Ostatnio mam jakiś ciąg na lekturę książek religijnych, co związane jest zapewne z aurą ostatnich dni: Wielkiego Tygodnia i Świąt Wielkanocnych oraz zbliżającej się niedzieli beatyfikacji Jana Pawła II. Po drugiej części papieskiego Jezusa z Nazaretu, o którym niedawno tu pisałem, przyszedł czas na wywiad-rzekę z Benedyktem XVI pt. Światłość świata (a w kolejce już czeka Bóg Hołowni).
Czytałem tę rozmowę mając w pamięci poprzednie rozmowy Petera Seewalda z Josephem Ratzingerem (zwłaszcza znakomitą Bóg i świat) i może dlatego ta publikacja nieco mnie rozczarowała. Choć dziennikarz nie boi się zadawać odważnych pytań, to Benedykt jest w swoich wypowiedziach raczej ostrożny i niejednokrotnie robi różnego rodzaju uniki. Jest to zapewne spowodowane inną wagą odpowiedzialności za słowo, która przychodzi wraz z tym wyjątkowym urzędem, jakim jest papiestwo.
Niemniej jednak w odpowiedziach Benedykta można znaleźć sporo zaskakujących stwierdzeń. Już na samym wstępie papież szczerze wyznaje: "Byłem całkowicie pewny, że ten urząd nie jest moim powołaniem" (s. 15). Chociaż jego diagnoza współczesności jest dosyć pesymistyczna, potrafi jednak powiedzieć np. coś takiego: "Nowoczesność nie jest zbudowana tylko z elementów negatywnych. Gdyby tak było, nie mogłaby dłużej istnieć. Niesie w sobie wielkie moralne wartości, które pochodzą także z chrześcijaństwa i właśnie przez chrześcijaństwo zostały jako wartości wszczepione w świadomość rodzaju ludzkiego" (s. 32). I dalej: "Bycie chrześcijaninem nie może oznaczać przywdziania archaicznego kostiumu, trzymania się go kurczowo i w pewnym stopniu życiak o b o k nowoczesności. Bycie chrześcijaninem jest już samo w sobie czymś żywym, czymś nowoczesnym, co całą nowoczesność formuje i kształtuje - w tym sensie jest ona prawdziwie obejmowana przez chrześcijaństwo" (s. 67).
Ten wytrwały obrońca prawdy (uważany przez wielu za ultrakonserwatywnego) mówi o niej m.in. tak: "Nigdy jej [prawdy] nie mamy, najwyżej ona ma nas. Nikt nie zaprzeczy, że z pretensjami do prawdy należy być ostrożnym i przezornym. (...) Musi [ona] także iść w parze z tolerancją. (...) Prawda panuje nie przez przemoc, ale swoją wewnętrzną mocą: Jezus (...) nie broni prawdy legionami, ale czyni ją widoczną i skuteczną przez własną mękę" (s. 61-62). "Świadomość posiadania prawdy może stać się tak ograniczająca, że staje się nietolerancją..." (s. 112). A "wiara jest czymś, co rozgrywa się w przestrzeni wolności" (s. 181).
Dużym walorem tej książki jest to, że papież może spokojnie wytłumaczyć się z niektórych swoich zachowań i wypowiedzi, które zbyt histeryczne media interpretowały w sposób dziwaczny i zupełnie błędny. Takich sytuacji w obecnym pontyfikacie było trochę: od tak błahych, jak ubranie "archaicznego" papieskiego nakrycia głowy o wdzięcznej nazwie camauro ("Było mi po prostu zimno..."), poprzez decyzję o zakazie udzielania komunii św. na rękę podczas papieskich celebr oraz używanie w przemówieniach formy "my", poprzez wypowiedź nt. tajemnicy fatimskiej, aż po słynny wykład w Ratyzbonie nt. islamu. Szczególnie interesujące są kulisy zdjęcia ekskomuniki z biskupów lefebrystów oraz głośna sprawa jednego z nich, Williamsona, "kłamcy oświęcimskiego". Te wszystkie bardzo cenne wyjaśnienia zamykają usta różnego rodzaju domorosłym interpretatorom, którzy chcą być nieraz bardziej papiescy od papieża (np. o komunii na rękę Ojciec święty mówi wyraźnie: "Nie jestem z zasady przeciwko komunii na rękę, sam tak jej udzielałem i tak ją przyjmowałem", s. 166). Owe wyjaśnienia są też bardzo ludzkim świadectwem zakłopotania papieża z tego, jak bywają przyjmowane i interpretowane jego poczynania ("jestem może zbyt racjonalny" wyznaje z rozbrajającą bezpretensjonalnością przy jednym z takich tłumaczeń).
Sam papież nie boi się też stawiać odważnych pytań, np. "W czym sekularyzacja ma rację?" (s. 68) O dialogu z islamem mówi bardzo istotną rzecz, a mianowicie, że "musi [on] w publicznym dialogu wyjaśnić dwie kwestie (...): sprawę swojego odniesienia do przemocy i do rozumu" (s. 109).
Książka przywołuje też sporo mało znanych lub zapomnianych faktów, jak np. to, że pierwszą oficjalną czynnością Benedykyta XVI było napisanie listu do żydowskiej wspólnoty w Rzymie, a późniejszy Patriarcha Moskwy był pierwszym gościem przyjętym przez Benedykta po wyborze na papieża. Nie wiedziałem też, że Rzym uznał już prawie wszystkich biskupów mianowanych przez władze państwowe w Chinach, nie zwróciłem też uwagi na to, że papież-Niemiec nie odwiedził jeszcze z oficjalną wizytą swojej ojczyzny, choć w ciągu 5 lat pontyfikatu zagranicznych pielgrzymek odbył już prawie 20. Podobnych ciekawostek można w książce znaleźć sporo.
Co mnie uderzyło najbardziej, to wielka troska i dbałość papieża o liturgię, którą - nie po raz pierwszy zresztą - przedstawia jako coś absolutnie istotnego dla wspólnoty wierzących, co jest ważniejsze niż to się wydaje wielu członkom Kościoła (także duchownym).
Summa summarum, choć nie jest to rozmowa tak fascynująca i "sensacyjna", jak głosi napis na okładce polskiego wydania, niemniej jednak jest lekturą cenną dla każdego, kto chciałby poznać bliżej obecnego papieża, także od tej zwykłej, ludzkiej strony.
Czytałem tę rozmowę mając w pamięci poprzednie rozmowy Petera Seewalda z Josephem Ratzingerem (zwłaszcza znakomitą Bóg i świat) i może dlatego ta publikacja nieco mnie rozczarowała. Choć dziennikarz nie boi się zadawać odważnych pytań, to Benedykt jest w swoich wypowiedziach raczej ostrożny i niejednokrotnie robi różnego rodzaju uniki. Jest to zapewne spowodowane inną wagą odpowiedzialności za słowo, która przychodzi wraz z tym wyjątkowym urzędem, jakim jest papiestwo.
Niemniej jednak w odpowiedziach Benedykta można znaleźć sporo zaskakujących stwierdzeń. Już na samym wstępie papież szczerze wyznaje: "Byłem całkowicie pewny, że ten urząd nie jest moim powołaniem" (s. 15). Chociaż jego diagnoza współczesności jest dosyć pesymistyczna, potrafi jednak powiedzieć np. coś takiego: "Nowoczesność nie jest zbudowana tylko z elementów negatywnych. Gdyby tak było, nie mogłaby dłużej istnieć. Niesie w sobie wielkie moralne wartości, które pochodzą także z chrześcijaństwa i właśnie przez chrześcijaństwo zostały jako wartości wszczepione w świadomość rodzaju ludzkiego" (s. 32). I dalej: "Bycie chrześcijaninem nie może oznaczać przywdziania archaicznego kostiumu, trzymania się go kurczowo i w pewnym stopniu życiak o b o k nowoczesności. Bycie chrześcijaninem jest już samo w sobie czymś żywym, czymś nowoczesnym, co całą nowoczesność formuje i kształtuje - w tym sensie jest ona prawdziwie obejmowana przez chrześcijaństwo" (s. 67).
Ten wytrwały obrońca prawdy (uważany przez wielu za ultrakonserwatywnego) mówi o niej m.in. tak: "Nigdy jej [prawdy] nie mamy, najwyżej ona ma nas. Nikt nie zaprzeczy, że z pretensjami do prawdy należy być ostrożnym i przezornym. (...) Musi [ona] także iść w parze z tolerancją. (...) Prawda panuje nie przez przemoc, ale swoją wewnętrzną mocą: Jezus (...) nie broni prawdy legionami, ale czyni ją widoczną i skuteczną przez własną mękę" (s. 61-62). "Świadomość posiadania prawdy może stać się tak ograniczająca, że staje się nietolerancją..." (s. 112). A "wiara jest czymś, co rozgrywa się w przestrzeni wolności" (s. 181).
Dużym walorem tej książki jest to, że papież może spokojnie wytłumaczyć się z niektórych swoich zachowań i wypowiedzi, które zbyt histeryczne media interpretowały w sposób dziwaczny i zupełnie błędny. Takich sytuacji w obecnym pontyfikacie było trochę: od tak błahych, jak ubranie "archaicznego" papieskiego nakrycia głowy o wdzięcznej nazwie camauro ("Było mi po prostu zimno..."), poprzez decyzję o zakazie udzielania komunii św. na rękę podczas papieskich celebr oraz używanie w przemówieniach formy "my", poprzez wypowiedź nt. tajemnicy fatimskiej, aż po słynny wykład w Ratyzbonie nt. islamu. Szczególnie interesujące są kulisy zdjęcia ekskomuniki z biskupów lefebrystów oraz głośna sprawa jednego z nich, Williamsona, "kłamcy oświęcimskiego". Te wszystkie bardzo cenne wyjaśnienia zamykają usta różnego rodzaju domorosłym interpretatorom, którzy chcą być nieraz bardziej papiescy od papieża (np. o komunii na rękę Ojciec święty mówi wyraźnie: "Nie jestem z zasady przeciwko komunii na rękę, sam tak jej udzielałem i tak ją przyjmowałem", s. 166). Owe wyjaśnienia są też bardzo ludzkim świadectwem zakłopotania papieża z tego, jak bywają przyjmowane i interpretowane jego poczynania ("jestem może zbyt racjonalny" wyznaje z rozbrajającą bezpretensjonalnością przy jednym z takich tłumaczeń).
Sam papież nie boi się też stawiać odważnych pytań, np. "W czym sekularyzacja ma rację?" (s. 68) O dialogu z islamem mówi bardzo istotną rzecz, a mianowicie, że "musi [on] w publicznym dialogu wyjaśnić dwie kwestie (...): sprawę swojego odniesienia do przemocy i do rozumu" (s. 109).
Książka przywołuje też sporo mało znanych lub zapomnianych faktów, jak np. to, że pierwszą oficjalną czynnością Benedykyta XVI było napisanie listu do żydowskiej wspólnoty w Rzymie, a późniejszy Patriarcha Moskwy był pierwszym gościem przyjętym przez Benedykta po wyborze na papieża. Nie wiedziałem też, że Rzym uznał już prawie wszystkich biskupów mianowanych przez władze państwowe w Chinach, nie zwróciłem też uwagi na to, że papież-Niemiec nie odwiedził jeszcze z oficjalną wizytą swojej ojczyzny, choć w ciągu 5 lat pontyfikatu zagranicznych pielgrzymek odbył już prawie 20. Podobnych ciekawostek można w książce znaleźć sporo.
Co mnie uderzyło najbardziej, to wielka troska i dbałość papieża o liturgię, którą - nie po raz pierwszy zresztą - przedstawia jako coś absolutnie istotnego dla wspólnoty wierzących, co jest ważniejsze niż to się wydaje wielu członkom Kościoła (także duchownym).
Summa summarum, choć nie jest to rozmowa tak fascynująca i "sensacyjna", jak głosi napis na okładce polskiego wydania, niemniej jednak jest lekturą cenną dla każdego, kto chciałby poznać bliżej obecnego papieża, także od tej zwykłej, ludzkiej strony.
Benedykt XVI w rozmowie z Peterem Seewaldem,
Światłość świata. Papież, Kościół i znaki czasu.
Wydawnictwo Znak,
Kraków 2011,
stron 200,
cena okładkowa:
29,90 (opr. miękka),
34,90 (opr. twarda)
"Świadomość posiadania prawdy może stać się tak ograniczająca, że staje się nietolerancją..." (s. 112)
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Choć w niektórych sytuacjach sformułowałabym tę myśl nieco inaczej: Przeświadczenie o posiadaniu prawdy..."
Chyba bardzo trudno tłumaczy się tego rodzaju książki, na pewno wymaga to od tłumacza ogromnej znajomości rzeczy i wyjątkowej precyzji.
A tak swoją drogą to ciekawy jestem w jakim języku rozmawiał dziennikarz z papieżem. Podejrzewam, że po niemiecku, gdyż obaj są tej narodowości. Nie jestem jednak pewien z jakiego języka była ona tłumaczona na j. polski (czy nie aby z włoskiego?). Obstawiałbym jednak niemiecki, bo tytuł oryginału podany jest w tym właśnie języku.
OdpowiedzUsuń