Obecny rok obfituje w nowe, znakomite dokonania moich ulubionych artystek muzycznych. Oto małe zestawienie wydanych ostatnich miesiącach płyt - można je uznać za przedwczesne podsumowanie roku.
PJ Harvey - Let England Shake
Ta płyta ukazała się już chwilę temu, bo w połowie lutego bieżącego roku - nic jednak o niej jeszcze nie pisałem. Nie, nie jest to najlepsza płyta w dorobku PJ, jak głosili to wszem i wobec krytycy brytyjscy, niemniej jednak jest to płyta znakomita - jak na artystkę tej klasy przystało. PJ Harvey stawia sobie chyba za punkt honoru, by każdy kolejny album różnił się od poprzednich. I chociaż wciąż jest to stara, dobra Polly (choć chyba nieco mniej "rockowa", a bardziej folkowa), to tym razem w tekstach bardziej zaangażowana politycznie i społecznie. Nowym instrumentem, który artystka opanowała na tę płytę to... cytra. Wyjątkowo silna jest też obecność instrumentów dętych. Piosenki są bardzo melodyjne, niemal przebojowe. Moi faworyci to The Last Living Rose, On Battleship Hill oraz In the Dark Places.
Patti Smith - Outside Society
Najnowszy album legendy rocka to tylko składanka największych przebojów, ale całość jest zaskakująco spójna. To sama Patti wybrała te 18 utworów ze wszystkich swoich studyjnych albumów - od
Glorii z 1975 r. (którą debiutowała na scenie, jak to opisuje w
książce Just Kids) po przepiękną balladę
Trampin' z 2004 roku. Oba te utwory są zresztą coverami i takich kongenialnych przeróbek utwórów innych artystów jest tutaj więcej (m.in.
So You Want To Be A Rock N Roll Star grupy Byrds oraz
Smells Like Teen Spirit Nirvany). Patti Smith ma to do siebie, że do każdego coveru podchodzi bardzo twórczo, co wiąże się m.in. z dokładaniem nowych tekstów i zwrotek - nieraz improwizowanych. Słynie ona ze spontanicznych słowotoków, bez których nie może obejść się żaden występ na żywo. Dobrze więc, że na tej kompilacji znalazło się także miejsce dla nagranego na żywo, elektryzującego
Rock N Roll Nigger.
Płyta jest gratką szczególnie dla tych, którzy chcieliby dopiero zapoznać się z twórczością artystki. Prezentuje ona przekrój przez całą jej karierę, a wybrane piosenki są naprawdę przepiękne: Pissing In A River, Dancing Barefoot, Summer Cannibals, Glitter In Their Eyes, Lo and Beholden to tylko niektóre z tego szeregu niezapomnianych, pełnych pasji i emocji, szczerych do bólu utworów. Gratką dla fanów jest natomiast książeczka dołączona do albumu, w której znajdują się krótkie komentarze piosenkarki do każdej piosenki, napisane specjalnie na tę okazję.
I chociaż to "tylko" składanka, Outside Society to jedna z najlepszych płyt roku. Obowiązkowo!
Tori Amos - Night of Hunters
Najlepszy album Tori od czasu
Scarlet's Walk (2002)! Album zupełnie wyjątkowy, tak jak i jego historia (artystka opowiada ją na filmie DVD dołączonym do limitowanego wydania płyty oraz w licznych wywiadach, np. na YouTube). Otóż pewnego razu z artystką skontaktował się dr Alexander Buhr, muzykolog z prestiżowej wytwórni
Deutsche Grammophon, wydającej muzykę klasyczną. Zaproponował on Tori, aby skomponowała cykl piosenek będących swoistymi wariacjami utworów muzyki klasycznej. Nie bez obaw artystka w końcu zgodziła się, prosząc muzykologa o pomoc w wyselekcjonowaniu odpowiednich utworów. W końcu powstał wybór 14 nowych kompozycji zainspirowanych utworami kompozytorów tak znanych, jak Bach, Chopin, Debussy, Satie, Schubert, Mendelssohn, Schumann oraz mniej popularnych (Alkan, Granados, Mussorgsky, Scarlatti). Tak swoją drogą warto zadać sobie trud, by porównać oryginalne kompozycje z utworami Tori.
Zgodnie ze swoim zwyczajem artystka ułożyła piosenki w opowieść - tym razem jest to dziejąca się w przeciągu jednej nocy historia miłosna z wątkami i postaciami zaczerpniętymi z mitologii celtyckiej. Słucha się tego niemal jak jakiegoś musicalu, co spotęgowane jest tym, że niektóre piosenki mają charakter dialogiczny - są to bowiem duety śpiewane z dziesięcioletnią córką Natashyą oraz osiemnastoletnią siostrzenicą Kelsey. Zadziwia zwłaszcza ta pierwsza, która śpiewa nadzwyczaj dojrzale, jak na swój wiek, a głos ma zupełnie odmienny od matki - coś pomiędzy Kate Nash a Emilianą Torrini. Co ciekawe jedna z najbardziej wpadających w ucho piosenek (
Job's Coffin) wykonywana jest niemal w całości przez młodziutką Tash.
Płyta zachwyca przede wszystkim bogatą i wyrafinowaną jak na album popowy warstwą muzyczną. Króluje na szczęście Bösendorfer, ale pojawiają się też takie instrumenty, jak flet, obój, klarnet, czy fagot. I oczywiście sekcja smyczkowa polskiego kwartetu Apollon Musagete, o którym wspominałem już w
jednym z poprzednich postów.
Piosenki, choć na pierwszy rzut oka mogą sprawiać wrażenie podobnych do siebie, są naprawdę bardzo melodyjne i różnorodne. Moim ulubionym jest dynamicznie się rozwijający
Star Whisperer z cudowną instrumentalną wstawką, w której muzycy pokazują na co ich stać. Lubię też singlową balladkę
Carry, ale tak naprawdę każdy utwór dostarcza nowych wzruszeń. Przepiękna płyta, którą warto posłuchać na słuchawkach, aby w pełni docenić jej kunszt.
Nosowska - 8
Najnowszy solowy projekt Kasi, choć nie odbiega tak bardzo od poprzednich jej dokonań, to jest jednak wyraźnie inny - zwłaszcza w warstwie tekstowej. Teksty są bardzo krótkie, często "impresjonistyczne", takie obrazki, które autorka stawia nam przed oczy. Czasem to po prostu niebanalne zbitki wyrazów, które niekoniecznie muszą coś konkretnego przekazywać. W warstwie muzycznej widać wyraźne wpływy formy procesualnej, maniery repetytywistycznej oraz „rytmicznych trików” rodem z muzyki minimalistów (Glassa, Reicha et co.), które były już z powodzeniem stosowane w alternatywnej muzyce popularnej, np. na solowych płytach Beth Gibbons z Portishead i Thoma Yorka z Radiohead (Ósemka zawdzięcza wiele zwłaszcza płycie The Eraser tego drugiego). Na szczęście Nosowska i jej współpracownicy nie są li tylko epigonami tamtych dokonań, a na polskiej scenie muzycznej wydają się niemal nowatorami. Kilka piosenek przywodzi też na myśl poprzednie dokonania Kaśki - zwłaszcza z UniSexBlues, ale i np. z Osieckiej (Czas). Moje ulubione utwory z tej płyty to Nomada, Ulala, Daj spać! oraz Ziarno, w którym Nosowska trochę eksperymentuje z wokalem.
Björk - Biophilia
Album eksperymentalny, trudny, zaskakujący... Ale przecież za to kochamy Björk i tego właśnie od niej oczekujemy. Artystka mówi, że jest to swoista kontynuacja Volty z 2007 roku, która jednak miała charakter antropologiczny, natomiast Biophilia - kosmologiczny. Rzeczywiście, Björk zaprasza nas do świata dźwięków "bez ludzi", ewokujących rzeczczywistość kosmosu z jego płonącymi ciałami astralnymi i zimnymi meteorami, z planetami, pierwiastkami, kryształami...
Niesamowity głos Björk, jej dziwne instrumentarium oraz kobiecy chór w tle stwarzają nowe światy i nowe kosmosy, jak w rewelacyjnym Cosmogony, pełnym pasji Thunderbolt, czy melodyjnym Crystalline. Wszystko podgrzewa niuansami, zgodnie ze słowami, jakie padają w Mutual Core. I choć odbywa się to kosztem melodii i przebojowości, to warto wejść w ten świat, choć jest on tylko dla odważnych.
P.S. Ponoć album docenia się w pełni dopiero na iPhonie i iPadzie, gdyż w gruncie rzeczy jest on całym projektem multimedialnym, z licznymi filmikami, grami i aplikacjami - niestety tylko na produktach Apple'a.
***
Tyle Panie. Jeśli chodzi o śpiewających i grających Panów, swoje płyty wydali w tym roku m.in. Radiohead, Coldplay, Red Hot Chilli Peppers, ale przyznam się, że po żadną z nich jeszcze nie sięgnąłem. Zachwyciłem się natomiast najnowszym wydawnictwem Toma Waitsa Bad As Me. Płyta fenomenalna, zawierająca wszystko to, co w amerykańskiej muzyce najlepsze. Bardzo różnorodna, pełna pasji i porywająca.
Rok 2011 zapisze się w historii muzyki popularnej jako ten, w którym zakończył działalność jeden z najlepszych zespołów rockowych przełomu tysiącleci - R.E.M. Ostatnia płyta Collapse Into Now jest najlepsza od lat, tym większym zaskoczeniem była więc ich decyzja o rozejściu się. Jeszcze w tym roku ukazać ma się ich pożegnalna składanka, podsumowująca karierę: Part Lies, Part Heart, Part Truth, Part Garbage: 1982 - 2011. Niestety na tym dwupłytowym albumie zabraknie wielu moich ulubionych utworów, np. E-Bow The Letter, Drive, Bang and Blame, Daysleeper, Strange Currencies, Bittersweet Me, za to będzie sporo takich, które bym sobie z powodzeniem darował. Za to na osłodę trzy ostatnie, jeszcze niepublikowane kompozycje.
Miłego słuchania! A Wam jakie płyty ostatnio wpadły w ucho? Które z powyższych znacie? Co o nich myślicie? Chętnie poznam Wasze zdanie.