sobota, 12 września 2009

Rzym - zachwyty i uniesienia


Jest dobrze. W ciągu intensywnie przeżytych dwóch tygodni pobytu w Rzymie, udało mi się już zobaczyć większość rzeczy, na których mi zależało. Wprawdzie do końca zostało jeszcze trochę, ale przynajmniej wiem, że nie muszę się spieszyć, bo powinienem ze wszystkim spokojnie zdążyć. Nie ma sensu wyliczanie tutaj wszystkiego, co widziałem, napiszę więc o tym, co było dla mnie szczególnie ciekawe i dało mi wyjątkowo dużo radości.

- Galeria Doria Pamphilj - dotarłem tam jeszcze przed otwarciem i wszedłem jako pierwszy. Dopiero po dłuższej chwili pojawili się kolejni zwiedzający, a i tak było ich niewielu. Co za ulga po zatłoczonych Muzeach Watykańskich! Pierwsza sala, bardzo obszerna, zaskoczyła mnie. Sprawiała wrażenie nie sali wystawowej, ale jakiegoś magazynu lub składu antyków i dzieł sztuki, czegoś na wzór "gabinetów osobliwości". Antyczne popiersia sąsiadowały tu z barokowymi rzeźbami i renesansowymi obrazami. W tym nieco chaotycznym zbiorowisku kilka perełek, np. płótna Caravaggia. Najbardziej zauroczył mnie jednak wczesny obraz Tycjana Salome z głową św. Jana Chrzciciela. To jedno z tych dzieł, które zdecydowanie zyskują w kontakcie bezpośrednim (kolejnym będzie Miłość niebiańska i ziemska tegoż autora w Galerii Borghese). Cóż za hipnotyczna siła w tym zestawieniu trzech twarzy: zamyślonej Salome, sługi patrzącej z zaciekawieniem na Panią, wreszcie martwego, charakterystycznego profilu św. Jana, z włosami delikatnie opadającymi na ramię trzymającej misę kobiety.

Kolekcja Pamphilj jest naprawdę imponująca - te wszystkie Breughele i Jordaensy, Lippi i Lotto i wreszcie prawdziwa chluba: słynny Portret Innocentego X pędzla Velasqueza. Moje oczekiwania co do tego obrazu były tak wysokie, że gdy mój wzrok padł wreszcie na to słynne płótno, poczułem małe rozczarowanie. Zamiast krwistej purpury, jakaś taka blada kolorystyka. Na szczęście było to tylko pierwsze wrażenie - bardzo mylące. Wystarczyło, że spojrzałem w twarz papieża i jego spojrzenie, a momentalnie zdrętwiałem i chyba po raz pierwszy w życiu patrząc na obraz poczułem autentyczny, paraliżujący strach. Czułem się jak mała, szara myszka przed hipnotyzującym ją wężem. Trwałem tak chwilę, a wzrok oderwać mogłem tylko dzięki stojącemu obok popiersiu tegoż papieża. To dzieło samego Berniniego. Najbardziej zadziwił mnie kunszt rzeźbiarza ukazany w mocecie duchownego. Odruchowo chciałem wręcz poprawić niedokładnie zapięty guzik papieża, dopóki nie uświadomiłem sobie, że mam przecież przed sobą zimny biały marmur. Majstersztyk!
W galerii tej można zobaczyć jeszcze sporo rewelacyjnych dzieł, ale o nich już pisał nie będę. Całość sprawia bardzo pozytywne i familiarne wręcz wrażenie. Czułem się tam, jakbym wpadł w odwiedziny do starego znajomego, który oprowadzał mnie po swoich włościach. Czułem się tam naprawdę jak gość, a nie jak intruz - co odczułem w kolejnej prywatnej galerii Rzymu, o której poniżej.

- Galeria Borghese - tak, to w niej właśnie czułem się jak nieproszony gość, który sprawia kłopot rodzinie, chcąc zobaczyć cudowności, jakie ta zgromadziła. Aby się tam dostać, bilet trzeba kupić lub zamówić z wyprzedzeniem. Aby wejść do środka, trzeba przejść przez szereg bramek i stanowisk, gdzie konfiskują wszystkie twoje rzeczy (z aparatem fotograficznym na czele). Zanim spokojnie zdążysz przejść wszystkie sale, już dosyć niegrzecznie cię wypraszają. Wszędzie jakieś wywieszki, nakazy i zakazy (nawet w zadziwiająco beznadziejnych łazienkach). Warto jednak to wszystko wycierpieć by zobaczyć na własne oczy genialne rzeźby Berniniego, o których nie będę pisał, gdyż brak mi słów. Do tego przecudowne obrazy w Pinakotece (Rafael, Tycjan, Caravaggio, Perugino, Cranach i wielu innych). To po prostu trzeba zobaczyć! Obowiązkowy punkt programu dla każdego odwiedzającego Wieczne Miasto!

PS Na plus galerii muszę zaznaczyć bardzo dobry i rzeczowy komentarz Audioguide (zresztą w Doria Pamphilj podobnie).


- Kościół S. Pudenziana - znany chyba tylko "wtajemniczonym" starożytny chrześcijański kościół "titulusowy", niedaleko S. Maria Maggiore, w którym znajduje się najstarsza zachowana mozaika zdobiąca apsydę. Mozaika o ważnej i bardzo ciekawej wymowie - naprawdę wspaniała i do dziś robi olbrzymie wrażenie, pomimo tego, że została nieco obcięta w XVI wieku. Bardzo się cieszę, że mogłem ją na żywo zobaczyć. Mała zagadka: kim są kobiety trzymające wieńce nad głowami apostołów Piotra i Pawła? Skąd wiemy jak je interpretować?


- Piazza Navona - jak dla mnie to najpiękniejszy z placów Rzymu, o ile w ogóle można tak powiedzieć o jakimkolwiek rzymskim placu, gdyż każdy ma swój niepowtarzalny urok i inny charakter (np. plac św. Piotra jest zupełnie osobny ze swoim oficjalnym i nieco onieśmielającym charakterem). Gdy wszedłem na Piazza Navona niemal w samo południe, zostałem dosłownie oślepiony bielą fasad i słynnych fontann. Nie spodziewałem się tego! Na wszystkich zdjęciach jakie widziałem, kościół S. Agnese in Agone na ciemną, brunatną (a raczej brudną) fasadę. Teraz jest ona świetlisto-biała - co jeszcze potęguje padające na nią słońce. Fontanny mnie zachwyciły! Cóż za żywioł! A całość placu przepięknie i harmonijnie zakomponowana. Siedziałem tu ponad godzinę i jeszcze nie raz wstępowałem podczas moich spacerów.


- Ara Pacis Augustae - sam już nie wiedziałem czym zachwycać się bardziej: samym muzeum, które jest perełką architektury modernistycznej i wzorem nowoczesnej ekspozycji, czy tym jednym jedynym "eksponatem", jaki ono prezentuje. Zresztą popatrzcie sami.

PS. To nie ja jestem na zdjęciu. ;)
PPS. Do tego wszystkiego w sklepiku muzealnym mała niespodzianka. Obok zwyczajowych pamiątek i książek, które spotkać można w każdym jednym sklepie tego rodzaju, obszerna sekcja książek o architekturze współczesnej i designie, a także wybór designerskich przedmiotów (w zastraszających cenach oczywiście). Bardzo trafny pomysł!

- S. Carlo alle Quattro Fontane oraz S. Andrea al Quirinale - jako wielki fan architektury Francesco Borrominiego nie mogłem sobie darować S. Carlino. Przepiękna kopuła, bardzo ciekawy plan, rewelacyjny krużganek i ta dynamiczna, jedyna w swoim rodzaju fasada! Przy tej samej ulicy, zaledwie parę kroków dalej, kościół S. Andrea al Quirinale zaprojektowany przez największego rywala Borrominiego, jakim był Gian Lorenzo Bernini. Dwa wielkie, genialne dzieła tuż obok siebie - wyraźnie ze sobą rywalizujące. Czy zasadne jest pytanie o palmę pierwszeństwa? A tak w ogóle, to byłem zrozpaczony, gdy okazało się, że cała fasada Berniniego przykryta jest aktualnie rusztowaniem, spod którego wypływają jedynie charakterystyczne schody. Tylko te schody mogłem zobaczyć.


- S. Maria del Popolo - to "ten trzeci" (a raczej pierwszy) kościół przy ruchliwym, niesamowitym Piazza del Popolo, tuż przy bramie. Łatwo go ominąć i zignorować, gdyż niczym się specjalnie nie wyróżnia. Warto jednak wejść do wnętrza, by zobaczyć in situ dwa świetne obrazy Caravaggia: Męczeństwo św. Piotra oraz Nawrócenie św. Pawła. Dopiero widząc sposób ich umieszczenia, w pełni rozumiemy zamysł malarza i zastosowane przez niego śmiałe skróty perspektywiczne. Miodzio! ;)


- Katakumby - Nareszcie! Spełniło się jedno z największych marzeń mojego życia. Wreszcie mogłem zstąpić w miejsce tak ważne dla życia pierwszych chrześcijan i dla historii Kościoła w ogóle (choć nie tylko). To tutaj zaczęła się tak naprawdę sztuka chrześcijańska. Wreszcie mogłem osobiście przeciskać się wąskimi korytarzami, poczuć ten charakterystyczny zapach, dotknąć nagą dłonią skał i ziemi, a nawet wynieść ze sobą mały kamyczek. Była to więc oczekiwana chwila, a jednak nieco rozczarowująca. Dlaczego? Jakże mało oni pokazują zwiedzającym! Tyle co nic! Nie widziałem prawie żadnych malowideł, o których tak skrupulatnie się uczyłem z mądrych książek. Naprawdę mnie to rozczarowało! Póki co, byłem tylko w katakumbach Kaliksta, Domitylli i Sebastiana przy Via Appia Antica. Jeśli wystarczy mi czasu, spróbuję się wybrać jeszcze np. do Priscilli. Boję się jednak, że znów niewiele zobaczę.
Zwiedzanie tych katakumb, cała infrastuktura turystyczna, wreszcie przewodnicy i zwiedzający zasługują na dłuższą notatkę. Nie chcę już jednak przedłużać, bo obawiam się, że i tak już wystawiam na próbę cierpliwość i nerwy drogich czytelników tego bloga. Może kiedyś do tego wrócę? Póki co - basta!

4 komentarze:

  1. O, to cos dla mnie! Swietna wyprawa i znakomity opis. Czytam z wielkim zainteresowaniem i przyjemnoscia. Nie bylam nigdy w Rzymie, ale chcialabym kiedys z pewnoscia zobaczyc to niemozliwe miasto. Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę Ci... ale doprawdy taką zazdrością przyjazną :)
    Byłem w Rzymie, ale zaledwie 7 czy 8 dni i żegnałem się z tym miastem pełen niedosytu (chociaż udało mi się tam spełnić jedno z pragnień mojego życia, jakim było zobaczenie na własne oczy naszego Wielkiego Papieża.)

    Uważam Rzym za niewątpliwie najciekawsze miasto świata. Będę więc chciał tam powrócić. Z tym większą ciekawością czytam Twoje sprawozdania.
    I gratuluję pasji :)
    Odczuwaj, chłoń i nasycaj się! :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowity blog, czuć fascynację światem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za miłe słowa i za to, że w ogóle chciało się Wam tu coś napisać. Oraz za to, że tutaj wracacie. Pozdrawiam bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń