Skazany na wiarę
Wojciech Bonowicz
Boże Narodzenie – czyli co? Scena opowiedziana przez znajomych: ich czteroletnia córka szuka czegoś pod choinką, gdzie stoi szopka. Dziewczynka przesuwa figurki, coś przy nich – jak się mówiło u mnie w domu – majstruje. „Zuziu, co tam robisz?”, „Zmieniam Panu Jezusowi pieluchę. Bo kupę zrobił”.
Bóg w naszym świecie. Urodził się jak my, miał ciało jak my, „we wszystkim do nas podobny”, jak powiada Pismo. Ile by się na ten temat nie czytało i nie rozmyślało, jeśli się w to wierzy, ma się w głowie zamęt. No bo jak zrozumieć, że Bóg „się rodzi”? Że Bóg i człowiek odtąd będą razem, jednym? Zamiast wielkiego rozdzielenia – wcielenie. Zamiast budzącego lęk sacrum – dziecko, które płacze, szuka piersi i które trzeba przewinąć, jeśli ma mokro. Nieskończoność wlana do maleńkiego naczynia? Odwieczne dobro, które zanim dorośnie, musi być małym egoistą, żeby przeżyć? Wszechmoc, którą trzeba ukryć, żeby jej nie zamordowano? O co tu chodzi?
Na długiej drodze rozumienia, którą przeszło chrześcijaństwo, nie posunęliśmy się zbyt daleko. Tajemnica ma pozostać tajemnicą.
Kiedy język napotyka tajemnicę, wywraca się, plącze i próbuje się ratować. Ratunkiem są metafora i paradoks. To jakby dwie ręce wyciągnięte (najdalej jak się da) w stronę niewyrażalnego. Czy są w stanie cokolwiek – nie mówię: objąć, ale przynajmniej – uchwycić? Nie wiemy. Mamy nadzieję, że chociaż wskazują kierunek. Tak jest u św. Jana: „A Słowo stało się ciałem”. I tak jest w najpiękniejszej polskiej kolędzie: „Ogień krzepnie, blask ciemnieje”. Ale paradoks i metafora działają w ten sposób, że odsłaniając, równocześnie tworzą nowe zasłony. Nic w tym złego, byle tylko o tym nie zapominać. „Ostateczna odsłona” i tak nie jest możliwa. Skazani jesteśmy na to, by widzieć niejasno, a w każdym razie podwójnie. Oto małe, ludzkie dziecko. Oto nieskończony Bóg. Te obrazy nakładają się na siebie, ale nigdy ostatecznie się nie nałożą. Widzimy podwójnie i to właśnie jest wiara.
Więc kiedy przychodzą Święta, pierwsze, o czym myślę, to ograniczenia naszej wiary. One się biorą nie tylko z tajemnicy, z którą przychodzi się nam zmierzyć, i ze słabości języka. Tkwią również w naszych pragnieniach. Jednym z nich jest pragnienie, aby „być pewnym Boga”. Niech Bóg się rodzi, ale na naszych warunkach. Niech nas nie zaskakuje, nie wytrąca z równowagi, nie łapie za rękaw. A Bóg nie chce tak przychodzić. W każdym razie – nie Bóg Ewangelii. On chce przychodzić nie w porę, jak złodziej. Budzić nas, jak małe dziecko nocą, kiedy mamy ochotę odpocząć. Pojawiać się tam, gdzie sam chce, a nie w wyznaczonych miejscach. Na tym polega, jak to kiedyś ujął ks. Józef Tischner, „tajemnica wiary ewangelicznej: widzieć Boga tam, gdzie się Go najmniej spodziewamy. Choćby w stajni...”.
Tyle o wierze. A niewiara? Co ona ma z tych Świąt? Czy ma powód, żeby świętować? Czy chodzi o to tylko, żeby ludzie na moment poczuli się – albo nawet stali – lepszymi? A może i ona ma okazję dotknąć swoich ograniczeń? Może i ją można zbudzić, zaskoczyć, złapać za rękaw? Richard Dawkins w zakończeniu swojej książki „Bóg urojony” pisze: „Jestem bardzo szczęśliwy, że przyszło mi żyć w czasach, gdy ludzkość przekracza dawne granice rozumienia. Więcej, gdy okazuje się, że może nie ma przed nami żadnych granic!”. Rozumiem entuzjazm Dawkinsa, a jednak z jakiegoś powodu bardziej ufam paradoksom. Tam, gdzie wszystko staje się wytłumaczalne, życie traci sens. (Ktoś to napisał przede mną. Ale kto? Nie pamiętam.)
Wojciech Bonowicz - poeta i publicysta
Tekst ukazał się w "Tygodniku Powszechnym" w numerze 51-52 (3050-3051) z 23 grudnia 2007 r.
Ciekawy tekst. Ja też bardziej wierzę w paradoksy i mocno wątpię w to, że "nie ma przed nami żadnych granic". Żeby móc się cieszyć świętami, coraz bardziej dochodzę do wniosku, że brakuje mi jakiegoś "backgroundu" religijnego... Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńNa Ciebie zawsze można liczyć, czara! :) Dziękuję Ci za to, że czytasz i że piszesz. Wszystkiego najlepszego w te Święta!
OdpowiedzUsuńSnoopy, wszystkiego, co najlepsze w te nadchodzace Swieta! Przepraszam, ze ostatnio rzadko bywalam - chwycil mnie wirus i rozlozyl na lopatki. Serdecznosci i do uslyszenia wkrotce!
OdpowiedzUsuńTobie także wiele radości i pokoju w te Święta, magamara! I szybkiego powrotu do zdrowia!
OdpowiedzUsuńbardzo interesujacy tekst
OdpowiedzUsuń-------------------------------------
kartki bożonarodzeniowe