piątek, 25 listopada 2011

Ankieta na trzecie urodziny


I stało się. Zapomniałem o trzecich urodzinach swojego bloga, które minęły w poniedziałek, 21 listopada. Mam nadzieję, że nie oznacza to, że blog staje się dla mnie coraz mniej ważny - choć tak może się wydawać po ilości postów i nieregularności ich pojawiania się. 


Zresztą zakładając bric-à-brac naprawdę nie wiedziałem jak długo uda mi się go pociągnąć. Od początku postanowiłem sobie, że pisał będę tylko wtedy, gdy będę miał ciekawy temat i ochotę - nic na siłę. W najśmielszych marzeniach nie spodziewałem się, że potrwa to tak długo.

Trzecie urodzinki!

Każde urodziny są okazją do tego, żeby podziękować czytelnikom. Bardzo wdzięczny jestem za to, że tu zaglądacie i chcecie czytać moje wypociny. Wyjątkowo gorąco dziękuję tym, którzy decydują się czasem zostawić tu swój ślad poprzez komentarze.


Dziś mam do Was prośbę: zaznaczcie w ankiecie jaka tematyka na moim blogu szczególnie Was interesuje. Mile widziane także uzasadnienia w komentarzach. Jestem niezmiernie ciekawy jakie wpisy szczególnie Was zajmują. Kto wie, może nawet zmuszę się (a jednak!) do tego, żeby teksty na dany temat pojawiały się częściej?


Jeszcze raz wszystkim najmocniej dziękuję za obecność, lekturę, wyrazy sympatii oraz za udział w ankiecie.

P.S. Można zaznaczać więcej odpowiedzi. Nie ograniczam ankiety czasowo - każdy kto tu zaglądnie w przyszłości będzie mógł zostawić swój głos.

sobota, 12 listopada 2011

Panie śpiewają


Obecny rok obfituje w nowe, znakomite dokonania moich ulubionych artystek muzycznych. Oto małe zestawienie wydanych ostatnich miesiącach płyt - można je uznać za przedwczesne podsumowanie roku.

PJ Harvey - Let England Shake


Ta płyta ukazała się już chwilę temu, bo w połowie lutego bieżącego roku - nic jednak o niej jeszcze nie pisałem. Nie, nie jest to najlepsza płyta w dorobku PJ, jak głosili to wszem i wobec krytycy brytyjscy, niemniej jednak jest to płyta znakomita - jak na artystkę tej klasy przystało. PJ Harvey stawia sobie chyba za punkt honoru, by każdy kolejny album różnił się od poprzednich. I chociaż wciąż jest to stara, dobra Polly (choć chyba nieco mniej "rockowa", a bardziej folkowa), to tym razem w tekstach bardziej zaangażowana politycznie i społecznie. Nowym instrumentem, który artystka opanowała na tę płytę to... cytra. Wyjątkowo silna jest też obecność instrumentów dętych. Piosenki są bardzo melodyjne, niemal przebojowe. Moi faworyci to The Last Living Rose, On Battleship Hill oraz In the Dark Places





Patti Smith - Outside Society


Najnowszy album legendy rocka to tylko składanka największych przebojów, ale całość jest zaskakująco spójna. To sama Patti wybrała te 18 utworów ze wszystkich swoich studyjnych albumów - od Glorii z 1975 r. (którą debiutowała na scenie, jak to opisuje w książce Just Kids) po przepiękną balladę Trampin' z 2004 roku. Oba te utwory są zresztą coverami i takich kongenialnych przeróbek utwórów innych artystów jest tutaj więcej (m.in. So You Want To Be A Rock N Roll Star grupy Byrds oraz Smells Like Teen Spirit Nirvany). Patti Smith ma to do siebie, że do każdego coveru podchodzi bardzo twórczo, co wiąże się m.in. z dokładaniem nowych tekstów i zwrotek - nieraz improwizowanych. Słynie ona ze spontanicznych słowotoków, bez których nie może obejść się żaden występ na żywo. Dobrze więc, że na tej kompilacji znalazło się także miejsce dla nagranego na żywo, elektryzującego Rock N Roll Nigger.

Płyta jest gratką szczególnie dla tych, którzy chcieliby dopiero zapoznać się z twórczością artystki. Prezentuje ona przekrój przez całą jej karierę, a wybrane piosenki są naprawdę przepiękne: Pissing In A River, Dancing Barefoot, Summer Cannibals, Glitter In Their Eyes, Lo and Beholden to tylko niektóre z tego szeregu niezapomnianych, pełnych pasji i emocji, szczerych do bólu utworów. Gratką dla fanów jest natomiast książeczka dołączona do albumu, w której znajdują się krótkie komentarze piosenkarki do każdej piosenki, napisane specjalnie na tę okazję.

I chociaż to "tylko" składanka, Outside Society to jedna z najlepszych płyt roku. Obowiązkowo!





Tori Amos - Night of Hunters


Najlepszy album Tori od czasu Scarlet's Walk (2002)! Album zupełnie wyjątkowy, tak jak i jego historia (artystka opowiada ją na filmie DVD dołączonym do limitowanego wydania płyty oraz w licznych wywiadach, np. na YouTube). Otóż pewnego razu z artystką skontaktował się dr Alexander Buhr, muzykolog z prestiżowej wytwórni Deutsche Grammophon, wydającej muzykę klasyczną. Zaproponował on Tori, aby skomponowała cykl piosenek będących swoistymi wariacjami utworów muzyki klasycznej. Nie bez obaw artystka w końcu zgodziła się, prosząc muzykologa o pomoc w wyselekcjonowaniu odpowiednich utworów. W końcu powstał wybór 14 nowych kompozycji zainspirowanych utworami kompozytorów tak znanych, jak Bach, Chopin, Debussy, Satie, Schubert, Mendelssohn, Schumann oraz mniej popularnych (Alkan, Granados, Mussorgsky, Scarlatti). Tak swoją drogą warto zadać sobie trud, by porównać oryginalne kompozycje z utworami Tori.

Zgodnie ze swoim zwyczajem artystka ułożyła piosenki w opowieść - tym razem jest to dziejąca się w przeciągu jednej nocy historia miłosna z wątkami i postaciami zaczerpniętymi z mitologii celtyckiej. Słucha się tego niemal jak jakiegoś musicalu, co spotęgowane jest tym, że niektóre piosenki mają charakter dialogiczny - są to bowiem duety śpiewane z dziesięcioletnią córką Natashyą oraz osiemnastoletnią siostrzenicą Kelsey. Zadziwia zwłaszcza ta pierwsza, która śpiewa nadzwyczaj dojrzale, jak na swój wiek, a głos ma zupełnie odmienny od matki - coś pomiędzy Kate Nash a Emilianą Torrini. Co ciekawe jedna z najbardziej wpadających w ucho piosenek (Job's Coffin) wykonywana jest niemal w całości przez młodziutką Tash.

Płyta zachwyca przede wszystkim bogatą i wyrafinowaną jak na album popowy warstwą muzyczną. Króluje na szczęście Bösendorfer, ale pojawiają się też takie instrumenty, jak flet, obój, klarnet, czy fagot. I oczywiście sekcja smyczkowa polskiego kwartetu Apollon Musagete, o którym wspominałem już w jednym z poprzednich postów.

Piosenki, choć na pierwszy rzut oka mogą sprawiać wrażenie podobnych do siebie, są naprawdę bardzo melodyjne i różnorodne. Moim ulubionym jest dynamicznie się rozwijający Star Whisperer z cudowną instrumentalną wstawką, w której muzycy pokazują na co ich stać. Lubię też singlową balladkę Carry, ale tak naprawdę każdy utwór dostarcza nowych wzruszeń. Przepiękna płyta, którą warto posłuchać na słuchawkach, aby w pełni docenić jej kunszt.





Nosowska - 8


Najnowszy solowy projekt Kasi, choć nie odbiega tak bardzo od poprzednich jej dokonań, to jest jednak wyraźnie inny - zwłaszcza w warstwie tekstowej. Teksty są bardzo krótkie, często "impresjonistyczne", takie obrazki, które autorka stawia nam przed oczy. Czasem to po prostu niebanalne zbitki wyrazów, które niekoniecznie muszą coś konkretnego przekazywać. W warstwie muzycznej widać wyraźne wpływy formy procesualnej, maniery repetytywistycznej oraz „rytmicznych trików” rodem z muzyki minimalistów (Glassa, Reicha et co.), które były już z powodzeniem stosowane w alternatywnej muzyce popularnej, np. na solowych płytach Beth Gibbons z Portishead i Thoma Yorka z Radiohead (Ósemka zawdzięcza wiele zwłaszcza płycie The Eraser tego drugiego). Na szczęście Nosowska i jej współpracownicy nie są li tylko epigonami tamtych dokonań, a na polskiej scenie muzycznej wydają się niemal nowatorami. Kilka piosenek przywodzi też na myśl poprzednie dokonania Kaśki - zwłaszcza z UniSexBlues, ale i np. z Osieckiej (Czas). Moje ulubione utwory z tej płyty to Nomada, Ulala, Daj spać! oraz Ziarno, w którym Nosowska trochę eksperymentuje z wokalem.





Björk - Biophilia


Album eksperymentalny, trudny, zaskakujący... Ale przecież za to kochamy Björk i tego właśnie od niej oczekujemy. Artystka mówi, że jest to swoista kontynuacja Volty z 2007 roku, która jednak miała charakter antropologiczny, natomiast Biophilia - kosmologiczny. Rzeczywiście, Björk zaprasza nas do świata dźwięków "bez ludzi", ewokujących rzeczczywistość kosmosu z jego płonącymi ciałami astralnymi i zimnymi meteorami, z planetami, pierwiastkami, kryształami...

Niesamowity głos Björk, jej dziwne instrumentarium oraz kobiecy chór w tle stwarzają nowe światy i nowe kosmosy, jak w rewelacyjnym Cosmogony, pełnym pasji Thunderbolt, czy melodyjnym Crystalline. Wszystko podgrzewa niuansami, zgodnie ze słowami, jakie padają w Mutual Core. I choć odbywa się to kosztem melodii i przebojowości, to warto wejść w ten świat, choć jest on tylko dla odważnych.

P.S. Ponoć album docenia się w pełni dopiero na iPhonie i iPadzie, gdyż w gruncie rzeczy jest on całym projektem multimedialnym, z licznymi filmikami, grami i aplikacjami - niestety tylko na produktach Apple'a.





***

Tyle Panie. Jeśli chodzi o śpiewających i grających Panów, swoje płyty wydali w tym roku m.in. Radiohead, Coldplay, Red Hot Chilli Peppers, ale przyznam się, że po żadną z nich jeszcze nie sięgnąłem. Zachwyciłem się natomiast najnowszym wydawnictwem Toma Waitsa Bad As Me. Płyta fenomenalna, zawierająca wszystko to, co w amerykańskiej muzyce najlepsze. Bardzo różnorodna, pełna pasji i porywająca. 


Rok 2011 zapisze się w historii muzyki popularnej jako ten, w którym zakończył działalność jeden z najlepszych zespołów rockowych przełomu tysiącleci - R.E.M. Ostatnia płyta Collapse Into Now jest najlepsza od lat, tym większym zaskoczeniem była więc ich decyzja o rozejściu się. Jeszcze w tym roku ukazać ma się ich pożegnalna składanka, podsumowująca karierę: Part Lies, Part Heart, Part Truth, Part Garbage: 1982 - 2011. Niestety na tym dwupłytowym albumie zabraknie wielu moich ulubionych utworów, np. E-Bow The Letter, Drive, Bang and Blame, Daysleeper, Strange Currencies, Bittersweet Me, za to będzie sporo takich, które bym sobie z powodzeniem darował. Za to na osłodę trzy ostatnie, jeszcze niepublikowane kompozycje.


Miłego słuchania! A Wam jakie płyty ostatnio wpadły w ucho? Które z powyższych znacie? Co o nich myślicie? Chętnie poznam Wasze zdanie.

wtorek, 1 listopada 2011

Na Dzień Zaduszny i Wszystkich Świętych


CO MNIE
Czesław Miłosz

Co mnie albo i komu tam jeszcze do tego

Że będą dalej wschody i zachody słońca,
śnieg na górach, krokusy,
i ludzkość ze swoimi kotami i psami?

Co nam do tego,
że w wielkim trzęsieniu ziemi część północnej Kalifornii
zapadnie się w morze,

Że rozważana będzie legalność małżeństw z komputerami,

Że powstanie cybernetyczne cesarstwo planetarne,

Że w roku 3000 uroczyście będzie celebrowane w Rzymie
wstępowanie w czwarte millenium chrześcijaństwa?

Co nam do tego - jeżeli w naszej krainie milknie zgiełk świata

I wchodzimy w Inne, poza czas i przestrzeń.

Na próżno w obrzędzie Dziadów kuszą nas darem jadła i napoju.

Nie odzywamy się, bo brak języka, żeby porozumieć się z żywymi.

I więdną bezużyteczne kwiaty, złożone kiedy byliśmy już daleko.
[2003]


Cyt. za: Czesław Miłosz, Wiersze ostatnie, Kraków 2006, s. 53.



Edycja z 5 listopada:

Końcem października byłem kilka dni w stolicy Francji i tym razem odwiedziłem m.in. największy i najsłynniejszy cmentarz paryski Père-Lachaise, na którym znajdują się groby mnóstwa osobistości, m.in. Fryderyka Chopina, Oskara Wilde'a, Edith Piaf, Jima Morrisona, Gertrudy Stein, Balzaca, Moliera, Apollinaira, Ingresa, Delacroix, Corota, Nadara, a nawet Abelarda i Heloizy. Wizyta była bardzo męcząca, bo cmentarz jest ogromny i nawet z mapą niełatwo te groby znaleźć (przydałyby się tam jakieś małe, dyskretne strzałki). Poniżej zdjęcie przy grobie wyjątkowego pisarza: