sobota, 27 czerwca 2009

Przerwa?


Najprawdopodobniej szykuje się przerwa! Jutro wyjeżdżam na 3-tygodniowe praktyki studenckie i nie wiem, czy będę mógł tam korzystać z internetu. A nawet jeśli, to nie wiadomo, czy będę miał choć trochę czasu, by cokolwiek tu napisać. W najbliższym czasie mój bric-à-brac może więc być zamknięty. Przepraszam i pozdrawiam wszystkich, życząc dobrych wakacji!

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Mnich i ryba (8)

.
(kliknij, aby powiększyć)
c. d. n.

środa, 17 czerwca 2009

Kino Latino


Pomimo nawału pracy, wykradłem sobie trochę czasu, by zaglądnąć do kina na Festiwal Filmów Latynoamerykańskich, który krążąc po kraju, zawitał i do Lublina. Jak dobrze, że są u nas takie inicjatywy i tylko ubolewać trzeba nad tym, że w tak niewielu miejscach są one realizowane. Ja mogłem zobaczyć niestety tylko cztery tytuły, wybrałem jednak te najciekawsze - sugerując się opiniami niezawodnego Torne'a. Oto, co widziałem:


Służąca (La Nana),
reż. Sebastián Silva



Obraz śmieszny, smutny i przerażający zarazem - tak, jak i postać tytułowa. Subtelny i wnikliwy portret osoby, która zupełnie pogubiła się w życiu (bardzo dobra rola Cataliny Saavedry). Szkoda tylko, że film momentami traci tempo i odrobinę się dłuży. Na pewno jednak warto zobaczyć - dobre kino.


Pustynia we mnie (Desierto adentro),
reż. Rodrigo Plá



"Pustynia rośnie: biada temu, w kim się kryje" (Nietsche)

Mały pędzelek delikatnie muska powierzchnię drewienka. Obraz, który nam odmaluje jest niezwykle mroczny. Przywodzi na myśl płótna Zurbarana, Caravaggia, Goyi. Równie brutalny, ekstatyczny, niepokojący i... prawdziwy. Dotyka tego, co boli. Boli tym bardziej, że na co dzień jest głęboko ukryte w najmroczniejszych zakamarkach duszy. Pierwsze - wina. Drugie - kara. Trzecie - znak. Ostatnie - przebaczenie... które nie nadchodzi. Wszystko zatopione w lęku. Tak, przerażający i bolesny to obraz. Dlatego może stać się swoistym katharsis.


Machina (A Máquina),
reż. Gustavo Falcão



Na początku było słowo. Gdy Bóg wypowiedział słowa, musiał też wymyślić rzeczy, które by do nich pasowały. Słowo ma moc stwórczą. Czy trzeba mówić, opowiadać? Może jest to potrzebne, aby zabić czas, aby nadać sens wydarzeniom, wyrazić, co się czuje, nadać bieg wypadkom, wreszcie zmienić rzeczywistość wokół siebie...

Niepoprawny marzyciel i szaleńca - trochę inny niż wszyscy - zadziwia świat, aby pozyskać dziewczynę, którą kochał od dzieciństwa. Ile już takich filmów oglądaliśmy? Forrest Gump, Benjamin Button, Slumdog Millionaire... Żaden z tych tytułów nie miał jednak tyle uroku, bezpretensjonalności i szczerości, jak Machina. Żaden nie porywał taką fantazją wyrażoną w prosty, a jakże świeży sposób. Żaden nie dorównuje temu mistrzowskiemu, inteligentnemu i zabawnemu filmowi, jakim jest obraz Falcão. Jak dobrze, że gdzieś na świecie powstają takie filmy. Jaka szkoda, że trzeba mieć tak cholerne szczęście, aby na nie natrafić i je oglądnąć.


Szatan (Satanás),
reż.
Andrés Baiz


ZŁY film. Nie, nie dlatego, że jest nieporadnie nakręcony lub głupi. Wręcz przeciwnie - jest zrealizowany w sposób mistrzowski, a do tego piekielnie inteligentny. Naprawdę jestem pod wrażeniem! Umiejętnie stopniowane napięcie, mistrzowsko zrealizowane sceny, subtelna metaforyka, świetne zdjęcia i muzyka - można by tak jeszcze długo wyliczać. Film ma w sobie jednak zabójczą dawkę pesymizmu - wręcz nihilizmu. A jest to wersja pesymizmu religijno-metafizycznego, a więc jeszcze bardziej przerażającego. W tym sensie jest to film zaiste szatański, właśnie ZŁY. W świecie przedstawionym przez Baiza nie ma nawet najmniejszego okruchu dobra i nadziei. Każda z przedstawionych tu postaci (może poza bibliotekarką) jest mniejszym lub większym ucieleśnieniem Zła. To taka Magnolia à rebours. Mottem filmu mogły by być - zacytowane zresztą w filmie - słowa z Ewangelii, jakie zły duch wypowiada do Jezusa: "Moje imię Legion, bo jest nas wielu".

Odrzucam taką wizję świata, jaka wyłania się z tego obrazu. Nie neguję bynajmniej faktu istnienia zła w świecie. Nie przyjmuję postawy "See no evil, hear no evil". Zła jest wokół nas aż nadto. Czy jednak mówiąc tylko o nim i tylko je pokazując nie przyczyniamy się do pomnażania go? Świat nie jest tylko zły. Tego w tym filmie nie widać.


*

Ogólnie rzecz biorąc, trzeba powiedzieć, że każdy z tych filmów to kawałek naprawdę dobrego kina. Są to obrazy odważne, przemyślane i świetnie zrealizowane. Poruszają tematy najcięższego kalibru, ale potrafią je ubrać w szatę już to dramatu psychologicznego, już to romantycznej farsy, wreszcie thrillera. Co ciekawe - w każdym z nich w mniejszym lub większym stopniu obecny jest pierwiastek religijny. Do tego są to filmy szanujące widza i jego inteligencję, potrafiące zaskakiwać nieposkromioną fantazją i żywiołowością albo subtelną i wyciszoną narracją. Splot tych cech jest tym, co szczególnie cenię sobie w kinie latynoamerykańskim (żeby wymienić tylko takie tytuły, jak Madeinusa, Los Muertos, XXY, Whisky, Dworzec nadziei, Macunaima). Oby jak najwięcej takich filmów gościło na naszych ekranach.

niedziela, 14 czerwca 2009

Mnich i ryba (7)

.
(kliknij, aby powiększyć)
c. d. n.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Sztuka, sztuka! Nowy towar!


Dopiero pierwszy dzień sesji, a ja już czuję się, jakby trwała co najmniej miesiąc. Ostatnio nie mam za bardzo czasu na życie, więc w najbliższym czasie pewnie nie będę tu zbyt często zaglądał. Coś jednak chciałem tu wrzucić i przeglądając mój internetowy składzik zauważyłem że ma on zatrważająco pustą półkę ze sztuką - mimo, że ostatnio żyję nią praktycznie nieustannie. Czas nadrobić te zaległości! Postanowiłem, że raz na jakiś czas wrzucę tu jakiś tekścik o dziełach sztuki - a to opis i prezentację, a to interpretację...

Zanim zaczniemy - jeszcze jeden link do bardzo ciekawych materiałów. ARTykuły - nowy magazyn studentów Historii Sztuki KUL. Pismo zapowiada się nieźle: interesujące teksty, ciekawa szata graficzna. Polecam ściągnąć sobie od razu całość pierwszego numeru (dostępny na samym dole strony, do której odsyła link). Jak Wam się podoba?

A my zaczniemy naprawdę fantastycznie! :)

*

Vlastimil Hofman, Wiosna

Vlastimil Hofman (1881-1970) to malarz ko­lorowy, kroczący blisko natury, w rysunku poprawny i zdecydowany. W jego twórczości najbardziej widoczny jest wpływ malarstwa Jacka Malczew­skiego. Dostrzec to można m. in. w kompozycji obrazów, czy w wykorzystywaniu podob­nych mitologicznych motywów. Nie brak jednak różnic między nimi. „W porównaniu z bujnym sensualizmem autora Melancholii Hofman przypomina ascetę”. Bliższa jest Hofmanowi prymitywna rzeźba ludowa, świątki i kukły jasełkowe, strachy na wróble i odpustowe zabawki, niż antyczna Grecja i renesansowe Włochy. Charakteryzuje go osobliwa naiw­ność i groteskowość, patrzenie na świat przez pryzmat przesądów ludowych. Nie ma u niego tak charakterystycznej dla Malczewskiego pysznej zmysłowości, czy malowniczej surowości. Jest za to poetycka uczuciowość oraz subtelny zmysł humoru.


Vlastimil Hofman, Wiosna, 1918, olej na płótnie, 50 x 60 cm,
Muzeum Narodowe w Krakowie

Widać to także i w tym obrazie – zatytułowanym Wiosna. Tytuł jest zaskakujący, gdyż w przedstawieniu tym próżno szukać wiosennego pejzażu. Widoczne elementy przyrody świadczyłyby o tym, że mamy raczej do czynienia z jesienią: suche gałęzie drzew, przerzedzona i uwiędła trawa (a raczej jej resztki), zeschły liść. Niewykluczone, że na gałązkach dopatrzeć się możemy jakichś zalążków nowych pędów, ale są one tak niewyraźne, że można je interpretować w różnoraki sposób. Także zastosowana gama barwna odbiega od utartych przedstawień wiosny. Zamiast soczystych zieleni, żółci i błękitów, mamy tu brunatne ugry i cynobry oraz chłodną „bezbarwność” nieba. Skąd więc taki tytuł? Okazuje się, że wiosnę Hofman przedstawia nieco innymi środkami, niż te, do których przywykliśmy.

„Wiosna, postrzegana jako integralna część wielkiego misterium przyrody, jako rado­sny moment przebudzenia do życia, od najdawniejszych czasów utożsamiana była ze sferą idei i uczuć takich jak odrodzenie, nadzieja, młodość, radość istnienia”. W sztuce przełomu XIX i XX wieku, motyw wiosny wykorzystywany bywał także do wyrażenia nadziei na odro­dzenie ojczyzny z niewoli.

Obraz Hofmana przedstawia młodziutkiego fauna trzymającego w ręku pisklę. Chłopczyk siedzi ze skrzyżowanymi nogami (a raczej badylami czy racicami), głowę z małymi różkami ma opuszczoną. Bacznie przypatruje się trzymanemu w ręce pisklęciu. Prawą rękę opiera na wiszącej na drzewie budce dla ptaków, w której widoczne jest jeszcze jedno pisklę. Z prawej strony z oddali nadlatuje większy ptak – zapewne rodzic piskląt z kolejną racją pokarmu.

Ta wzruszająca scena urzeka poetyckim i niemal sielskim nastrojem. Odczytać w niej możemy urzeczenie młodością oraz fascynację tajemnicą życia, jego niezmiennym biolo­gicznym rytmem. Zaciekawiony, a może nawet zadziwiony chłopiec roztacza aurę lirycz­nej zadumy nad istotą budzącego się życia.

Nie zapominajmy jednak, że nie jest to jakiś tam zwykły chłopczyk, ale faun, istota fantastyczna. Czyżby autor, sięgając po tę postać, chciał ukazać bogactwo i wybujałą fan­tazję przyrody? A może i płodność budzącej się do życia natury, o której przypomina nam nagość postaci, będącej przecież mitycznym symbolem płodności i chuci, życiowej energii i niepokonanej siły żywotnej? Zresztą samo powiązanie wieku młodzieńczego ze zmysłowym odczuwaniem budzącej się do życia natury jest bardzo wymowne. Wizerunek nagiego chłopca, będącego niejako immanentną częścią przyrody, „zdumiewa biologiczną wręcz witalnością, klimatem dziecięcej jeszcze niewinności, a jednocześnie ukrytego erotyzmu, który pulsuje podskórnie niczym życiodajne soki w rozkwitającej roślinie (…)”.

Mimo tego, że obraz tchnie spokojem i nieco sielską atmosferą, ewokować też może innego rodzaju uczucia. Przecież faun jest w mitologii postacią groźną, gwałtowną, wręcz złowrogą. Słusznie więc możemy obawiać się o życie pisklęcia, które trzyma on w dłoni – i to z dwóch powodów. Nawet ludzkie dziecko, poprzez swoją nieświadomość i brak wyczucia, może stać się zagrożeniem dla delikatnego ciałka małego ptaka, a cóż dopiero ta rogata postać, która wyrosnąć ma na jedno z groźniejszych stworzeń, jakie powołała do istnienia ludzka fantazja. Ten ukazany u progu życia chłopiec stoi jeszcze „między dobrem a złem, nadzieją a rozczarowaniem, między niewinnością dziecięcych pragnień a spełnieniem wieku dojrzałego”. Jeszcze cieszy się spokojną, pełną dziecięcego zadziwienia adoracją cudu budzącej się do życia natury. Nie znaczy to jednak, że dla tej natury nie stanowi żadnego zagrożenia.


Zaplecze:
- W. JUSZCZAK, Malarstwo polskiego modernizmu, Gdańsk 2004
- W. JUSZCZAK, Wojtkiewicz i nowa sztuka, Warszawa 1965, Kraków 2000.
- E. MICKE-BRONIAREK, Wiosna, w: Koniec wieku. Sztuka polskiego modernizmu 1890-1914, red. E. CHARAZIŃSKA, Ł. KOSSOWSKI, Warszawa 1996, s. 93-95.