wtorek, 16 sierpnia 2011

Letnia Akademia Filmowa w Zwierzyńcu


Właśnie zakończyła się 12. Letnia Akademia Filmowa w Zwierzyńcu (na pięknym Roztoczu, niedaleko Zamościa). Ten znakomity festiwal filmowy trwał od 5 do 15 sierpnia, ale mi udało się tam pojechać zaledwie na cztery całe dni. 

To festiwal naprawdę wyjątkowy. Jego niepowtarzalnym klimat tworzy nie tylko znakomity, ambitny repertuar, ale i urokliwe miasteczko, które wygląda jak wielki park. Można tam naprawdę odpocząć, spacerując spokojnie od jednej sali kinowej do drugiej (wśród drzew, a nie w budynku multipleksu), nie bojąc się, że zabraknie miejsca, biletów, że będą jakieś wielkie tłumy (a tak bywa na wielu innych imprezach tego typu). Filmy wyświetlane są równocześnie w czterech miejscach i trzeba czasem nieźle się nagłówkować który seans wybrać (w sumie są ich setki - także w ramach przeglądów tematycznych). Tak, czy siak, prawdziwie zapalony kinoman może obejrzeć nawet pięć lub sześć tytułów dziennie - ja poprzestawałem jednak na trzech lub czterech. 

LAF to jednak nie tylko filmy, ale i różne imprezy towarzyszące: spektakle teatralne, koncerty, spotkania autorskie z twórcami kina, wreszcie niekończące się dyskusje wśród uczestników. Miłymi akcentami są prelekcje przed filmami, festiwalowa gazetka wychodząca codziennie, bardzo pomocny katalog filmów, różne konkursy etc. 

Zauroczyło mnie to miejsce i mam nadzieję, że uda mi się tam powrócić - może następnym razem na dłużej. Póki co przedstawię większość filmów, które tam obejrzałem (w kolejności z grubsza od tego, który mi się najbardziej podobał). Niestety kilka ciekawych filmów mnie ominęło (m.in. czeski Palacz zwłok, najnowszy Woody Allen, kilka polskich premier).

Wtorek, po świętach  
(Rumunia, 2010)
reż. Radu Muntean


Można by powiedzieć, że to banalna historia małżeńskiej zdrady. Pokazana jest jednak w zupełnie nowy sposób - jakże różny od tego, jakie serwuje nam większość produkcji kinowych i telewizyjnych. Tym samym film przywraca całą wagę tematowi. Jego realizm sprawił, że aż chodziły mi ciarki po plecach. Genialny!

Kieł 
 (Grecja, 2009) 
reż. Giorgos Lanthimos


Oglądałem ten mocny film nie słysząc wcześniej o czym traktuje - tym większe więc było moje zaskoczenie (lepiej chyba nie wiedzieć, więc nie napiszę nic na ten temat). Jest on bardzo nieprzyjemny w oglądaniu i przypomina mi nieco dokonania dwóch Austriaków: Michaela Haneke i Ulricha Siedla - także pod względem jakości.

Drapacz chmur  
(Dania, 2010)
reż. Rune Schjøtt


Ona - niewidoma. On - siedemnastolatek o umyśle dziewięciolatka. Do tego problemy ze stulejką, kastrowanie wieprza po pijaku, kierowca autobusu z wieczną czkawką, rubaszne podstarzałe bliźniaczki w dezabilu itd., itp. - czli duński misz-masz oryginalnych typów. Nade wszystko jest to jednak ciepła i ujmująca historia inicjacyjna (w wielorakim sensie - także tym seksualnym) o potrzebie prywatności i intymności oraz wyzwoleniu się spod kontroli i tyranii. Co ciekawe, może być też odczytywana metaforycznie, na głębszych poziomach (także religijnym i politycznym). A tak poza tym najwyczajniej w świecie film bawi i wzrusza.

Karen płacze w autobusie  
(Kolumbia, 2011)
reż. Gabriel Rojas Vera


Historia Karen (sympatyczna Angela Carrizosa), która "bez powodu" odchodzi od całkiem "normalnego" męża i próbuje sama radzić sobie w świecie. Skromny dramat o subtelnie feministycznej wymowie. Może stosuje parę mało oryginalnych chwytów, ale porusza emocjonalnie. Film słuszny i potrzebny - mężczyznom może bardziej niż kobietom.

W lepszym świecie  
(Dania, Szwecja, 2010)
reż. Susanne Bier


Ogląda się znakomicie: ładne zdjęcia, wciągająca fabuła, aktualność problematyki, która posługując się analogią staje się filozoficzno-etyczną tyradą na najbardziej palące tematy społeczno polityczne (Afryka, terroryzm, europejska tolerancja, wychowanie, konfrontacja ze złem, a nawet z bestialstwem etc.). Film trzyma w napięciu - cały czas mamy wrażenie, że oto za chwilę stanie się coś strasznego. Mimo tych wszystkich niewątpliwych atutów, Susanne Bier grzęźnie momentami w banałach i zbyt stereotypowych rozwiązaniach. Nie udaje jej się także całkowicie uniknąć pułapki sentymentalizmu. I co najgorsze, całość sprawia wrażenie zbytniego wykoncypowania, a film staje się przez to nieco sztuczny. Za mało tu życia, a za dużo papierowych teorii i tez. Chyba najsłabszy ja dotąd obraz tej świetnej skądinąd reżyserki. "Tylko" dobry.

Parking królów 
(Islandia, 2010)
reż. Valdís Óskarsdóttir


Bardzo sympatyczna komedia o lekko czarnym, a raczej szaro-burym zabarwieniu. Fabuła prawie zerowa, za to jeśli już się coś dzieje, są to niespodziewane zwroty akcji. Jakiekolwiek wydarzenia nie są jednak zbytnio potrzebne, bo cała plejada oryginalnych bohaterów (a la Przystanek Alaska i Twin Peaks) wystarczy, by nieźle się ubawić.

Szukając Erica 
(Wielka Brytania, Francja, Włochy, Belgia, Hiszpania, 2009)
reż. Ken Loach


Bardzo przyjemna bajka. Trochę straszna, trochę "magiczna", trochę śmieszna i oczywiście budująca. Bawiłem się świetnie - nie przeszkadzał mi nawet wątek sportowy, który był raczej tłem dla całej wciągającej historii listonosza, jego rodzimy, kumpli, pewnej broni i pewnego gangstera.

Passione 
 (Włochy, USA, 2010)
reż. John Turturro

Dla tych, którzy tak, jak ja, sądzili, że nie istnieje coś takiego, jak dobra muzyka włoska. A także dla miłośników muzyki, Neapolu (i Italii w ogóle). Szkoda tylko, że zabrakło jakiejś spójnej narracji. Film sprawia bowiem wrażenie nieco przypadkowego zlepku teledysków. Można przy nim jednak dobrze odpocząć, wyłączając umysł niemal całkowicie. ;)

Nieściszalni  
(Szwecja, Francja, 2010)
reż. Ola Simonsson, Johannes Stjärne Nilsson


Film twórców niezapomnianych Jabłek Adama. Bardzo pomysłowa i oryginalna komedia, w której można się doszukiwać głębszych sensów, np. na temat roli sztuki w społeczeństwie i ludzkim życiu. Bez wielkich rewelacji, ale obejrzeć można.

Nawet deszcz  
(Hiszpania, Meksyk, Francja, 2010)
reż. Icíar Bollaín


Interesujący pomysł zderzenia wypraw Krzysztofa Kolumba z sytuacją współczesnego wyzysku i uciskania biednej ludności Ameryki Południowej. Zostało to nawet sprawnie zrealizowane, choć ukazane analogie są trochę zbyt oczywiste i przez to ocierają się o trywialność. I nie wiem po co jeszcze ten hollywoodzki sentymentalizm i trochę zbyt "lewacka" słuszność.

Cyrk Columbia  
(Słowenia, Bośnia i Hercegowina, Serbia, Belgia, Francja, Niemcy, Wielka Brytania, 2010)
reż. Danis Tanović


Oglądając ten film o krótkim czasie pokoju między upadkiem komunizmu w byłej Jugosławii, a wybuchem wojny, trzeba wyrzucić z pamięci to, że wyreżyserował go Danis Tanović. Zapomnij o jego genialnym debiucie, jakim była Ziemia niczyja. Wówczas być może będziesz mieć trochę przyjemności i satysfakcji z seansu. Ładne zakończenie.

Po zachodzie 
(Austria, 2010)
reż. Nikolaus Geyrhalter


Dokumentalny. Krótkie migawki nocnego życia z różnych krajów Europy zachodniej (głównie Austria, Niemcy i Anglia). Szpital, posterunek policji, krematorium, dworzec, monitoring miejski, fabryka itd., itp. Bogactwo i różnorodność życia, które interpretować musimy sobie sami. Choć film ogląda się z zainteresowaniem, zaskoczyło mnie to, że wygrał on Planet Doc, jeden z najlepszych festiwali filmu dokumentalnego.

***

Są to filmy lepsze i gorsze, ale trzymają niezły poziom i każdy z nich zasługuje na uwagę. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję je obejrzeć, polecam.

6 komentarzy:

  1. Oglądałam tylko "Kieł" i napisałam kiedyś recenzję tego filmu u siebie - na Wyspach był wielkim hitem, co pozwala mieć nadzieję, że kolejny film reżysera też będzie tu pokazywany w kinach.

    Co do "W lepszym świecie" to takie mam przeczucia, o jakich napisałeś. Lubię poprzednie filmy Bier, a co do tego troszkę mam obawy. Obejrzę i tak, ale nie w kinie, wypożyczę na dvd (bo w kinie to przegapiłam, a takie film lubię oglądać w domu). "Szukając Erica" był u nas daaawno temu, nie zainteresował mnie. Innych filmów w ogóle nie znam, ale parę bym obejrzała, muszę się rozejrzeć, czy są dostępne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mieszkam właściwie blisko Zwierzyńca, bo zaledwie 20 km, ale jeszcze ani razu nie byłam na LAFie. Co roku, coś wypada, coś mi przeszkadza... Może za rok ;) A Zwierzyniec jest naprawdę fajnym i ciekawym miejscem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, ha! Komentarz do "Cirkus Columbia"! "Ziemia niczyja" jest tak dobra, że wszystko następne trzeba będzie oglądać z amnezją. ;)
    A jednak... na niektóre tytuły poszłabym właśnie ze względu na nazwisko sygnujące wcześniejsze olśnienia, vide "Nieściszalni" czy "Szukając Eryka". Bier jeszcze chwilę temu była w kinie, "Passione" właśnie wchodzi. Dobrze, że jest to przenikanie festiwali i normalnej dystrybucji.
    Najmocniej czuję się zmotywowana do "Wtorku po świętach".
    Swoją drogą - tyle świetnych filmowych festiwali. Ale trudno je łączyć, bo byłoby to już przedawkowaniem. Byłam na NH, odpuściłam Transatlantyk w moim "osobistym" mieście. O Zwierzyńcu wciąż tylko słyszę. A przecież jeszcze Dwa Brzegi...
    Super, że miałeś cztery dni na filmowe święto.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale Ci zazdroszczę nawet tylko 4 dni tego festiwalu.
    Z przedstawionych przez Ciebie tytułów oglądałam dwa:
    - "Kieł" i zrobił na mnie duże wrażenie, po seansie bardzo długo dyskutowałam z osobą, z którą go oglądałam;
    - "W lepszym świecie" niby ok, ale jakoś nie jestem do końca przekonana.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Chihiro: Aż dziw bierze, że "Kieł" może być hitem. To zdecydowanie nie jest film dla szerokiej publiczności.

    "W lepszym świecie" akurat warto zobaczyć na dużym ekranie ze względu na piękne zdjęcia. Choć nie jest to arcydzieło. W Polsce film też już wyszedł na DVD. Dziwi mnie, że miał tak słabą kinową dystrybucję w naszym kraju. Jest to obraz, który akurat bardzo podoba się większości i bądź co bądź zdobył Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

    Na "Szukając Erica" poszedłem ze względu na Loacha, choć bałem się, że mi się nie spodoba, bo za bardzo pachniał sportem (ja do seansu nawet nie słyszałem o kimś takim, jak Eric Cantona).

    @Edith: Gdybym ja mieszkał tak blisko Zwierzyńca, na pewno byłbym stałym gościem festiwalu. Jeśli nawet nie na kilka dni, to chociaż na pojedyncze seanse. Musisz się tam w końcu wybrać. ;)

    @tamaryszek: W doborze repertuaru mną też kierowały przede wszystkim nazwiska twórców (i jeszcze obecność w konkursach światowych festiwali). One przede wszystkim sprawiły, że wybrałem się na filmy, które wymieniasz. A "Wtorek po świętach" to jeden z najlepszych filmów, jakie widziałem w tym roku. Naprawdę polecam. Poznań, tak? Oj, tam to też się dzieje. Ja byłem tam ostatnio na koncercie Portishead, ale o tym już pisałem w osobnej notce.

    @Maya: To prawda. "Kieł" to film, o którym można wiele dyskutować - zresztą o filmie Bier także (choć z innych powodów). Ten pierwszy pozostaje w pamięci i jakoś tak nie daje spokoju.

    OdpowiedzUsuń
  6. Snoopy, ano hit :) Ale wiesz zapewne, że tu są dziesiątki kin, które puszczają filmy "nie dla szerszej publiczności", albo że przy 10 milionach mieszkańców znajdzie się te parę tysięcy, do których "Kieł" przemówi. Poza tym świetnie promowano go w mediach, wszyscy krytycy zachwalali, film miał wielkie reklamy dzięki dobrym recenzjom. Po festiwalu londyńskim krótko był w kinach, ale zaraz wyszedł na dvd.

    Na "W lepszym świecie" to już się nie załapię, przestali już grać. Ale w swoim czasie obejrzę na pewno.

    OdpowiedzUsuń