środa, 24 marca 2010

Wiesław Juszczak, Wędrówka do źródeł


Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że Wędrówka do źródeł Wiesława Juszczaka była jedną z najbardziej wymagających książek, jakie czytałem. Ten ponad 600-stronicowy tom zawiera niemal 40 esejów, studiów i szkiców powstałych na przestrzeni blisko pięćdziesięciu lat. Ich tematyka jest nadzwyczaj szeroka, a olbrzymia erudycja autora i dogłębna znajomość rozległej problematyki naprawdę onieśmiela. W książce znajdziemy trudne teksty zahaczające o takie dziedziny, jak filozofia, literaturoznawstwo, filologia, religioznawstwo, wreszcie (najliczniejsze) z dziedziny najbliższej autorowi, jaką jest historia sztuki. Spektrum poruszanych zagadnień jest niezwykle szerokie: od paleolitycznych malowideł naskalnych, przez twórczość Homera i Williama Blake'a, poezję Słowackiego i dramaty Wyspiańskiego, skończywszy na Virginii Woolf i Tolkienie. Do tego teksty na temat filmów: Wesele Wajdy, Uczta Babette Axela, Wszystkie poranki świata Corneau, Godziny Daldry’ego.

A swoją drogą to zadziwiające jak bardzo człowiek może odnaleźć siebie u innego autora. Raz po raz, brnąc przez niełatwe, acz fascynujące artykuły Juszczaka, zadziwiony pytałem sam siebie: Jak to możliwe, że ten uczony porusza tematykę tak mi bliską i drogą. Wciąż odnajdywałem tu swoich ulubionych autorów i ważne dla mnie dzieła. Skąd takie współodczuwanie i wspólnota zainteresowań?

Teksty Juszczaka są wymagające także z tego powodu, iż wiele kwestii nie jest przez niego wyjaśnianych, gdyż zapewne sądzi on (skądinąd słusznie!), że powinny być one oczywiste dla wykształconego humanisty. Niestety moje pokolenie nie ma już tak gruntownej wiedzy. Taki drobny przykład: autor nieustannie przytacza cytaty i sentencje w wielu językach i zwykle nie raczy ich tłumaczyć na polski. O ile radziłem sobie z cytatami angielskimi, ewentualnie niemieckimi, włoskimi, czy łaciną, to już z francuskimi miałem kłopoty. Dobrze, że moja znajomość greki pozwala przynajmniej odczytać poprawnie słowa napisane greckim alfabetem, ale ze zrozumieniem niektórych rozważań filologicznych miewałem kłopoty. Tym bardziej jednak po tę książkę należy sięgnąć - uczy ona pokory, a jednocześnie motywuje do ciągłego pogłębiania wiedzy oraz inspiruje do dalszych poszukiwań i lektur.

Jedną z kwestii, które mnie wyjątkowo zainteresowały było to, w jaki sposób autor rozumie i definiuje sztukę. Otóż Wiesław Juszczak jest w tym względzie maksymalistą. Dane dzieło albo jest Sztuką przez duże S, albo nie jest nią w ogóle. Wydaje się, że stanów pośrednich nie ma - tylko arcydzieła. Nic więc dziwnego, że "wśród dzisiejszego zalewu ludzkiej wytwórczości sztuka jest rzadsza, jest jej relatywnie mniej" (s. 170). Przyznam, że te stwierdzenia profesora dały mi wiele do myślenia. Jeszcze na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie zgodzić się z nimi całkowicie. Bliższa jest mi konstatacja Cynthii Freeland, która w swojej książce Czy to jest sztuka? napisała: "Stwierdzenie, że coś jest sztuką, to nie to samo, co stwierdzenie, że jest to dobra sztuka".

Niemniej jednak to "idealistyczne" postrzeganie sztuki, jakie prezentuje Wiesław Juszczak, jest naprawdę pociągające i ma w sobie wiele prawdy. Sztuka w rozważaniach Juszczaka jawi się jako rzeczywistość większa niż to, co widzialne. Sztuka jest "intensyfikacją rzeczywistości" - i to rzeczywistości "totalnej", nie tylko widzialnej, fizycznej. Jak ujmuje to sam autor:

Sztuka nie może być intensywniejsza od rzeczywistości, ponieważ nieustannie i tylko do niej się zbliża. A zbliża się do niej jako do celu, który n i g d y nie zostanie osiągnięty. Zbliża się do niej po to właśnie - jeśli jest prawdziwie sztuką - by ukazać ten dystans i tę nieosiągalność. By ujawnić to, że tajemnicą rzeczywistości jest życie, że życie jest niezniszczalne i niepojęte. By nas postawić przed rzeczywistością jako przez "epistemologicznie" nie dającym się zbadać fenomenem. (s. 163)

W takiej perspektywie sztuka nie jest li tylko sferą kultury, ale ją przerasta - nie da się do niej włączyć. Oczywiście autor nie neguje tutaj wzajemnych powiązań sztuki i kultury, zaznacza jednak, że sztukę należy wyraźnie oddzielić od kultury, by uratować ją od degradacji sensu, od poddaniu jej prawom techniki, użytkowości, konsumpcji, życia społecznego. Pisze Juszczak:

W kulturze nie ma miejsca na tajemnicę, w sztuce zaś sfera tajemnicy jest głównym celem wszelkiego dążenia. Celem sztuki jest taki rodzaj poznania, który dotyka granic poznawalnego i stawia nas wobec tego, co niepoznawalne (s. 169).

Sztuka zgłębiając sferę tajemnicy, jako "nieustannie ponawiany proces odsłaniania tego, co niepoznawalne", wykracza rzecz jasna także i poza sferę natury.

W autentycznym dziele zawsze otwiera się - w sposób widzialny - perspektywa na to, co "niewidzialne", lub - jeśli wolimy - na wyczuwalny kres widzialności. Prawdziwa sztuka zawsze pokazuje granice, wędruje po granicach. Po granicach tego, co ludzkie, i tego, co "rzeczowe" - ukazuje to, co od nas samych nie zależy, także i to więc, co "jest w nas", a zarazem "poza nami". (s. 179)

Odnoszę wrażenie, że sztuka dla Juszczaka jest czymś na wzór idei platońskich: jakimś "nadrzeczywistym" ideałem, do którego próbujemy zbliżyć się poprzez formę naszymi dziełami sztuki. Mottem tych rozważań Juszczaka o sztuce mógłby być, przytaczany zresztą przez niego, paradoks Wilde'a: Rzeczywistość naśladuje sztukę. I naśladuje ją niezbyt udolnie.

Słyszalny w tych tekstach głos autora jest jak głos wołającego na puszczy. Przeciwstawia się m.in. nazywaniu sztuką tego, co nią nie jest. Sprzeciwia się uleganiu coraz to nowym modom, podejściu konsumpcyjnemu wobec dzieł sztuki. Spotkanie ze sztuką wymaga innej postawy.

Presja wartości dziedziczonych, ciągłe wymykanie się kryteriów, bezbronność albo oportunizm wobec zmian i mody, absurdalnie kurczowe trzymanie się współczesności, teraźniejszego czasu, z którego wypadnięcie lub ucieczka są trudniejsze niż można to sobie wyobrazić, i na co stać tylko niewielu, tylko wybranych - to wszystko sprawia, że wysokie drogi ducha, zawsze niełatwo dostępne, zarastają chwastami i giną nam z oczu. Że więc i dzieła, zawsze mieniące się w naszej obecności, nigdy takie same, wymagają stanu umysłu, na jaki coraz rzadziej potrafimy się zdobyć" (s. 490).

Wiesław Juszczak przez półwiecze pisania, którego obfite owoce zbiera ten pokaźny tom, chciałby "odsłonić widnokrąg szerszy i wędrować do celu, nawet bez nadziei na jego osiągnięcie, a raczej po to tylko, by ukazać go w ogólniejszym zarysie" (s. 355). Jest to wędrówka do źródeł. Źródeł kultury, cywilizacji, sztuki - źródeł samego bytu.

P.S. Książka ukazała się nakładem znakomitego i zasłużonego wydawnictwa słowo/obraz terytoria, które przyzwyczaiło nas do najwyższego poziomu wydawanych przez siebie publikacji. I tym razem pod względem redaktorskim książka jest bez zarzutu. Po raz pierwszy jednak dwie rzeczy mnie rozczarowały: niska jakość zamieszczonych reprodukcji (co w serii Eseje o sztuce jeszcze się chyba nie zdarzyło), a także brak informacji gdzie zebrane tu teksty ukazały się po raz pierwszy.

2 komentarze:

  1. mam to samo ,ps b dobry blog bez poprawnośći polityczne , trafiłem tu bo zawze sprawdzam inforamacje ze styku genetyki i histori (haloogrupy i artykuł o ra1 pozdrawiam z Piwnicznej , veritas vicit

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, ale nie wszystko zrozumiałem. Jakieś kłopoty z klawiaturą?

    OdpowiedzUsuń