czwartek, 28 maja 2009

Mnich i ryba (6)

.
(kliknij, aby powiększyć)
c. d. n.

niedziela, 24 maja 2009

Mozaika Virginii


Czytelnik Pokoju Jakuba - zwłaszcza taki, który nie zetknął się jeszcze z prozą Virginii Woolf - może poczuć się nieco zdezorientowany. To powieść bez balastu fabuły, wykonana przez Mistrzynię z pięknej materii poetyckiego języka, w misterne wzory celnych obserwacji, inkrustowane tu i ówdzie małymi klejnotami humoru.

Oto prawdziwa mozaika błahych epizodów, przelotnych chwil, różnorodnych charakterów, przypadkowych postaci, strzępów rozmów, porzuconych przedmiotów, widoków z okna. "(...) - wstrętne ilustracje, obrazki w książce, którą kartkujemy tam i z powrotem, jakbyśmy w końcu mieli w niej znaleźć to, czego szukamy. Każda twarz, każdy sklep, każde okno sypialni, pub i ciemny plac to strona przewracana gorączkowo - w poszukiwaniu czego? Tak samo jest z książkami. Czego szukamy na milionach stron? Wciąż z nadzieją przewracamy kartki... - o, jest pokój Jakuba."

Pokój pogrążony w mroku. Mgliste światło oświetla list odłożony pomiędzy puszkę na herbatniki a pudełko z tytoniem. Widzimy fragment stołu, a na nim papier, pióro i stosik książek. Z tyłu zamknięte drzwi sypialni.

Raz po raz z mgły, z tłumu postaci, zza rogu ulicy, wyłania się niewyraźna sylwetka młodzieńca o imieniu Jakub. Mężczyzna zapewne inteligentny, może nieco dziwny, ale na pewno dystyngowany. Szkoda, że tak mało o nim wiemy. Ale przecież "nikt nie postrzega ludzi takimi, jakimi są (...). Widzi się tylko całość, widzi się całą masę dziwnych rzeczy, widzi się siebie...".

Chyba jednak szkoda, że Jakub pozostanie dla nas tak blady, niewyraźny, tajemniczy... Jeden mały kamyczek w cudnej mozaice Virginii. Kamyczek jakich wiele, a jednak istotny i niepowtarzalny w swojej odrębności. Gdy go zabraknie, pozostaje na zawsze boleśnie puste miejsce. Rozrzucone listy, stare buty, pusty pokój...


Boris Anrep, Virginia Woolf jako Klio -
- fragment mozaiki na posadzce przy głównym wejściu
do National Gallery of Art w Londynie (1933 r.)

Cytaty z książki w tłumaczeniu Magdy Heydel

środa, 20 maja 2009

Mnich i ryba (5)


(kliknij, aby powiększyć)
c. d. n.

niedziela, 17 maja 2009

Z dzisiejszej Ewangelii


Już nie nazywam was sługami, ale przyjaciółmi...
mówi Jezus (por. J 15, 15).

Relacja sługa - pan chyba od zawsze była wzorem i normą dla relacji człowiek - Bóg. Tak było w judaizmie, czy w islamie i tak - niestety - często jeszcze przedstawia się to w chrześcijaństwie. Tymczasem ta relacja nie jest chrześcijańska, ale pogańska. Relacja między Jezusem a jego uczniem ma inny charakter. Jest to bliska, intymna więź, oparta na miłości i zaufaniu. Jezus mówi, że nie jest naszym Panem i Bogiem, ale przyjacielem! To prawda, wierzymy, że Chrystus jest Bogiem i człowiekiem. W praktyce jednak przyzwyczajeni jesteśmy do przeakcentowania Jego bóstwa na niekorzyść człowieczeństwa. Trafne wnioski z tego wyciąga Tadeusz Bartoś w ostatnim numerze Znaku:

[Postać Jezusa] wyniesiona zbyt wysoko traci ludzkie kontury, staje się Bogiem na miarę ludzkich wyobrażeń o Bogu, które - z konieczności skrzywione - dodatkowo jeszcze przesłaniają Jego człowieczeństwo. Człowiek o nadludzkiej mocy, superman, wielki mag, najwyższy Pan kosmiczny - (...) obraz na ludzką miarę skleconej boskości, przypisany człowiekowi, sprawia, że gubimy trop, zamazany zostaje wszelki ślad. Ani Bóg, ani człowiek nie jest już widoczny.

Jezus staje się kimś obcym, dalekim, nieosiągalnym, a Jego życie nieprzystawalne do naszego osobistego doświadczenia. Dlaczego tak trudno nam zobaczyć w Jezusie człowieka, kogoś naprawdę bliskiego, takiego jak ja i ty, przyjaciela, brata?

Opowiadał mi kiedyś znajomy ksiądz jak to na jedną z katechez dzieci przygotowujących się do pierwszej komunii świętej przyszedł z wizytacją sam Biskup Pomocniczy. Zaczął pytać katechizmu, oczekując wykutych na pamięć regułek. Jakże wielkie było jego zaskoczenie, gdy na pytanie "Kim jest Jezus Chrystus?" jedno z dzieci zamiast wyrecytować: "Jezus Chrystus jest Synem Bożym, drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej... itd." odpowiedziało: "Jezus jest moim przyjacielem". Katecheta dostał potem od hierarchy po głowie, że uczniowie drugiej klasy nic nie umieją!

A Jezus sam mówi do nas: Jestem Waszym przyjacielem. Wy jesteście moimi przyjaciółmi. Jesteście nimi, jeśli zachowujecie moje przykazania. A moim przykazaniem jest, abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was umiłowałem. Tyle. Jedno przykazanie: miłość wzajemna.

Jak bardzo cieszą mnie te słowa Jezusa! Naprawdę dają mi wiele radości, nadziei, siły i odwagi. Po to przecież Chrystus je do nas skierował: Powiedziałem wam to, aby wypełniała was moja radość i aby ta radość była doskonała. Co za radość! Jezus - mój przyjaciel.





Stworzenie Adama
,
z cyklu
Stworzenie świata
w archiwolcie środkowego tympanonu
portyku północnego katedry w Chartres,
Francja,
ok. 1220-30 r.

Muminki


Kocham Muminki od lat. Te niewielkie książeczki z prostymi, acz kapitalnymi ilustracjami (a także od niedawna u nas znane autorskie komiksy Tove Jansson), są zupełnie niepowtarzalne i po prostu magiczne.


Dolina Muminków, pomimo całej swej fantastyczności, jest światem prawdziwym. I chyba w tym tkwi jego siła. To prawda, jest to świat pełen ciepła, optymizmu, tolerancji i wzajemnego zrozumienia, ale jest w nim i miejsce na chłód, grozę, niebezpieczeństwo i całkiem poważne kłopoty. Tove zdaje się dobrze znać dzieci. Wie, że nie są im obce sprawy trudne i przykre, takie jak np. strach, niepokój, złośliwość... Dolina Muminków to świat, w którym jest miejsce także na takie złowrogie i tragiczne postaci jak Buka, albo na sytuacje, w których ojciec odchodzi bez słowa od matki i swojego dziecka... Tove nie słodzi i nie upiększa, a jednak jej opowieści o Muminkach tchną optymizmem, dodają otuchy i nadziei, a nawet odwagi. Jak to trafnie ujęła kiedyś Joanna Olech (prawdziwy ekspert w dziedzinie literatury dla dzieci):

Przesłanie książek o Muminkach czytam następująco: "Świat jest dziwny i niebezpieczny, ale my sobie zawsze poradzimy".



W swoich historyjkach autorce udało się uniknąć natrętnego moralizatorstwa, czy nudnego Edukowania, jakie znamy ze zbyt wielu książek dla dzieci. Język powieści o Muminkach jest żywy, bezpośredni i pełen humoru, a przy tym potrafi być poetycki i po prostu piękny.


Wielką siłą opowieści z Doliny Muminków są ich bohaterowie. Postaci nie są płaskie, bzdurne i banalne, ale pełnowymiarowe, mające zalety, wady, a niejednokrotnie i tajemnice. Cóż za plejada typów ludzkich: zatroskany i trochę nierozgarnięty Muminek, złośliwa i wścibska Mała Mi, oderwany od życia pasjonat Paszczak, niefrasobliwa i próżna Panna Migotka, niezależny i wolny Włóczykij, egocentryczny i asekurancki Ryjek, tajemnicza i niejednoznaczna Too-Tiki, nieco maniakalny Migotek, histeryczna pesymistka Filifionka, nadwrażliwy i lękliwy Homek, filisterska Gapsa, Bufka - użalająca się nad sobą mizantropka... Wiem, że brzmi to strasznie, ale okazuje się, że te postaci są po prostu rozbrajające i nie da się ich nie kochać. Oto kunszt autorki!


Nie wspomniałem jeszcze o rodzicach. Na ich przykładzie można dobrze zanalizować jak wielowymiarowe są stworzenia z Doliny Muminków. Pozwólcie jednak, że oddam głos mądrzejszym od siebie.

Kinga Dunin: Mama Muminka jest kwintesencją naszych marzeń o poczuciu egzystencjalnego bezpieczeństwa. Jest zawsze na miejscu, otuli, przytuli, zrozumie i da cukierek. Po to jednak, żeby być zdolną do zaoferowania tych darów, musi sama być silna, nie bać się, akceptować siebie i wszystkich swoich podopiecznych. Wszystko to, co daje, jest dzięki temu idealnie dostosowane do potrzeb obdarowywanych. I do pełnego bezpieczeństwa dodaje drugą pożądaną wartość, jaką jest wolność. Mama Muminka nie stawia żądań ani barier, pozwalając każdemu na samorealizację. Zarządza w swoim świecie emocjami. Rozumie uczucia innych i nie powstrzymuje nikogo przed ich okazywaniem. Co ważne, zezwala też na złość i agresję. Pozwala każdemu w każdej chwili odejść i być wolnym, nie martwiąc się o niego, a więc nie wywołując poczucia winy. W harmonijny sposób zaspokaja potrzeby, które w realnym świecie często pozostają ze sobą w konflikcie. Wszystkie opowieści o Muminkach podporządkowane są swoistej dialektyce wolności i bezpieczeństwa. Po to, żeby smakować wolność, trzeba czuć się bezpiecznym, a żeby nie udławić się bezpieczeństwem, trzeba czuć się wolnym.

Joanna Olech: Tatuś Muminka jest niepraktycznym marzycielem, niespełnionym artystą, który ciągle odpiera pokusę ucieczki w nieznane z domowej, naleśnikowo-konfiturowej pułapki.

(...) Siłą opowieści Tove są kapitalnie scharakteryzowane postacie - każda z nich ma swoją odrębną osobowość, zarazem jednak ma cechy archetypiczne; jest znakiem, symbolem pewnej ludzkiej kasty.


Nic dziwnego, że wielu spośród wielbicieli Muminków ma tendencje do obsadzania w rolach napisanych przez Tove swoich krewnych i znajomych. Przyznam się bez bicia, że i ja czasem tak robię... :-)

*

Niepowtarzalny czar Muminków i ich przyjaciół sprawia, że raz po raz podejmowane są próby adaptacji scenicznych lub filmowych.

Najbardziej popularna jest animowana wersja japońska z lat 1990-92. Pomimo lekkiego upiększenia tego świata, uważam, że jest ona bardzo udana.



Osobiście bardzo lubię też serię polską z lat 1979-82 w reżyserii Lucjana Dembińskiego:



Ale są też inne ekranizacje. Aż dwie wcześniejsze wersje japońskie (1965-69 i 1972) - obie bardzo do siebie podobne:





Jeszcze lalkowa wersja z Augsburga.

I wreszcie dwa warianty rosyjskie (sic!). Ten drugi naprawdę hard-corowy! :-) Trzeba dużo dobrej woli, by dopatrzeć się w nim oryginału.





Była też pełnometrażowa Kometa nad Doliną Muminków z 1992 r. - taka, jak i serial japoński z tego czasu. Wreszcie teraz w naszych kinach możemy oglądać Lato Muminków.


Wybrałem się na ten film mimo, że nie miałem akurat pod ręką żadnego dziecka, które mogłoby stanowić dla mnie usprawiedliwienie. Nic więc dziwnego, że mamy z małymi dziećmi patrzyły trochę z niedowierzaniem na wielkiego samotnego faceta, który przyszedł na dobranockę do kina. (A swoją drogą to zastanawiające, że na sali nie było żadnego tatusia. Czyżby wszyscy pisali w domu pamiętniki?)

Nie widziałem Muminków na dużym ekranie od czasu niedzielnych kinowych poranków dla dzieci za czasów PRL-u. Z wielką radością więc przyjąłem wiadomość o tym filmie, który na dodatek został sklecony z cudownych Opowiadań Muminków Lucjana Dembińskiego. Ta wersja wyjątkowo trafnie oddaje ducha książek Tove Jansson.

Cudownie było zobaczyć film animowany nakręcony w tradycyjny, spokojny sposób, z bardzo subtelnym humorem i niepowtarzalnym urokiem. Jakże inny to świat od tych koszmarnych filmideł w 3-D, których zwiastuny poprzedzały seans. Na ich tle Lato Muminków to prawdziwa perełka. Animacja jest po prostu niesamowita i jedyna w swoim rodzaju. Taka "chropowata" ręczna robota, a nie wymuskana, cyfrowa i sztuczna. Widzimy teksturę tkanin i użytych materiałów, przy zachowaniu niesamowitej głębi, na co pozwala technika lalki płaskiej. Po prostu mistrzostwo. Bardzo cieszy też to, że zachowano rewelacyjną oryginalną muzykę Andrzeja Rokickiego.



Jedynym - jak dla mnie - mankamentem był polski dubbing. O ile Krzysztof Kowalewski jako narrator jest godnym następcą Stanisława Kwaśniaka, to już pozostała część obsady wypadła blado i bezbarwnie. Bardzo żałuję, że nie zaangażowano tych samych aktorów, co w polskim dubbingu wersji japońskiej. Tamte głosy były dobrane i wyreżyserowane genialnie. Tutaj natomiast, za sprawą głosów, Mała Mi nie jest już tak złośliwa, a Mama Muminka tak ciepła. Natomiast Tatuś Muminka tylko jakoś tak dziwnie charczy. To największa rysa na tym klejnocie, który jednak przez to nie traci swego blasku.

*

Oj, o Muminkach mógłbym pisać jeszcze wiele. Kto by to jednak wytrzymał? Jeśli ktokolwiek dotarł aż dotąd, należy mu się nagroda. :-) Niech będzie nią ten oto filmik pokazujący migawki z "Doliny Muminków" w bibliotece w Tampere w Finalndii. Tak się składa, że miałem to szczęście być tam trzykrotnie. Jest to pewnego rodzaju muzeum, w którym zebrane zostały oryginalne rysunki Tove Jansson oraz makiety scen z książeczek wykonane własnoręcznie przez autorkę i jej przyjaciół. To są prawdziwe skarby, urokiem nieustępujące rysunkom i samym historyjkom (a tak a propos nasza polska wersja filmowa ma wiele wspólnego z laleczkami wykonanymi przez samą Tove). To miejsce jest prawdziwym rajem dla miłośników Muminków. I jeszcze ten sklepik! ;-)




sobota, 16 maja 2009

Mnich i ryba (4)



(kliknij, aby powiększyć)
c. d. n

środa, 13 maja 2009

Podarek na 30-te urodziny


Stało się. Właśnie stuknęła mi "trzydziestka". Z tej okazji postanowiłem zrobić sobie prezent. Wiersz mojej przyjaciółki (z tomu "Podarki"):

Biały wiersz
Aleksandra Dąbrowska (po mężu Friedl)

dni podchodzą
do mojego łóżka
stoją wyblakłe
skupione

trzymają naręcza kwitnącej jabłoni
kiwają głowami
przychodzą tak cicho
i jeszcze ciszej odchodzą
(może to mgła wytłumia ich kroki?)

przedzierzgają się w krótkie noce

idą idą tłumnie
po dwa
po trzy
czwórkami
wiją się białą wstęgą

koniuszek
który trzymam w ręce
to jakieś pięć sześć dni
do tygodnia
- nie więcej


poniedziałek, 11 maja 2009

Mnich i ryba (3)



(kliknij, aby powiększyć)
c. d. n

sobota, 2 maja 2009

Na 3 maja


Czystego chrześcijaństwa nie da się pogodzić z czystym patriotyzmem
– te słowa angielskiego poety Wilfreda Owena cytuje Virginia Woolf w swoim antywojennym manifeście Trzy gwinee z 1938 roku. Są to słowa człowieka, który wie co to jest bestialstwo, męka i nieludzka dzikość wojny. Sam poległ na polu walki w pierwszej wojnie światowej.

Myślę, że dla wielu Polaków-katolików i dla wielu hierarchów Kościoła w Polsce te słowa brzmią niemal jak bluźnierstwo. Podobnie musiało być i wtedy, gdy zostały wypowiedziane, czyli niecałe sto lat temu. Zresztą sam ich autor zdawał sobie z tego sprawę: pisze, że ta odkryta przez niego prawda nie wejdzie nigdy do kanonów wiary żadnego narodowego kościoła. I jakby na potwierdzenie jego słów Virginia Woolf cytuje słowa jednego z biskupów anglikańskich, biskupa samego Londynu: prawdziwym zagrożeniem dla pokoju w świecie są dziś pacyfiści. Wojna jest złem, lecz hańba byłaby złem stokroć większym.


Wydawać by się mogło, że te słowa powinny brzmieć dziś śmiesznie, absurdalnie wręcz. Po dwóch wojnach światowych, wojnach na Bałkanach, na Bliskim Wschodzie, chyba nikt nie powinien mieć już wątpliwości co do pacyfizmu – zwłaszcza wśród chrześcijan, zwłaszcza w Kościele. Czyżby? O, naiwności! Świat nienawidzi ludzi wprowadzających pokój. Czy to nie znamienne, że wielkie postaci działające na tym polu w ostatnim stuleciu były ofiarami zamachów – żeby wymienić tylko Gandhiego, Martina Luthera Kinga, Brata Rogera z Taizè, czy wreszcie Jana Pawła II? O ile jednak ta nienawiść świata nie jest w gruncie rzeczy jakimś wielkim zaskoczeniem, to już fakt, że podobne rzeczy dzieją się w Kościele, we wspólnocie Tego, który powiedział błogosławieni pokój czyniący, musi zaskakiwać. Wystarczy tylko wspomnieć represje, jakie spotkały Thomasa Mertona ze strony przełożonych po jego pacyfistycznych tekstach, a nawet sprzeciw, czy swoista ekwilibrystyka interpretacyjna po jednoznacznych słowach i gestach „naszego umiłowanego Ojca Świętego, papieża-Polaka” Jana Pawła II.

Co na to wszystko Chrystus? Ten, który swoim życiem i śmiercią zdawał się głosić: Znoś poniżenia i upokorzenia, ale nigdy nie chwytaj za broń! Wydaj się raczej na pośmiewisko i zniewagi, pozwól się zabić, ale nie zabijaj… (to znów Wilfred Owen).

Ale to tylko jeden aspekt „miłości Ojczyzny” (nakazującej przecież walczyć i bić się w imieniu swojego kraju), który stwarza – delikatnie mówiąc – napięcie między patriotyzmem a chrześcijaństwem. Drugi wypływa z powszechności przesłania Chrystusa, które nakazuje burzyć rozdzielające nas mury i granice, nie uważać się za lepszego od kogokolwiek, miłować każdego – także obcego i wroga, wreszcie przyjąć do świadomości, że nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety… (Ga 3, 28). Chciałoby się dodać: nie ma już Polaka, ani Żyda, nie ma Niemca, ani Rumuna… Bo wszyscy jesteście jednością w Chrystusie Jezusie. Idealizm? Naiwność? Pomyłka?

Patrząc tylko na tę jedną sprawę, coraz lepiej rozumiem co miał na myśli ojciec Aleksander Mień (nota bene też brutalnie zamordowany), a za nim chociażby ks. Tischner, czy ks. Hryniewicz, piszący o tym, że tak naprawdę jesteśmy dopiero na początku drogi. Że chrześcijaństwo jest dopiero przed nami.


Wszystkie cytaty z Trzech Gwinei Virginii Woolf w tłumaczeniu Ewy Krasińskiej.