W obrazie
Chrystus i dzieci, który jest ostatnim dziełem cyklu i jednym z ostatnich dzieł artysty w ogóle, właściwości te zdają się osiągać swoistą kulminację. W stosunku do innych obrazów cyklu, ten
„wyróżnia się też gęstszą atmosferą i cięższą materią malarską, co wynika w znacznej mierze z techniki – jest to obraz olejny, podczas gdy pozostałe malowane są przeważnie temperą”.
Ukazana scena, chociaż nawiązująca do jednego z wydarzeń ewangelicznych i Chrystusowego wezwania
„Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie” (Mk 10, 14), zgodnie z tendencją obecną w malarstwie modernistycznym, przedstawiana jest w specyficzny i tajemniczy sposób. Jest to interpretacja mało ortodoksyjna, niewiele mająca wspólnego z klasyczną pobożną ikonografią. Nie można zapomnieć, że cykl
Ceremonie, do którego należy to przedstawienie, jest cyklem baśniowym, fantastycznym, trudno więc uznać go za dzieło jednoznacznie religijne. Wręcz przeciwnie – odmienna interpretacja zdaje się właściwsza.
Scena przedstawia Jezusa siedzącego w ogrodzie wśród dzieci. Już samo ukazanie postaci Chrystusa jest nietypowe. Widzimy smutną, melancholijną postać o rudych włosach i ciemnej szacie. Ciemniejsza i stłumiona tonacja barwna, w jakiej jest On przedstawiony, odróżnia go spośród gromady barwnych postaci dziecięcych. Smutna twarz Jezusa ginie wśród przepychu barw i zmysłowości form.
Postać Zbawiciela otacza barwna gromada dzieci. Trójka z nich garnie się do Niego, siedząc Mu na kolanach. Pozostałe siedzą dookoła: na ziemi, na kamiennej ławie, na ogrodowym murze, nawet na drzewie.
„Zebrane w ogrodzie dzieci prezentują różne kolory i rasy, rozmaite kostiumy i przebrania. Jest bosa pastuszka w zgrzebnej koszulinie – obok hiszpańskiej infantki; mała Cyganka we wzorzystej spódnicy – obok miejskiej panny w czarnej sukni. U stóp Jezusa klęczy Japonka w barwnym kimonie, pod murem siedzi półnagi chłopczyk w papierowej, trójkątnej czapce, dziewczynka w sukni z koronkową kryzą wdrapała się jak biblijny Zacheusz na drzewo”.Istotny jest ambiwalentny i zaskakujący sposób ukazania tych dzieci: są to małe pierroty, księżniczki i odaliski, pastuszki i sierotki, jedna z nich upozowana na podobieństwo sfinksa. Nie brakuje sensualnej nagości, zmysłowych póz, zamyślonych i rozmarzonych twarzy, wieloznacznych rekwizytów (np. owoce, kwiaty). Jak ujął to Franciszek Siedlecki w tekście z 1911 roku:
„Oto Chrystus w otoczeniu tworów dziwnych, przemęczonych pragnieniem uciech nigdy niezaspokojonych (…)”. Rzeczywiście, nieświadome niczego dzieci, spragnione ciepła i miłości,
„zdają się kusić Chrystusa dojrzałym owocem i uwodzić swym pozornie niewinnym wdziękiem”. Ten zawikłany splot odniesień i aluzji służy charakterystycznej dla Wojtkiewicza cesze utożsamiania tego, co dziecięce z dorosłością (a nawet starością), zacieranie granic między dzieckiem, lalką, a dojrzałą kobietą. Rozpowszechniona od czasów romantyzmu teoria przedstawiała dzieci jako istoty czyste i niewinne, pozostające bliżej natury niż dorośli. Jako wolne od konwenansu, odznaczają się większą spontanicznością uczuć i przeżyć. Takie są też u Wojtkiewicza, ale
„objawia się w nich zarazem jakiś nieuchwytny rys smutku, przerafinowania, zmęczenia życiem”.
Ambiwalencja znaczeń podkreślona zostaje przez aspekt formalny dzieła. Scena malowana jest płasko, w jednym planie, bez większej troski o przestrzenność i głębię (wpływ sztuki japońskiej?). Sprawia wrażenie misternie tkanego, orientalnego gobelinu. Największą rolę odgrywa tu barwa: jarzące się wewnętrznym światłem oranże i intensywne błękity wykwintnych strojów; subtelne róże na wpół obnażonych ciał kontrastujące ze zszarzałą sylwetką Chrystusa,
„czerwień owoców i kwiatów świecących w zieleni drzew jak bajeczne lampiony”. Kontrastowe zestawienie plam barwnych podkreślone zostaje dodatkowo przez brak wyraźnych konturów. Taka jasna, żywa i zróżnicowana gama barwna jest dosyć nietypowa dla Wojtkiewicza i zastosowana została zasadniczo tylko w cyklu
Ceremonii. Znakomita większość dzieł tego artysty „
opiera się na matowych szarzyznach (…), nie znosi przejaskrawień, lubuje się w przytłumionej grze walorów”.
Leniwa atmosfera sceny i pewna jej „nierzeczywistość” sprawia, iż odnosimy wrażenie
„jakby melancholijny, modernistyczny Chrystus zawędrował nagle w zaczarowany świat baśni”.
„Przygarniając do siebie dwoje zalęknionych dzieci, Chrystus zdaje się ignorować zło, pychę i rozwiązłość doczesnego świata, grzesznej naturze człowieka gotów jest okazać swe miłosierdzie”.
Zaplecze:
- Ceremonie: Witold Wojtkiewicz (1879-1909). Katalog wystawy, red. nauk. E. CHARAZIŃSKA, Warszawa 2004.
- K. CZERNI, Witold Wojtkiewicz, „Wielcy Malarze” nr 163.
- W. JUSZCZAK, Wojtkiewicz i nowa sztuka, Warszawa 1965, Kraków 2000.
- Koniec wieku. Sztuka polskiego modernizmu 1890-1914, red. E. CHARAZIŃSKA, Ł. KOSSOWSKI, Warszawa 1996.
- I. KOSSOWSKA, Witold Wojtkiewicz (1879-1909), „Kolekcja Ludzie-Czasy-Dzieła”, Warszawa 2006.
- A. MORAWIŃSKA, Witold Wojtkiewicz, Chrystus i dzieci (z cyklu Ceremonie), w: Symbolizm w malarstwie polskim 1890-1914, red. A. MORAWIŃSKA, Warszawa 1998, s. 182.