna lektura, pozwalająca pogłębić jeszcze nieco rozumienie tej tematyki. Pozwoliła mi też uświadomić sobie, że przecież jako Europejczyk, żyję w raju. "Bo tu jest co jeść i pić, można uczyć się i pracować. Wszystko można". Pod wpływem tej lektury zacząłem przyglądać się czarnoskórym, których spotykałem na rzymskich ulicach, w pociągu i metrze. Czy wielu z nich przeszło to samo, co bohaterowie tego reportażu?
Jeffrey Chipps Smith, The Northern Renaissance
Książkę kupiłem w dosyć korzystnej cenie w jednym z włoskich antykwariatów. Nie planowałem czytać jej w Rzymie (nie te klimaty), ale ponieważ skończyły mi się przywiezione lektury, nic innego mi nie pozostało. Jest to jedna z pozycji w rewelacyjnej serii Art and Ideas wydawnictwa Phaidon. Autor przygląda się sztuce, którą nazywa Północnym Renesansem. Pod tym terminem kryje się wszystko, co powstało mniej więcej w latach 1380 - 1580 pomiędzy Krakowem a Paryżem i Morzem Północnym a Alpami. Znajdziemy tu dzieła takich artystów, jak Rogier van der Weyden i Jan van Eyck, Albrecht Dürer i Hans Memling, Bracia Limbourg i Wit Stwosz oraz wielu innych. Co ciekawe, materiał nie jest omówiony w taki sposób, jak czynią to podręczniki lub większość opracowań danej epoki w zakresie historii sztuki. Kolejne dzieła nie są więc omawiane ani w porządku chronologicznym, ani według rejonów geograficznych, ani według dziedzin, technik i materiałów. Zamiast tego autor omawia różne zagadnienia związane z tą epoką i z tą sztuką. Jest np. rozdział o artystach jako takich i sposobie ich działalności, o sztuce dworskiej i religijnej, o sztuce związanej ze śmiercią, o reformacji itd. O dziwo ten system się sprawdza. Sprawia, że książkę czyta się znakomicie i doskonale wnika się w ducha epoki. Ponadto autor świetnie omawia wybrane dzieła, a jego wybór dzieł wcale nie jest oczywisty. Obok sztandarowych przykładów jak Ołtarz Gandawski, czy Ołtarz z Isenheim, portret Arnolfinich, czy grafiki Durera, znajdziemy tu gro dzieł mniej znanych, co nie znaczy, że mniej ciekawych. Świetnie napisana, bardzo dobra pozycja dla tych, którzy dopiero zaczynają poznawać sztukę "północnego renesansu", jak i dla tych, którzy pragną ugruntować i poszerzyć swoją wiedzę na ten temat.
Virginia Woolf, Mrs Dalloway
Już od dawna chciałem powtórzyć sobie tę bodajże najbardziej znaną książkę mojej ukochanej autorki i wreszcie nadarzyła się znakomita okazja. Nie dość, że miałem czas (kolejne kilka dni podróży pociągami), to jeszcze znalazłem idealne dla mnie wydanie. Chodzi mi o egzemplarz z serii Reading Classics z wydawnictwa Black Cat. Jest to seria przeznaczona dla tych wszystkich, dla których język angielski nie jest ojczystym językiem. Tekst opatrzony jest w liczne przypisy tłumaczące co trudniejsze słowa, wyrażenia i fragmenty. Do tego dołączony jest obszerny komentarz, napisany przez znawcę tematu, w którym znaleźć można m. in. biografię autora (ozdobioną zdjęciami), charakterystykę jego twórczości na tle epoki i ówczesnych pisarzy, a także omówienie tego konkretnego tytułu (główne tematy i postaci powieści, kompozycja tekstu, techniki narracyjne etc.). Jakby tego było mało, na końcu znajdziemy szczegółowe pytania dla studenta, pozwalające jeszcze głębiej wejść w czytany tekst i lepiej się nad nim zastanowić. Wszystko oczywiście po angielsku. Do tego wszystkiego dołączony jest jeszcze, może już mniej potrzebny gadżet w postaci płyty CD z nagranymi wyjątkami z tekstu oraz specjalna zakładka do książki powtarzająca motyw graficzny z okładki. Całe to cacko w bardzo przystępnej cenie. W serii wyszło już mnóstwo tytułów takich klasyków, jak Samuel Beckett, Charles Dickens, E. M. Forster, James Joyce, Oscar Wilde i wielu innych. Dlaczego u nas nikt nie wydaje czegoś podobnego, albo chociaż nie sprowadza tej konkretnej serii?
Wyposażony w tak ciekawą pomoc, mogę jeszcze bardziej docenić tę wyjątkową prozę i głębiej wniknąć w jej znaczenia. Teraz nie pozostaje nic innego, jak przeczytać nasze polskie opracowanie tego tytułu czyli Zasłonę w rajskie ptaki Wiesława Juszczaka, którą wreszcie udało mi się kupić w sieci po długich poszukiwaniach. Ten tytuł jest następny w kolejce. Jednak już nie w kolei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz