wtorek, 28 grudnia 2010

Nowe pismo kulturalne


Wszystkim zainteresowanym tematyką kulturalną, historyczną, socjologiczną, politologiczną etc., chciałbym polecić nowe pismo, które już jest dostępne w sprzedaży: HERITO, podtytuł: dziedzictwo, kultura, współczesność. Jest to kwartalnik ukazujący się w wersji dwujęzycznej (polsko-angielskiej), nowa inicjatywa zasłużonego Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie. Jak pisze redakcja:
Mamy nadzieję, że ["Herito"] stanie się jedynym w swoim rodzaju forum dyskusji o dziedzictwie, kulturze, współczesności i przyszłości. To pismo koncentrujące się wokół zagadnień miejsca i związanej z nim refleksji, przestrzeni i jej znaczeń, geografii wyobraźni i pamięci. Pretekstem do rozważań jest Europa Środkowa, której doświadczenie i kulturowe dylematy są tyleż specyficzne, ile trafiające w sedno współczesnej debaty.

W pierwszym numerze, zatytułowanym Symbole i kalki, pragniemy „przewietrzyć” i krytycznie spojrzeć na wyobrażenia związane z ideologiami narodowymi, mity polityczne i ich przydatność, a także ich rozmaite odzwierciedlenia w sztuce, architekturze i krajobrazie. Powstałe w ciągu ostatnich dwóch stuleci niematerialne i materialne dziedzictwo narodowej ideologii do dziś oddziałuje na zbiorową wyobraźnię społeczeństw. Czym jest dzisiaj ta symbolika? Balastem epoki, barwnym produktem turystycznym, wspólnym dziedzictwem? Czy dzisiaj mój bohater musi być równocześnie twoim wrogiem?

Temat numeru nie wyczerpuje bynajmniej jego zawartości. Rozmowa, opinie i refleksje z wystaw i lektur, przykłady udanych przedsięwzięć kulturalnych, nowoczesnych instytucji działających w obszarze szeroko pojętego dziedzictwa składają się, mamy nadzieję, na interesującą panoramę kultury naszej części Europy.
W pierwszym numerze znaleźć można eseje, wywiady, sprawozdania, recenzje wystaw i książek - wszystkie naprawdę ciekawe. Autorzy międzynarodowi, a wśród nich m.in. Anda Rottenberg, Maria Poprzęcka, Ewa Mazierska i Agnieszka Sabor (żeby wymienić tylko bardziej znane polskie nazwiska). Cena może nie najniższa (19 zł), ale też niezbyt wygórowana - zważywszy na to, jak wysoki poziom prezentuje ta publikacja. Całość jest bowiem naprawdę pięknie wydana: elegancka i czytelna oprawa graficzna, duży, acz poręczny format, 170 stron w pełnym kolorze, znakomita jakość papieru i druku. Mam nadzieję, że taki poziom uda się utrzymać w kolejnych numerach. Zachęcam do tego, by odwiedzić stronę internetową pisma (www.herito.pl), gdzie można zajrzeć do środka numeru oraz przeglądnąć spis treści.

Na naszym ubogim jeszcze rynku prasy cieszy każda tego typu inicjatywa - eleganckie pismo kulturalne, nie wyglądające jak samizdat, z autorami na najwyższym poziomie. Mam nadzieję, że będzie się rozwijać prężnie. We mnie już znaleźli stałego czytelnika.

piątek, 24 grudnia 2010

Podarek na Boże Narodzenie


Boże Narodzenie


W tym roku grzmiano w mediach
o niezatracaniu wartości świąt.
Krytykowano pierogi, bombki i prezenty,
bo "o co innego chodzi".

Skrajnie radzono nawet,
żeby w wigilię poprzestać
na słowie i opłatkach,
ewentualnie świecy,
która symbolizuje Bliskość.

Śmiałam się w duchu
lepiąc od rana uszka,
mieszając groch z kapustą
o jedenrazrocznym aromacie.

Wyjęłam z pudełka
nowe słomiane gwiazdki
(kupione wcale nie okazyjnie).

Dałam znak prababci
- przyszła po cichu
razem wieszałyśmy gwiazdki na jedlinie
na palcach sięgając ku najwyższym gałęziom,
jak ku niebiosom.

Babciu, szepnęłam, rozświetlając niebo nad ziemią,
jak tam jest?
- Dobrze, ale czasami tęskno nam za ziemią.
Wy wciąż jesteście tak potrzebni sobie,
my tam - westchnęła - mamy wszystko...

B. N. 2005

Z tomu "Podarki" Aleksandry Dąbrowskiej (Tuchów 2007), którą niniejszym (razem z mężem i córeczką) gorąco pozdrawiam!

wtorek, 21 grudnia 2010

Virginia Woolf, "Noc i dzień"


I oto niemal po 70 latach od śmierci Virginii Woolf mamy wreszcie wszystkie jej powieści przetłumaczone na język polski. (Teraz czekamy na eseje i pełne Dzienniki). Ostatnią przełożoną na nasz język powieścią jest Noc i dzień, drugi tytuł w jej dorobku, z 1919 roku. Opasłymi rozmiarami dorównuje debiutowi (o którym pisałem tutaj), ale moim zdaniem jest niestety książką słabszą. Nie wytrzymuje też porównania z większością późniejszych dokonań autorki.

Nie jest to jednak powieść zła. Jest dosyć zajmująca, choć może nieco zbyt staroświecka. W jednej z recenzji prasowych (bodajże w "Przekroju") padło sformułowanie, że to taka damska "koronkowa robota". Chyba w przypadku tej powieści trzeba by się z tym określeniem zgodzić.

Fabuła opisuje perypetie okołomiłosne kilkorga młodych ludzi i opiera się w zasadzie na rozmowach prowadzonych przez głównych bohaterów w różnych konfiguracjach. Taka konstrukcja przywodzi na myśl sztukę teatralną, a mnie osobiście skojarzyła się z pełnymi miłosnych perypetii sztukami Aleksandra Fredry, gdzie w pewnym momencie nie wiadomo już "kto z kim i dlaczego". Na szczęście to podobieństwo jest tylko częściowe i raczej powierzchowne. Przed popadnięciem w zupełną "teatralność" ratuje tę powieść wgląd w wewnętrzne życie postaci poprzez tak kochane przez Woolf liczne introspekcje. Chyba najmocniejszym punktem tej książki jest pełen wdzięku język. Słowa płyną potoczyście i porywają czytelnika zachwycającym swą elegancją nurtem. Dla mnie była to spora przyjemność.

Virginia Woolf nie byłaby jednak sobą, gdyby miała pisać tylko o perypetiach miłosnych. Są one dla niej pretekstem do opisu skomplikowanych relacji międzyludzkich. Subtelnie, acz wyraźnie stawia też pytania o rolę kobiety w społeczeństwie, jej prawo do szczęścia, samostanowienia i realizacji. Nade wszystko zagłębia się jednak w bogaty świat życia wewnętrznego: uczuć, emocji, motywacji... A także "ów ustawiczny rozdźwięk między myślą a czynem, między życiem w samotności a życiem wśród ludzi, zdumiewającą przepaść, na której jednej krawędzi działa w świetle dnia pełna wigoru dusza, na drugiej zaś panują mrok i melancholia..." (s. 386-387).

Noc i dzień. Czy da się przejść z jednej strony na drugą?

Viginia Woolf, Noc i dzień,
przekład: Anna Kołyszko i Magda Heydel,

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010, stron 592.

środa, 1 grudnia 2010

Gdzie te książki?


Uwaga: będę narzekał! Tym razem na polski rynek książki. Po prostu muszę to z siebie wyrzucić! Ostatnio mam nieodpartą potrzebę nadrobienia zaległości w klasyce - także tej mniej "oczywistej". W pierwszej mierze chcę zabrać się za Samuela Becketta, Konstandinosa Kawafisa, T. S. Eliota, Josifa Brodskiego i Annę Świrszczyńską. Wspomnę przy tym o moim małym "odchyleniu" (by nie użyć bardziej dosadnego słowa), że z bibliotek korzystam jak najmniej, gdyż lubię czytane książki posiadać na własność. Niestety w naszym kraju zakup jakichkolwiek pozycji wymienionych przeze mnie autorów graniczy z cudem. W księgarniach ich nie uświadczysz, a stare, wysłużone wydania krążą po antykwariatach i aukcjach internetowych za niebotyczne wręcz pieniądze (od kilkudziesięciu do kilkuset złotych), a i tak nie są łatwe do zdobycia (na Świrszczyńską poluję już od kilku lat!). Spośród wymienionych przeze mnie nazwisk tylko T. S. Eliot ma się jako tako, dzięki wyborowi poezji wydanemu stosunkowo niedawno przez Świat Książki. Ja uważam tę sytuację za skandaliczną. W każdym cywilizowanym kraju mogę wejść do księgarni i takiego Becketta, Prousta, czy Rilkego zakupić w normalnej cenie detalicznej. U nas muszę wydać fortunę, i to tylko jeśli mam szczęście, że w ogóle uda mi się znaleźć jakąś ofertę sprzedaży. Jeszcze bardziej zatrważające jest to, że sytuacja ta dotyczy także naszych rodzimych klasyków - w tym Noblistów. Spróbujcie w pierwszej lepszej księgarni zakupić np. jakiś zbiór wierszy Miłosza. Życzę powodzenia! Czy to jest normalne? A Wy z zakupem jakich pozycji macie kłopoty?