poniedziałek, 12 lipca 2010

Wakacje w pełni


Tylko krótka notka informacyjna, abyście nie pomyśleli, że wszystkich olewam, zapomniałem o blogu swoim oraz o blogach zaprzyjaźnionych osób. Wakacje jak zwykle zaplanowane mam do ostatniego dnia i prawdopodobnie nie znajdę zbyt wiele czasu na to, by zaglądać do sieci. Jak zwykle łączę przyjemne z pożytecznym, pracę z odpoczynkiem. Już mam za sobą pierwszy etap pracy zarobkowej oraz weekend książkowo-filmowy w Krakowie, a jutro wyruszam na miesiąc do pracy "pro bono". Potem miesiąc w Londynie - też praca i odpoczynek (zamierzam m.in. odwiedzić Oxford oraz miejsca związane z Virginią Woolf, jak np. Monk's House w Rodmell). Wreszcie wrzesień w Toskanii, który upłynie mi na intensywnym kursie języka włoskiego (i nie tylko). Jeśli w Anglii lub we Włoszech uda mi się napisać parę słów - będziecie je mogli tu przeczytać. Póki co pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i zapraszam ponownie. Nie zapominajcie całkiem o Snoopym i jego małym bric-à-brac.


Vanessa Bell, Kanał w Wenecji (1948)

olej na desce, The Bloomsbury Workshop, London

sobota, 3 lipca 2010

Quo vadis?


Zauważyłem, że ostatnimi czasy coraz częściej poruszam na blogu tematykę wiary i religii. Pojawia się ona nawet wtedy, gdy piszę o filmach, książkach, czy sztuce. Jest tam obecna albo bezpośrednio w tekście, albo wywołana zostaje przez Wasze komentarze. Mnie osobiście specjalnie to nie przeszkadza i mam nadzieję, że Was też nie odstraszy - chociaż nie chcę, aby bric-à-brac zmienił się w sklepik z dewocjonaliami. Ma tu dominować przede wszystkim kultura!

Mimo tego dzisiaj znowu kilka słów zahaczających o wiarę i Kościół katolicki. Wszystkim zainteresowanym chciałbym polecić najnowszy numer pisma Czas Kultury (nr 2/2010). Poświęcony jest on tematowi apostazji i można znaleźć w nim naprawdę interesujący blok tekstów na ten temat. Obok wywiadów z ks. Jackiem Prusakiem, SJ (Tygodnik Powszechny), z teologiem i byłym jezuitą Stanisławem Obirkiem oraz z założycielami strony apostazja.pl, w numerze opublikowano m.in. artykuły o Stanisławie Przybyszewskim, Richardzie Dawkinsie oraz o Janie Pawle II "Apostacie" (sic!). Dla mnie najbardziej inspirujący był jednak tekst literaturoznawcy Michała Larka Katolicy, apostaci i poeci. Komentarz do tekstów Stanisława Obirka. Znajdziemy tam m.in. trafną sugestię, iż duchowni powinni na poważnie czytać poetów. I jakby na potwierdzenie tej tezy autor przytacza dwa wiersze Jerzego Jarniewicza (muszę bliżej poznać twórczość poetycką tego autora!). Pozwolę sobie zamieścić tutaj chociaż jeden z nich:
Rozmowa będzie możliwa (wiersz trzeci)

między bobem a bojem
między bobrem a bólem
utknął w jednej sylabie
ojciec całej rodziny
bogiń bożnic bogdanów
bogumiłów i bożyszcz

zszedł między słowa
poddając się gramatyce
cielesności przypadków
(on - tak absolutny)
prawom artykulacji
(on - niewypowiedziany)
fanaberii form
(on - który jest istotą)
kornie spoczął na języku

a ciało słowem się stało
i mieszkało między nami

(z tomu Skądinąd)

Michał Larek podejmuje m.in. kwestię tego, w jakiej sytuacji znajduje się dziś wiara religijna i w jakiej przestrzeni działa obecnie Kościół - chodzi tu przede wszystkim o przestrzeń językową rozumianą jako ta, która jest wyrazem (a zapewne i jedną z przyczyn) ewolucji ludzkiej mentalności:

XXI wiek rozpuścił ludzi, ułatwiając im wyrażanie i upublicznianie własnych opinii. Portale społecznościowe, blogi, YouTube, fora, rozmaite komunikatory, coraz bardziej rozgadana i interaktywna telewizja, wielofunkcyjne komórki - wszystkie te środki produkcji i dystrybucji prywatnej twórczości zmieniają w sposób diametralny warunki globalnej dysputy. Podejrzewam, że to bogate medialne wyposażenie przeciętnego człowieka przeprogramowuje jego oczekiwania intelektualne, czyniąc go bardziej odpornym na absolutystyczne roszczenia. Nie można dzisiaj przekonująco uzurpować sobie prawa do przemawiania ex cathedra.

Im bardziej jesteśmy apodyktyczni, tym bardziej śmieszni. Kto chce przekonać do swoich racji, musi argumentować, pytać, sugerować, namawiać, uwodzić, a nie rozkazywać, nakazywać, pouczać, czy wymagać. Kościół katolicki jest jednym z dyskutantów - powiada Obirek - powinien w końcu zdać sobie z tego sprawę i wyciągnąć konstruktywne wnioski na temat uzurpatorskiej intronizacji w czasach demokratycznego zarządzania ludźmi i ideami, w erze perswazyjnej wręcz polifonii.


Wczytując się w teksty S. Obirka autor pyta czym jest wiara religijna oraz jej specyficzna forma wyznaniowa, jaką jest katolicyzm w wydaniu polskim. Woła mocnym głosem:

(...) Nie mylcie przedstawienia Boga z samym Bogiem; nie wierzcie, że katolicyzm to Bóg; prawdą jest Bóg, nie katolicyzm.
Sprawa jest poważna, bo (...) stawką wiernego jest nie ślepe oddanie pośrednikom, ale praca nad coraz lepszą relacją z Bogiem.

Gdyby poprzestać na owym treningu ufności i posłuszeństwa, wiara stałaby się działaniem automatycznym, swoistym konsumowaniem liturgicznych schematów, bezwolnym mimetyzmem.

Aby uniknąć tego niebezpieczeństwa, trzeba konfrontować swoją wiarę z wierzącymi inaczej, w tym także z agnostykami i niewierzącymi. Jak pisze Obirek:

Agnostyk jest dla mnie - człowieka wiary - lustrem, w którym się przeglądam. Jedno z podstawowych pytań, które stawia również agnostyk, brzmi: skoro można przyzwoicie i sensownie żyć bez wiary, po co wiara, co daje i czemu służy? Takie pytania dla wierzącego są błogosławione. Jest w nich moc oczyszczająca dla kogoś, kto wierzy i wyraża swoją wiarę. Jeśli do takich radykalnych pytań człowiek wierzący podejdzie z życzliwością, a nie lękiem, może okazać się, że niektóre elementy jego wiary mają bałwochwalczy charakter. Ale ten proces oczyszczenia wiary pokaże też, że zostaje coś, co się mu nie poddaje.

Co jest tym, co pozostaje? Odpowiedzi będą zapewne różne dla poszczególnych osób, ale rdzeniem jest zawsze Ewangelia. Stanisław Obirek też daje swoją osobistą odpowiedź: Wierzę, gdyż wierzył także człowiek imieniem Jezus z Nazaretu.

Polski katolik niestety nie ma zbyt wiele okazji do oczyszczania swojej wiary z różnych zbędnych, a niekiedy nawet niebezpiecznych naleciałości. Nie ma zbyt wiele okazji, by na co dzień konfrontować swoją wiarę z wyznawcami innych obrządków, religii i światopoglądów. Co więcej, specyfika naszego katolicyzmu polega jak sądzę na tym, że jest on bardzo hermetyczny, a jego spotkanie z każdą inną formą - nawet niewiele się różniącą (jak np. katolicyzm europejski) owocuje zwykle nieufnością i poczuciem pychy oraz samozadowolenia.

Wnętrze bazyliki Hagia Sofia w Stambule (Konstantynopolu) z 1 poł. VI w.,
przekształcona na meczet w 2 poł. XV w. Dziś muzeum.

Dzieje się tak dlatego, że - jak pisze Obirek - w gruncie rzeczy chrześcijaństwo polskie w jego katolickiej wersji zostało uwikłane w dość przypadkowy kostium kulturowy, który tym trudniej poddaje się krytycznej ocenie, że wzmocniony został historiozoficzną interpretacją przydającą mu status wyjątkowości i niezmienności niemal metafizycznej.

Niestety polski Kościół nie zachęca wiernych do refleksji na temat przedmiotu katolickiej wiary, motywuje natomiast gorąco do adoracji tegoż. W konsekwencji nie wiemy, w co wierzymy. A jeśli nie wiemy, w co wierzymy, to czy rzeczywiście wierzymy? Oto ważne pytanie, na które wcale nie ma oczywistej odpowiedzi.

Wiara nie może być jakąś zarozumiałością poznawczą. Nie jest ona jakąś jedną uniwersalną odpowiedzią na absolutnie wszystkie pytania człowieka. Wręcz przeciwnie - jak pisze Obirek:
(...) Wiara to rujnowanie własnej pewności i wygaszanie w sobie potrzeby kolonizowania cudzych intelektów. (...) Wiara nie może polegać na rozkoszowaniu się własną nieomylnością, na moszczeniu się we własnej wiedzy. (...) Wiara nie boi się cudzych racji i własnej niepewności.

Oczywiście w takim rozumowaniu, jakie prezentuje Obirek i Larek może grozić popadnięcie w drugą skrajność, którą jest indyferentyzm lub akceptacja bliżej niesprecyzowanego "ducha Ewangelii" oraz niekonkretnej wizji Chrystusa, ale odrzucenie wspólnoty Kościoła. No bo po co pozostawać jeszcze w tej instytucji? Tę kwestię porusza na łamach Czasu Kultury ks. Jacek Prusak. W wywiadzie mówi między innymi takie słowa:

Wiara zawsze jest przeżywana w pojedynkę. Trzeba przecież dać osobiście odpowiedź Panu Bogu na jego wezwanie. Ale nie jest to wiara rozumiana indywidualistycznie. Według badań empirycznych ludzie, którzy odchodzą z Kościoła, żeby przeżywać prywatnie wiarę, najczęściej wiarę tracą. Bo czym jest wtedy wiara? Tacy ludzie nie mają dojścia do źródeł, które Kościół ofiaruje poprzez sakramenty, praktyki ascetyczne, duchowe et cetera. Stają się łagodnymi deistami. Jakoś tam wierzą w wyższą istotę, która napełnia świat sensem i miłością, ale nie myślą o niej na tyle osobowo, żeby się do niej modlić czy wiązać z nią określoną religię.

I dalej:

Kościół nie jest zbiorem indywidualistów, którzy mają większe czy mniejsze natchnienia. Kościół jest wspólnotą pamięci, którą trzeba ożywiać i którą trzeba chronić, a także tłumaczyć.

Dla mnie osobiście jednym z wielu powodów, by trwać w Kościele - i to w sposób czynny, zaangażowany, a nie bierny - jest to, że mogę być jednym z tych, który będzie pokazywał inną twarz katolicyzmu, niż chociażby ten spod znaku ojca Rydzyka i większości jego zwolenników. Bo - jak mówi ks. Prusak - w Kościele wszystkie reformy zostały przeprowadzone przez ludzi, którzy w Kościele zostali. Nie mam wprawdzie żadnych poważnych zapędów reformatorskich, ale przecież mogę być jednym z tych, który pokaże - nawet na tym swoim małym kawałku podłogi - że można być człowiekiem myślącym i jednocześnie wierzącym. Dlatego nigdzie się nie wybieram i nie myślę o żadnych odejściach i apostazjach - bynajmniej nie z braku odwagi.