Nie należę do entuzjastów tzw. "listów pasterskich", które nasi biskupi co jakiś czas kierują do swojej "owczarni". Niestety rzadko się zdarza, by mieli coś naprawdę sensownego do przekazania. List arcybiskupa Józefa Życińskiego czytany wczoraj w parafiach archidiecezji lubelskiej jest jednym z tych niewielu pozytywnych wyjątków - przynajmniej w części. Jestem wdzięczny arcybiskupowi za to, że nie po raz pierwszy wykazał się odwagą, by sprzeciwić się jakiejś niezdrowej tendencji, która rozprzestrzenia się w polskim Kościele. Tym razem, pisząc o patriotyzmie, poruszył sprawę katastrofy pod Smoleńskiem, aby przywrócić jej właściwe proporcje i przestrzec przed postawami, które niczemu dobremu nie służą. To zresztą bardzo ciekawe, że arcybiskup zdecydował się napisać coś bardzo niewygodnego - także dla wielu księży, którzy mieli to na ambonie przeczytać (a tak swoją drogą ciekawe, czy wielu z nich pokusiło się o jakąś prywatną "cenzurę" w tej kwestii - wcale bym się nie zdziwił). Oto fragment, który tak mi się spodobał:
Współcierpieć bez patosuA Wy co o tym myślicie?
W doświadczeniu wyjątkowej dawki bólu ważne jest każde słowo, w którym znajduje wyraz głębia naszego bólu. Należy unikać słów stwarzających wrażenie przesady. Tymczasem niektórzy z naszych bliskich używają języka patosu, nazywając bliskich nam zmarłych „męczennikami”. W tradycji chrześcijańskiej nazywamy męczennikiem kogoś, kto oddał życie za wiarę, np. o. Maksymiliana Kolbego lub ks. Jerzego Popiełuszkę. Nie odnosimy jednak tego terminu do osób, które zginęły w katastrofach. Język polski jest dostatecznie bogaty, by wyrazić nasz szacunek dla nich bez nadużywania terminów, które mają ścisły sens teologiczny. Nadużywanie niewłaściwych słów może łatwo prowadzić do zbanalizowania tragedii, gdy głęboki sens dramatu ludzkiego cierpienia zostanie przesłonięty potokiem słów.
Wiele osób, którym trudno jest pojąć wstrząsające misterium cierpienia, chciałoby szybko wyjaśnić, kto konkretnie jest winien powstałej tragedii. Popularne stają się wtedy podejrzenia i teorie spiskowe. Nie rańmy prywatnymi tłumaczeniami tych, którzy cierpią. Pozostawmy szczegółowe wyjaśnienia spornych kwestii kompetentnym komisjom. Umiejmy zamilknąć, gdy wymaga tego kultura płynąca z wiary religijnej. Zauważmy, że Chrystus nigdy nie wskazuje, kto personalnie ponosi odpowiedzialność za Jego Mękę. Zmagający się z bólem Hiob nie stawia pytania „kto jest winien?”. Prorok Izajasz ufa w realiach niewoli babilońskiej, że leczące działanie łaski Bożej jest silniejsze od przejmującej dawki cierpień niesionych przez zniewolenie. Pisze on z nadzieją i zaufaniem Bogu: „Pan da ci pokój po twych cierpieniach i kłopotach” (Iz 14,3). W tej wielkiej duchowej tradycji nie wolno nam reagować na dramat cierpienia krzykiem domysłów czy bezpodstawnych oskarżeń. W rozważaniu ran i Męki Chrystusa trzeba natomiast poszukiwać sensu dla naszych piekących ran, aby przeciwdziałać pokusie zniechęcenia i rozpaczy. Koncentrując uwagę na przesłaniu Zmartwychwstałego Chrystusa, mimo bólu, będziemy mogli wtedy powtórzyć za Tomaszem Apostołem „Pan mój i Bóg mój” (J 20, 28).
Zamiast tropić podejrzanych i w ich stronę kierować nieodpowiedzialne oskarżenia, chrześcijanin winien podjąć trudne pytanie: czego Bóg oczekuje od nas w zaistniałej sytuacji? Jaka powinna być nasza odpowiedź, abyśmy potrafili pełniej wyrażać naszą miłość do Ojczyzny i szacunek dla współbraci? Zauważmy, że w modlitwie przy trumnach zjednoczyło nas poczucie tego samego szacunku, bez względu na to, jakie były sympatie polityczne ofiar katastrofy. Byłoby czymś niewłaściwym, gdybyśmy potrafili odnosić się z szacunkiem do naszych bliźnich dopiero po ich śmierci. Umiejmy więc wyprowadzić wnioski o potrzebie kultury politycznej, w której nawet wtedy, gdy różnimy się poglądami, potrafimy wyrażać te różnice bez ośmieszania, poniżania czy prób niszczenia innych osób. Doświadczając grozy i majestatu śmierci, zechciejmy pamiętać, że interesy partyjne czy sukces w wyborach nie mogą być nigdy ważniejsze niż szacunek dla godności naszych bliźnich, bez względu na to jaką partię reprezentują. Niech w naszym codziennym życiu wyraża się konsekwentnie szacunek dla tych wartości, które jednoczyły wszystkich opłakiwanych zmarłych.
Słowo Metropolity Lubelskiego na niedzielę przed uroczystością Matki Bożej Królowej Korony Polskiej (fragment)
Źródło: Serwis Archidiecezji Lubelskiej
Zgadzam się ze słowami Arcybiskupa, dobrze to ujął.
OdpowiedzUsuńZaciekawiło mnie to pojęcie szacunku do bliźnich. Czy ono obejmuje także ludzi innej wiary, ateistów, homoseksualistów i innych „odmieńców” (dla mnie to słowo nie ma negatywnego znaczenia)? Czasem wydaje mi się, że kościół katolicki wyraża bardziej postawę współczucia niż szacunku dla takich ludzi. Co jest bez sensu, bo czemu jeden człowiek ma współczuć drugiemu, że jest inny? A może się mylę?
OdpowiedzUsuńTak, obejmuje to wszystkich. Każdego człowieka - tylko z tego powodu, że jest człowiekiem. Taka jest nauka Chrystusa i Jego Ewangelii i taka jest nauka Kościoła. Szkoda tylko, że praktyka ludzi wierzących (w tym także księży) nie zawsze jest taka.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, co napisałeś.
OdpowiedzUsuńTo chyba pierwszy list napisany przez biskupa, który ma jakiś sens. Bez urazy, ale te papierki co zsyłają z archidiecezji krakowskiej, to tylko do wyrzucenia się nadają. Ostatnio zamiast zaprosić normalnie na pielgrzymkę do Krakowa, biskup Dziwisz rozpisał się na całą stronę. Ludzie zapamiętali tylko zdanie kiedy, co i jak, a resztę po prostu olali. Brawa dla Waszego arcybiskupa za odwagę :)
OdpowiedzUsuńMoże nie pierwszy sensowny - rzadko, ale czasem zdarzają się jakieś "zjadliwe". W tym akurat ten fragment był najciekawszy, a reszta to standard. Za ten jeden "podrozdział" warto jednak abpa pochwalić.
OdpowiedzUsuńNo wiesz, ja nie mam pojęcia jakie listy są w Waszej diecezji. Piszę tylko, że z krakowskiej dawno nie było nic sensownego. Tak dawno, że chyba już nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńJa miałem na myśli także listy wspólne Episkopatu, które są czytane w całej Polsce. Ale oczywiście masz rację, że sensowne rzadko się zdarzają.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to Grzesiek jestem i będę często wpadał :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło. Zapraszam!
OdpowiedzUsuńCo ja myślę?
OdpowiedzUsuńMyślę, że to są mądre słowa.
Oby więcej było takich mądrych i rozsądnych słów w polskim Kościele.
Ciekawe spostrzeżenia
OdpowiedzUsuń