sobota, 12 listopada 2011

Panie śpiewają


Obecny rok obfituje w nowe, znakomite dokonania moich ulubionych artystek muzycznych. Oto małe zestawienie wydanych ostatnich miesiącach płyt - można je uznać za przedwczesne podsumowanie roku.

PJ Harvey - Let England Shake


Ta płyta ukazała się już chwilę temu, bo w połowie lutego bieżącego roku - nic jednak o niej jeszcze nie pisałem. Nie, nie jest to najlepsza płyta w dorobku PJ, jak głosili to wszem i wobec krytycy brytyjscy, niemniej jednak jest to płyta znakomita - jak na artystkę tej klasy przystało. PJ Harvey stawia sobie chyba za punkt honoru, by każdy kolejny album różnił się od poprzednich. I chociaż wciąż jest to stara, dobra Polly (choć chyba nieco mniej "rockowa", a bardziej folkowa), to tym razem w tekstach bardziej zaangażowana politycznie i społecznie. Nowym instrumentem, który artystka opanowała na tę płytę to... cytra. Wyjątkowo silna jest też obecność instrumentów dętych. Piosenki są bardzo melodyjne, niemal przebojowe. Moi faworyci to The Last Living Rose, On Battleship Hill oraz In the Dark Places





Patti Smith - Outside Society


Najnowszy album legendy rocka to tylko składanka największych przebojów, ale całość jest zaskakująco spójna. To sama Patti wybrała te 18 utworów ze wszystkich swoich studyjnych albumów - od Glorii z 1975 r. (którą debiutowała na scenie, jak to opisuje w książce Just Kids) po przepiękną balladę Trampin' z 2004 roku. Oba te utwory są zresztą coverami i takich kongenialnych przeróbek utwórów innych artystów jest tutaj więcej (m.in. So You Want To Be A Rock N Roll Star grupy Byrds oraz Smells Like Teen Spirit Nirvany). Patti Smith ma to do siebie, że do każdego coveru podchodzi bardzo twórczo, co wiąże się m.in. z dokładaniem nowych tekstów i zwrotek - nieraz improwizowanych. Słynie ona ze spontanicznych słowotoków, bez których nie może obejść się żaden występ na żywo. Dobrze więc, że na tej kompilacji znalazło się także miejsce dla nagranego na żywo, elektryzującego Rock N Roll Nigger.

Płyta jest gratką szczególnie dla tych, którzy chcieliby dopiero zapoznać się z twórczością artystki. Prezentuje ona przekrój przez całą jej karierę, a wybrane piosenki są naprawdę przepiękne: Pissing In A River, Dancing Barefoot, Summer Cannibals, Glitter In Their Eyes, Lo and Beholden to tylko niektóre z tego szeregu niezapomnianych, pełnych pasji i emocji, szczerych do bólu utworów. Gratką dla fanów jest natomiast książeczka dołączona do albumu, w której znajdują się krótkie komentarze piosenkarki do każdej piosenki, napisane specjalnie na tę okazję.

I chociaż to "tylko" składanka, Outside Society to jedna z najlepszych płyt roku. Obowiązkowo!





Tori Amos - Night of Hunters


Najlepszy album Tori od czasu Scarlet's Walk (2002)! Album zupełnie wyjątkowy, tak jak i jego historia (artystka opowiada ją na filmie DVD dołączonym do limitowanego wydania płyty oraz w licznych wywiadach, np. na YouTube). Otóż pewnego razu z artystką skontaktował się dr Alexander Buhr, muzykolog z prestiżowej wytwórni Deutsche Grammophon, wydającej muzykę klasyczną. Zaproponował on Tori, aby skomponowała cykl piosenek będących swoistymi wariacjami utworów muzyki klasycznej. Nie bez obaw artystka w końcu zgodziła się, prosząc muzykologa o pomoc w wyselekcjonowaniu odpowiednich utworów. W końcu powstał wybór 14 nowych kompozycji zainspirowanych utworami kompozytorów tak znanych, jak Bach, Chopin, Debussy, Satie, Schubert, Mendelssohn, Schumann oraz mniej popularnych (Alkan, Granados, Mussorgsky, Scarlatti). Tak swoją drogą warto zadać sobie trud, by porównać oryginalne kompozycje z utworami Tori.

Zgodnie ze swoim zwyczajem artystka ułożyła piosenki w opowieść - tym razem jest to dziejąca się w przeciągu jednej nocy historia miłosna z wątkami i postaciami zaczerpniętymi z mitologii celtyckiej. Słucha się tego niemal jak jakiegoś musicalu, co spotęgowane jest tym, że niektóre piosenki mają charakter dialogiczny - są to bowiem duety śpiewane z dziesięcioletnią córką Natashyą oraz osiemnastoletnią siostrzenicą Kelsey. Zadziwia zwłaszcza ta pierwsza, która śpiewa nadzwyczaj dojrzale, jak na swój wiek, a głos ma zupełnie odmienny od matki - coś pomiędzy Kate Nash a Emilianą Torrini. Co ciekawe jedna z najbardziej wpadających w ucho piosenek (Job's Coffin) wykonywana jest niemal w całości przez młodziutką Tash.

Płyta zachwyca przede wszystkim bogatą i wyrafinowaną jak na album popowy warstwą muzyczną. Króluje na szczęście Bösendorfer, ale pojawiają się też takie instrumenty, jak flet, obój, klarnet, czy fagot. I oczywiście sekcja smyczkowa polskiego kwartetu Apollon Musagete, o którym wspominałem już w jednym z poprzednich postów.

Piosenki, choć na pierwszy rzut oka mogą sprawiać wrażenie podobnych do siebie, są naprawdę bardzo melodyjne i różnorodne. Moim ulubionym jest dynamicznie się rozwijający Star Whisperer z cudowną instrumentalną wstawką, w której muzycy pokazują na co ich stać. Lubię też singlową balladkę Carry, ale tak naprawdę każdy utwór dostarcza nowych wzruszeń. Przepiękna płyta, którą warto posłuchać na słuchawkach, aby w pełni docenić jej kunszt.





Nosowska - 8


Najnowszy solowy projekt Kasi, choć nie odbiega tak bardzo od poprzednich jej dokonań, to jest jednak wyraźnie inny - zwłaszcza w warstwie tekstowej. Teksty są bardzo krótkie, często "impresjonistyczne", takie obrazki, które autorka stawia nam przed oczy. Czasem to po prostu niebanalne zbitki wyrazów, które niekoniecznie muszą coś konkretnego przekazywać. W warstwie muzycznej widać wyraźne wpływy formy procesualnej, maniery repetytywistycznej oraz „rytmicznych trików” rodem z muzyki minimalistów (Glassa, Reicha et co.), które były już z powodzeniem stosowane w alternatywnej muzyce popularnej, np. na solowych płytach Beth Gibbons z Portishead i Thoma Yorka z Radiohead (Ósemka zawdzięcza wiele zwłaszcza płycie The Eraser tego drugiego). Na szczęście Nosowska i jej współpracownicy nie są li tylko epigonami tamtych dokonań, a na polskiej scenie muzycznej wydają się niemal nowatorami. Kilka piosenek przywodzi też na myśl poprzednie dokonania Kaśki - zwłaszcza z UniSexBlues, ale i np. z Osieckiej (Czas). Moje ulubione utwory z tej płyty to Nomada, Ulala, Daj spać! oraz Ziarno, w którym Nosowska trochę eksperymentuje z wokalem.





Björk - Biophilia


Album eksperymentalny, trudny, zaskakujący... Ale przecież za to kochamy Björk i tego właśnie od niej oczekujemy. Artystka mówi, że jest to swoista kontynuacja Volty z 2007 roku, która jednak miała charakter antropologiczny, natomiast Biophilia - kosmologiczny. Rzeczywiście, Björk zaprasza nas do świata dźwięków "bez ludzi", ewokujących rzeczczywistość kosmosu z jego płonącymi ciałami astralnymi i zimnymi meteorami, z planetami, pierwiastkami, kryształami...

Niesamowity głos Björk, jej dziwne instrumentarium oraz kobiecy chór w tle stwarzają nowe światy i nowe kosmosy, jak w rewelacyjnym Cosmogony, pełnym pasji Thunderbolt, czy melodyjnym Crystalline. Wszystko podgrzewa niuansami, zgodnie ze słowami, jakie padają w Mutual Core. I choć odbywa się to kosztem melodii i przebojowości, to warto wejść w ten świat, choć jest on tylko dla odważnych.

P.S. Ponoć album docenia się w pełni dopiero na iPhonie i iPadzie, gdyż w gruncie rzeczy jest on całym projektem multimedialnym, z licznymi filmikami, grami i aplikacjami - niestety tylko na produktach Apple'a.





***

Tyle Panie. Jeśli chodzi o śpiewających i grających Panów, swoje płyty wydali w tym roku m.in. Radiohead, Coldplay, Red Hot Chilli Peppers, ale przyznam się, że po żadną z nich jeszcze nie sięgnąłem. Zachwyciłem się natomiast najnowszym wydawnictwem Toma Waitsa Bad As Me. Płyta fenomenalna, zawierająca wszystko to, co w amerykańskiej muzyce najlepsze. Bardzo różnorodna, pełna pasji i porywająca. 


Rok 2011 zapisze się w historii muzyki popularnej jako ten, w którym zakończył działalność jeden z najlepszych zespołów rockowych przełomu tysiącleci - R.E.M. Ostatnia płyta Collapse Into Now jest najlepsza od lat, tym większym zaskoczeniem była więc ich decyzja o rozejściu się. Jeszcze w tym roku ukazać ma się ich pożegnalna składanka, podsumowująca karierę: Part Lies, Part Heart, Part Truth, Part Garbage: 1982 - 2011. Niestety na tym dwupłytowym albumie zabraknie wielu moich ulubionych utworów, np. E-Bow The Letter, Drive, Bang and Blame, Daysleeper, Strange Currencies, Bittersweet Me, za to będzie sporo takich, które bym sobie z powodzeniem darował. Za to na osłodę trzy ostatnie, jeszcze niepublikowane kompozycje.


Miłego słuchania! A Wam jakie płyty ostatnio wpadły w ucho? Które z powyższych znacie? Co o nich myślicie? Chętnie poznam Wasze zdanie.

11 komentarzy:

  1. Snoopy, ja powtórzę to co już kiedyś napisałam (odnośnie filmów) UWIELBIAM TWOJE "mini" recenzje.
    Większość z wyżej wymienionych jest również dla mnie bardzo istotna, jeśli chodzi o muzykę w tym roku.
    No i R.E.M. - wielkie zaskoczenie.

    Z serdecznościami

    puszek pigmejski


    p.s. kiedyś napisze coś więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję. Rzeczywiście lepiej czuję się w krótkich formach. Nie wiem, czy to lenistwo, czy pusta głowa, ale wolę napisać ze trzy zdania krótkiej opinii, niż długi elaborat. Dlatego, gdy umieszczam je na blogu, to zbieram kilka na raz, żeby te posty nie były jak z twittera. ;)
    Pozdrawiam serdecznie. Cieszę się, że tu zaglądasz i czytasz. Ja też podglądam Twoje profile na filmwebie i lubimyczytac.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za Patti Smith! Mam przyjemność z nią po raz pierwszy obcować... I chyba nie ostatni!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak można było nie sięgnąć po Radiohead?! Bałam się tego albumu, zwłaszcza po tym, jak niemal na śmierć zajechałam w empetrójce "In Rainbows". Ale jak usłyszałam "Bloom" czy "Codex" to wszelkie wąty mi przeszły. A nie rozkoszować się tańczącym [sic!!!] Thomem Yorkiem w teledysku do "Lotus Flower"... no skandal po prostu. ;-)
    http://www.youtube.com/watch?v=cfOa1a8hYP8

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, nowy Tom Waits jest fantastyczny! I nowa PJ także, chociaż również nie powiedziałabym, że to jej najlepszy album. Tori przesłuchałam kilka razy, ale jakoś nie mogę się wgryźć. Może zaznajomienie się z tymi klasycznymi utworami, na których się opiera, bardziej by mnie wciągnęło w cały album. A za Bjork już od dawna nie podążam... Nie czuję obranego przez nią kierunku, chociaż bardzo ją szanuję za to, że robi co chce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam, ale zrobiłem sobie przerwę od komputera na parę dni.

    @Miszka: Jeśli dzięki tej notce chociaż jedna osoba odkryje którąś z tych postaci dla siebie, będę niezmiernie szczęśliwy. Dzięki! Warto poznać Patti bliżej!

    @JM: Masz rację, skandal. Ale Radiohead nigdy nie było dla mnie grupą nr 1, choć ich lubię i bardzo szanuję. Poza tym ja tak czasem mam, że odstawiam muzykę na dłuższy czas, albo słucham tylko jednego albumu lub jednego wykonawcy. Nie wiem czemu, ot tak bez powodu.

    @pani Katarzyna: A ja zachwyciłem się tym albumem Tori po pierwszym przesłuchaniu - co nie zdarzyło mi się właśnie od Scarlet's Walk. Bjork jest tak specyficzna, że rzadko słucham jej albumów ot tak sobie , dla czystej przyjemności - muszę mieć odpowiedni nastrój. Co nie zmienia faktu, że jej "Debut" należy do moich najbardziej ulubionych płyt.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mój pierwszy post na tym blogu. Co do płyt Radiohead, Coldplay i Red Hot Chili Peppers to muszę powiedzieć, że lekko mnie rozczarowały. jeśli chodzi o moje ulubione albumy tego roku to bezapelacyjnie Fleet Foxes, a potem PJ Harvey.

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie, że się odezwałeś (-aś) mp. Fleet Foxes słuchałem i byłem nawet na koncercie w Poznaniu - w porządku, ale to nie są moje klimaty. Pozdrawiam i zachęcam do odezwania się jeszcze. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. @ snoopy
    Spokojnie, tylko się tak drażnię. Ale "King Of The Limbs" jest naprawdę ciekawym albumem, więc jeszcze raz polecam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest nowa Bjork! Zupelnie to przegapilam (jak tysiace innych rzeczy ostatnio). Niestety zalaczony przez Ciebie plik video nie dziala, bo konto tego, kto go umiescil zostalo skasowane. Musze jednak poszukac na wlasna reke.

    Nowa Nosowska - ciekawa. Jak ona to robi, ze ma taki glos? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję za zwrócenie uwagi na wadliwy link - już umieściłem nowy.

    Rzeczywiście czasem łatwo przegapić różne wydarzenia, ale przecież i po to czytamy blogi, nieprawdaż? Zawsze ktoś coś ciekawego zamieści.

    Akurat w tej piosence Nosowska śpiewa inaczej, niż zwykle - nie każdemu ten sposób przypadł do gustu, ale dla mnie jest to jedna z lepszych piosenek na płycie. Polecam też teledysk "Nomada", który zamieściłem w jednym z poprzednich postów.

    OdpowiedzUsuń