sobota, 28 maja 2011

O retoryce i cenzurze w kraju cudownych metafor


O tylu sprawach chciałbym napisać, ale niestety brak czasu sprawia, że muszę je na razie odłożyć. Dlatego teraz tylko krótki przegląd prasy. Otóż pragnę polecić Wam gorąco ostatni numer "Tygodnika Powszechnego" (w kioskach jeszcze tylko do wtorku), który uważam za wyjątkowo ciekawy i mądry. Sporą część tego wydania zajmują różnorodne teksty na temat polskości oraz aktualnego stanu życia społecznego w naszym kraju. Mieszkająca na stałe w USA Magdalena Rittenhouse w tekście "Ci okropni Polacy" analizuje stereotypy na temat naszej narodowości funkcjonujące za oceanem. Rozmawia też z autorką pracy naukowej na ten temat. Jednym z najlepszych artykułów w numerze jest tekst Michała Olszewskiego "Ocenzurujcie się sami" o niedawnych incydentach "cenzorskich" w państwie, a w gruncie rzeczy o tym czego są one symptomem. Autor pisze m.in.:

Bądźmy uczciwi: nie tylko władza przekracza granice. Jeśli już, to doszlusowuje ona do standardów retorycznych wyznaczanych gdzie indziej. Zatruty chleb jedzą wszyscy. Również wyważony do niedawna Piotr Zaremba, który reagując na tekst Jana Filipa Libickiego w „Gazecie Wyborczej”, stwierdził: „Niech poseł Libicki się nie gniewa, ale jego satysfakcja z powodu współpracy z Czerską przypomina radość żydowskich policjantów, którym niemiecki okupant stworzył chwilowy komfort. Zwykle nie nadużywam słów – chodzi naturalnie o metaforę”. O tak, w tym tkwi sedno naszych językowych szaleństw: piszemy po prostu „metafora”, zyskując tym samym prawo do każdego gestu językowego. Zespół Raz, Dwa, Trzy celnie śpiewał: „Żyjemy w kraju cudownych metafor”. (...)

Liczy się efekt retoryczny. (...) Redaktor naczelny uzasadnia potrzebę publikacji wywiadu wolnością słowa, choćby najgłupszego, z kolei przedstawiciele skarbu państwa w zarządzie wydającej pismo spółki biją się w piersi – mimo że formalnie powinni trzymać się z dala od treści redakcyjnych. To już nie szaleństwo, to wielopiętrowy gmach, w którym nie wiadomo dawno, kto zachował zdrowe zmysły, a kto je stracił.

Tworzą te zdarzenia spójny, ciemny i logiczny obraz, pokazując, jak przyobleka się w ciało niebezpieczeństwo triumfu retoryki nad warstwą merytoryczną. Proporcje rozchwiały się na dobre: rozmowę o desygnatach słów wypiera zażarta dyskusja o samych słowach. Związki słów z rzeczywistością rozluźniają się i tracą na znaczeniu. Dyskutujemy o Zarembie i gestapo, o Ziemkiewiczu i Urbanie. Liczy się pomysł, możliwie mocny i kontrowersyjny.

(...) Uwagę przyciąga nie ten, kto mówi merytorycznie, tylko ten, kto mówi ciekawie. Mówić ciekawie zaś oznacza w praktyce mowę jednoznaczną i możliwie bolesną dla przeciwników politycznych. To z kolei oznacza, że ważniejsze od rzeczywistych problemów kraju stają się stylistyczne fajerwerki. Dobrze wytresowane przez polityków i dziennikarzy społeczeństwo zmienia się w psa Pawłowa, który reaguje jedynie na grepsy, a po każdym prezencie staje na tylnych łapach i prosi o więcej.

(...) Podobno taka jest cena wolności: rozszerzenie granic tego, co dopuszczalne, do maksimum. W granicach zmieszczą się więc m.in. porównanie premiera do prezerwatywy (dodatek satyryczny „Gazety Polskiej”), nazwanie zmarłego arcybiskupa łajdakiem, idiotyczne analogie między dawnymi a młodszymi laty. Jest wolność, co oznacza, że można bezkarnie pisać bzdury i obrażać, nawet jeśli w ten sposób zaciera się granica między wolnością słowa a głupotą. Co więcej: w oplecionej siecią medialną Polsce każde głupstwo urasta natychmiast do rangi wydarzenia centralnego.

Polecam całość (już jest w sieci).

Podobną tematykę porusza też Józefa Hennelowa w swoim felietonie "O czym innym, niż chciałam". Oto fragment:

Dziś odniosę się tylko do jednej sprawy: do wskrzeszania alarmu o powracającej jakoby "cenzurze". Coraz częściej pada ona jako zagrożenie, choć jestem przekonana, że żaden dziennikarz wygrażając tym terminem, sam w to nie wierzy.

Czy mam przypomnieć, co było konfiskowane w czasach funkcjonowania cenzury? Nie inwektywy, nie obelgi pod adresem przeciwnika. Skreślano nazwiska skazanych na milczenie twórców i próby przekazywania ich dorobku. Skreślano nazwy miejsc i dziejów budujących świat prawdy i bohaterstwa. Skreślano naukę Kościoła broniącego człowieka. Skazywano na milczenie dokonania tych ludzi, o których, bo niesłuszni, nie należało nawet wiedzieć.

Dziś podnosi się larum z powodu zakwestionowania prawa do obrażania człowieka, a także do naruszania bezkarnie konkretnych zapisów kodeksów (najczęściej zza bezpiecznej zasłony dowolnych pseudonimów). A pełną swobodę posługiwania się każdą retoryką, włącznie z taką, której do niedawna po prostu między przyzwoitymi ludźmi nie godziło się używać, zaczyna się ogłaszać miernikiem naszej wolności w jej wymiarze powszechnym.
Sprawę cenzury i odpowiedzialności za słowo dotyka też w swojej rubryce Jan Klata, pisząc w tekście "Sympathy for the Devil" o kontrowersyjnej wypowiedzi (żarcie?) Larsa von Triera na festiwalu w Cannes (możesz ją zobaczyć tutaj).

W kręgu spraw polskich pozostają też arcyciekawe rozmowy: z teatrologiem Dariuszem Kosińskim "Dziady Smoleńskie" o polskim romantyzmie oraz z posłem PJN Janem Filipem Libickim "Krótka rozprawa o zaciskaniu zębów", w którym poruszone zostają takie tematy, jak aktualne zwyczaje polityczne, patriotyzm i jego związki z Kościołem.

W numerze znajdziecie również m.in. piękny tekst Andrzeja Stasiuka o matce ("Radio wszystkich świętych"), artykuł o Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie oraz analizę sytuacji polskiego kina dokumentalnego. Ponadto dwa dodatki (z cyklu śląskiego oraz o Europie środkowej), spora grupa tekstów o aktualnościach ze świata (Szkocja, Libia, Pakistan, Krym) i oczywiście recenzje książek i innych wydarzeń kulturalnych. Jest co czytać.

I  jeszcze krótko o nowej odsłonie miesięcznika "Znak". Obchodzi on właśnie 65. rocznicę istnienia i z tej okazji znów zmienia swoją formułę - tym razem dosyć radykalnie, ale chyba na lepsze. Nowa, bardziej "dynamiczna" szata graficzna, inny papier i większa różnorodność materiałów. Dotychczas każde wydanie zdominowane było przez jeden temat, któremu towarzyszyły co najwyżej mniejsze materiały (np. historyczne lub kulturalne). Przeglądając najnowszy numer odnosi się wrażenie, że teraz tych "tematów numeru" jest więcej (Kreatywna Polska oraz Kościół otwarty + teologia Obirka + książka Graczyka o "Tygodniku Powszechnym"). To wszystko sprawia, że pismo sprawia wrażenie bardziej atrakcyjnego, nowoczesnego i różnorodnego - bez rezygnacji z dotychczasowych ambicji. Jak dla mnie bomba. :)

To pewnie tyle. Nie pozostaje mi nic innego, jak jeszcze raz zachęcić do lektury i życzyć owocnego czytania. A ja postaram się wkrótce powrócić z nowymi notkami, bo wiele się ostatnio dzieje i jest o czym pisać.

15 komentarzy:

  1. Czytałam wywiad z Danushą V. Goską i nawet zerknęłam na wydania jej książki, ale polskojęzyczne jeszcze nie istenieje, a angielskie jest dostępne obecnie od ca.45 Euro :(
    Rzeczywiście poruszasz w swojej notce morze tematów, amerykańskie stereotypy to jedno, ale że obecnie panujący brak powściągliwości i kultury języka próbuje się bronić zarzutami cenzury to już mnie wręcz ogłuszyło.
    Jestem od stycznia "szczęśliwym" obiorcą telewizji polskiej i o ile dotąd wiadomości na żywo odbierałam nieregularnie posiłkując się internetowymi zapiskami, to o tyle teraz jestem coraz bardziej przerażona poziomem wypowiedzi dziennikarzy z wiadomości o 19.30. Nie wiem, skąd obecnie ludzie czerpią rzetelne informacje nie poddawane obróbce politycznej i populistycznej. Wszystko jest prześmieszne, prawda leży zawsze gdzieś po środku, a tak w ogóle to beznadzieja i nic nie da się zrobić - taki jest ku mojemu zaskoczeniu codzienny przekaz oficjalnych środków prasowych, nie mówiąc o nagminnym uderzaniu w emocje i fakcikach, które raczej powinny interesować prasę bulwarową, a nie blok głównych wiadomości telewizji polskiej.

    No i nawet nie doszłam do połowy twojej notki.
    Ale życie woła mnie od komutera.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja od 13 lat nie posiadam telewizora, ale parę razy do roku chcąc nie chcąc jakieś wiadomości obejrzę podczas pobytu w domu. To jest po prostu straszne. Wystarczy oglądnąć kilka wydań programów informacyjnych i można w zasadzie przewidywać bez większego błędu jakie zdanie padnie za chwilę. Same kalki językowe, i to na niskim poziomie. Nie jestem w stanie tego znieść. A telewizora zupełnie mi nie brakuje. Wszystko, co mnie w nim mogłoby interesować oglądam w kinie, na płytach lub w internecie - i to bez reklam, czy denerwującego lektora. A rzetelne wiadomości dzisiaj znaleźć można chyba jedynie w prasie (i to w wybranych tytułach) lub ewentualnie na wybranych stronach internetowych. Inna sprawa, że tzw. newsy mnie nie interesują - nawet polityczne (nad czym czasem ubolewam, ale nie na tyle, by coś w tej sprawie zmieniać).

    Również pozdrawiam i dziękuję za wypowiedź. Jeśli życie pozwoli Ci zasiąść do komputera, mam nadzieję na ciąg dalszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sporo naszych niemieckich znajomych nie posiada tv i nie wynika to z negacji środków masowego przekazu, tylko jest formą stylu życia. Różnie to się u nich sprawdza, ale jest fasynujące :).
    Nasze życie rodzinne z małymi dziećmi jest tak intensywne, że niekiedy po kilku dniach dowiadujemy się, czemu nagle ogórki w sklepach są tak tanie jak nigdy przez ostatnie 20 lat nie były, bo czasu brakuje zwyczajnie nawet na obejrzenie bloku 15-minutowych wiadomości. Teraz pisząc tę odpowiedź posprzątałam klocki i bawiłam się w ganianego. Jestem kiepskim dyskutantem, raczej czytam niż mogę się wypowiedzieć, sorry.

    W Niemczech i oficjalne, te opłacane przeze mnie massmedia ulegają różnym wpływom, są różne programy na rozmaitym poziomie, ale kiedy oglądam główne wiadomości - o 20 i są tylko 15 minutowe- to mogę być pewna, iż podawane fakty będą tylko faktami. Może nudne to w formie, ale jeśli chce się zabawy, to konkurencyjnych programów jest w bród. Po tych kilku miesiących intensywniejszego kontaktu z "trendami" w polskich wypowiedziach też mam coraz mniejszą ochotę na " informowanie się na bieżaco". Co do prasy, to wydania internetowe też pozostawiają wiele do życzenia, wielu znajomych informowało mnie, że ponoć wydania gazetowe tych samych tytułów są na dużo wyższym poziomie i że do redakcji internetowej zatrudnia się gorzej opłacanych ludzi.(?) Swego czasu miałam kryzys czytając potworne głupoty w Rzeczpospolitej i Wyborczej , ale jak się dowiedziałam, były to ponoć tylko artykuły w wersji online, czyli "light".(?)
    Tygodnik Powszechny czytam regularnie online i rzeczywiście wyróżnia się na tle wielu innych, ale nadal panuje tam bezgraniczna wiara w wiarygodność autorytetów naukowych, tak jakby skala wykształcenia gwarantowała niezależność polityczną i uczciowość moralną. Jak to jeden z profesorów KUL-u brutalnie mawiał, to że mam tytuł nie znaczy, że nie mógłbym kraść :)
    Ale jestem daleka od krytykowania jaśniejszych gwiazd na tym zachmurzonym niebie, cieszę się, że coś jest w ogóle i chętnie przeczytam dokładniejsze informacje co do "wybranych stron internetowych".
    I nie dojdę już do " skłócnych środwisk polonijnych w Ameryce", nie mówiąc o zabawnym Larsie von Tier.
    Może w innym wcieleniu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja przez wiele lat mieszkania w Anglii nie miałam telewizora, w obecnym mieszkaniu posiadam i dopiero parę miesięcy temu zaczęłam oglądać. Wciąż jestem pod wrażeniem, jak znakomite są kanały BBC. Przede wszystkim - zupełnie nie ma reklam, nie tylko w trakcie programów czy filmów, ale także pomiędzy nimi. Programy dokumentalne są świetne, zresztą nie bez powodu BBC uchodzi za "gold standard" jeśli chodzi o dokmumenty telewizyjne, na których wzorują się inne stacje, nie tylko brytyjskie. Dziennikarze reprezentują najwyższy poziom jeśli chodzi o kulturę wypowiedzi, sposób wyrażania się i wiedzę. Lubię oglądać wiadomości (tutaj o 22:00, wcześniej są programy dokumentalne i mniej lub bardziej "rozrywkowe" - ale z reguły naprawdę niezłe), lubię też bardzo "Question Time" - relacje ze spotkania polityków, dziennikarzy i osób publicznych z publicznością z różnych miast (w każdym takim programie w innym, osoby ze świecznika też zresztą są zawsze inne). Ostatnio "Question Time" było zorganizowane w jednym z więzień, więźniowie i strażnicy zadawali pytania, które ich interesują.
    Nie mogę uwierzyć, znając poziom TV polskiej, że naprawdę można robić programy na tak wysokim poziomie i podawać je w głównym paśmie programowym. W godzinach "kolacyjnych", gdy w Polsce lecą jakieś mdłe seriale czy kiepskie filmy amerykańskie tutaj pokazuje się półtoragodzinny program o relacjach brytyjskich malarzy z krajobrazem od XVI wieku do dzisiaj. Pokazuje się programy o książkach, filmy dokumentalne o fanatykach chrześcijańskich w USA czy podróżnicze filmy o wędrówce śladem Jedwabnego Szlaku. To oferuje telewizja publiczna wczesnym wieczorem. Filmy fabularne puszczane są dopiero po 22:30, po wiadomościach.

    I masz rację, Snoopy, za każdym razem gdy odwiedzam rodziców i obejrzę choćby wiadomości w telewizji polskiej (publicznej!), jestem przerażona poziomem, jaki jest reprezentowany. I mam wrażenie, że jest coraz gorzej. Gdzie się podziewają polscy intelektualiści? Jak realizowana jest inna funkcja TV poza rozrywkową? Czy naprawdę ta papka medialna ludziom smakuje?

    Co mnie smuci, to gdybym napisała tekst taki jak Ty (a szczególnie komentarz), na swoim blogu, zalałaby mnie fala krytyki, że nie mieszkam w Polsce, nie wiem jak jest, nie wolno mi. Ale ciekawe, że ci, którzy w Polsce mieszkają (nawet jeśli nie oglądają telewizji czy nie czytają gazet), mają prawo do wyrażania krytyki.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Pemberley:
    "Tygodnik Powszechny" ma swoje stałe grono autorytetów (choć jeden po drugim odchodzą już do wieczności), ale nie wiem, czy zgodziłbym się z Twoim stwierdzeniem, że ta ich wiara jest bezgraniczna.

    Co do "wybranych stron internetowych" - wiesz, przyłapałaś mnie. Jakoś nie mogę nic konkretnego podać w tym momencie. Wiadomości czytam rzadko i to często właśnie na serwisach gazet papierowych. Lubię też bardzo czytać dwutygodnik.com jeśli chodzi o wiadomości i komentarze kulturalne (ale i społeczne w felietonach). Zaglądam też na wirtualnemedia.pl - (głównie newsy o mediach) i culture.pl (aktualności kulturalne) lub blogi z komentarzami różnego rodzaju (np. supermarket.blox.pl lub wo.blox.pl).

    To nic, że nie udało Ci się skomentować wszystkiego. Dzięki za to, że w ogóle zechciałaś się odezwać. I to w notkach naprawdę długich, u mnie rzadko spotykanych.

    @Chihiro:
    Oj, jak ja Ci zazdroszczę BBC!!! Jakbym miał u nas takie kanały, to nawet kupiłbym sobie telewizor! U nas jedynie TVP Kultura trzyma jako taki poziom, ale są chronicznie niedofinansowani i ta bieda u nich aż piszczy. Są przez to mało atrakcyjni (nie chodzi mi oczywiście o atrakcyjność masową, bo taka jest nieosiągalna dla kanału kulturalnego). A BBC rzeczywiście słynie z wysokich standardów. U nas zaczęli wydawać ich niektóre produkcje dokumentalne na DVD. Choć kosztują one niemało, to czasem uda mi się coś obejrzeć. To jest to, o co chodzi!

    A niestety papka medialna większości Polakom naprawdę smakuje i wystarcza. Polacy na co dzień rozmawiają o mdłych polskich tasiemcach i kolejnych wydaniach X-factorów i gwiazd tańczących na rurze. To rozpala autentyczne emocje. Smutne to, ale prawdziwe. Ja, nie znając tych programów, automatycznie wykluczam sam siebie z rozmowy.

    Czytałem ostatnio twoją ciekawą notkę o różnicach kulturowych i dyskusję pod nią. Myślę, że nie ma się czym smucić. Ja z kolei zazdroszczę Ci tych gorących dyskusji pod postami. U mnie w komentarzach często tylko wiatr hula. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. No właśnie, dla samych kanałów BBC warto mieć telewizor :) Choć wszystko, co pokazują, można potem obejrzeć w internecie na iPlayerze, z czego korzystam chętnie i dość często. Możliwość obejrzenia każdego wyemitowanego programu wtedy, kiedy mam czas i ochotę (choć przez ograniczony okres czasu, nie umieszcza się ich w sieci na wieczność) - to się nazywa wygoda :)

    Wiesz, ta papka taneczna i śpiewana u nas też jest, ale w TV prywatnej, z reklamami. Polacy w końcu te programy importowali, nie wymyślili ich sami. I tu też ludzie się emocjonują pseudogwiazdkami i celebrytkami, które zaśpiewają (często śpiewają nieźle, tzn. warunki głosowe i słuchowe mają świetne, gorzej z jakimkolwiek sensem i głębią) cokolwiek i mają romans z byle futbolistą czy inną osobą, której i tak nie znam i nie rozpoznam, nawet jak usiądzie obok mnie w kawiarni (za to jaką frajdę, gdy kogoś rozpoznam, kogo cenię - kiedyś np. siedział przede mną na koncercie Kronos Quartet Ben Kinglsey :)).
    Ja jednak mało znam osób, prawie wcale, które emocjonują się X Factorem i kto co kiedy założył. Kiedyś pracowałam z takimi, ale przerwa na lunch, kiedy omawiano programy telewizyjne, była dla mnie męką towarzyską. Wolę już rozmawiać na bardziej osobiste tematy albo analizować światowe problemy - na szczęście mam znajomych, z którymi mogę to robić.

    Smucić się nie smucę, ale szkoda, że niektórzy nie rozumieją przesłania tekstu, a mam wrażenie, że piszę dość jasno. Nieprawda, że hula u Ciebie wiatr w komentarzach, często rozmowy się toczą gładko (ale przyznam, że wszystkich nie śledzę). Inna sprawa, że trudno przewidzieć, kto i kiedy będzie chciał się wypowiedzieć... A czasem osoby, z którymi chętnie by się pogadało, akurat milczą w temacie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Można oglądać te programy w sieci? Ciekawe, czy to u nas działa? Mogłabyś podać jakiś link? Próbowałem znaleźć na oficjalnej stronie BBC, ale nie widzę tego nigdzie. Będę bardzo wdzięczny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wydaje mi się, że nie można, kiedyś podawałam na blogu link do filmu dokumentalnego o Korei Północnej, ale osobom spoza UK nie udało się obejrzeć. Niemniej jednak podaję, może na youtube znajdziesz coś w odcinkach, kto wie? http://www.bbc.co.uk/iplayer

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety materiały filmowe nie działają. Można tylko posłuchać audycji radiowych. Tak, czy siak dziękuję za link.

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda, ale czasem niektóre filmy pojawiają się właśnie na youtube w odcinkach, albo gdzieś indziej. Jak już masz tytuł i nazwisko reżysera tego, co Cię interesuje, łatwiej znaleźć film na innych stronach. No i przydałaby Ci się telewizja satelitarna z BBC, choć do tego trzeba mieć telewizor i jeszcze płacić na talerz, co na pewno nie wychodzi tanio.

    OdpowiedzUsuń
  11. To prawda, że czasem można coś na YT znaleźć. Oglądałem tam kiedyś niezłą ekranizację poematu "Song of Lunch" z Emmą Thompson i Alanem Rickmanem. Będę czasem zaglądał na podaną przez Ciebie stronę i wybierał ciekawsze pozycje. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  12. nie ogladam tv zbyt czesto, a jezeli juz, to tylko dokumenty w BBC, ktorymi te kanaly sa wypelnione po brzegi. poziom jest fantastyczny, podobnie jak wiadomosci o 22.00. filmow fabularnych nie ogladam wcale, ale trudno mi " dosiedziec" do 22.45 :)o 22.30, po glownych wiadomosciach sa wiadomosci szkockie, ktore ogladam.bardzo lubie bbc Alba, czesto w galeackim, gdzie nie ma seriali, filmow, programow rozrywkowych. sa tylko dokumenty.
    telewizje polska omijam z daleka bedac w Polsce. praktycznie nie wlaczam telewizora, bo wlasciwie nie ma po co.pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Sweeet. :)

    Dzięki za pożyteczne uwagi, una invitada. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. Swego czasu pisałam tu przeszło godzinę wyjaśniający poprzedni komentarz, a kiedy antyspam kazał mi się zalogować oczywiście całość połknęły przestrzenie internetu. Ciekawe jakim rodzajem bytu są teksty nieistniejące nawet wirtualnie.

    Co do Tyg Pow chodziło mi wtedy o różne gościnne występy, np. fizyków przekonywujących do nieszkodliwości energii atomowej.

    Co do brytyjskiej tv, odbieram BBC w Niemczech bez opłat przez satelitę, co jednak w Lublinie wmagałoby talerza chyba dwumetrowego, ale w Polsce możliwe jest odbiór BBC One poprzez telewizję N tudzież w internecie przez FilmOn :
    http://www.filmon.com/tv/?mid=13
    Ok, wypowiedż skrócona, skopiować klawiszem i wysłać.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ojej - wielka szkoda Twojego komentarza. Mnie też się to już zdarzało tu i ówdzie, dlatego zawsze przed wysłaniem na wszelki wypadek kopiuję do schowka to, co napisałem. Wprowadzanie haseł mam wyłączone (tak mi się przynajmniej wydaje), ale na błędy blogspota nie mogę nic poradzić.

    Co do ekspertów TP - zwykle wybierają ludzi kompetentnych i przedstawić sprawę z różnych punktów widzenia, a o ekologii piszą chyba najwięcej w Polsce wśród tygodników opinii.

    Dziękuję za odnośnik do serwisu FilmOn - nie znałem go.

    OdpowiedzUsuń