W ostatnim czasie miałem problemy z połączeniem internetowym, a ponadto wypadł mi niespodziewany tygodniowy wyjazd do Paryża (może wkrótce napiszę parę słów na ten temat). Póki co przedstawiam wreszcie zaległy post o koncercie Katarzyny Nosowskiej, który napisałem na gorąco, tuż po jego zakończeniu. Oto on:
19 października Katarzyna Nosowska koncertem w Lublinie rozpoczęła trasę promującą jej najnowszy projekt solowy pt. 8. Występ, tak jak i poprzedni w tym mieście, odbył się w dużej sali z siedzeniami, co zdecydowanie utrudniało wszelkie podrygiwanie i gibanie się - z którego to powodu Kaśka wyraziła swoje współczucie. Mnie jednak niespecjalnie to przeszkadzało - większość utworów z ostatniej płyty nadaje się bardziej do słuchania na siedząco, niż do podskakiwania na parkiecie.
Zanim jednak Nosowska z fantastycznym zespołem dotarli do najnowszego repertuaru, dali nam mały przekrój przez poprzednie solowe płyty wokalistki Heya. Zaczęło się od fajnie zaaranżowanego Jeśli wiesz co chcę powiedzieć z albumu puk, puk. Potem były jeszcze utwory z Sushi, UniSexBlues, Osieckiej, a nawet z Mileny. Potem chyba cała Ósemka i jeszcze trzy powroty w przeszłość na bis. Choć koncert trwał ponad półtorej godziny, zleciało jak z bicza trzasnął.
Rewelacyjnie spisał się zespół, choć czasami grali trochę zbyt głośno i zagłuszali Kasię. Ona chyba też miała jakieś problemy z odsłuchem, bo biedna co chwila musiała sobie dociskać słuchawkę w uchu, a raz, czy dwa zaśpiewało jej się nie do końca czysto (zwłaszcza w piosence Kto tam u ciebie jest z Osieckiej). Moim zdaniem najlepiej wykonanymi na żywo utworami były Daj spać!, Nomada i Ziarno.
Kaśka była nadzwyczaj pobudzona: sporo gadała (co mnie zawsze bardzo cieszy, choć nie zdarza się tak często), a nawet trochę się ruszała (jakieś gwałtowniejsze ruchy rękami, a nawet całym ciałem). Jeśli to kogoś interesuje: włosy rude, falujące, rozpuszczone do ramion; odziana w "klasyczną" czarną sukienkę-plandekę, takiegoż koloru rajstopy i wysokie szpilki (sic!). Zresztą co nieco widać na załączonych obrazkach. :)
Scenografię tworzyły jakieś przezroczyste płachty, i mnóstwo świateł oraz świetlne wizualizacje - głównie biomorficzne i jakieś takie "kosmiczne". Nawet przyzwoicie to wyszło, choć czasem sprawiało wrażenie przypadkowości.
Bardzo lubię słuchać i oglądać Kaśkę na żywo i po raz kolejny wyszedłem z sali "dopieszczony". Naprawdę bardzo sympatyczny występ.
A na koniec jeszcze niesamowity teledysk do utworu Nomada:
Wszystkie zdjęcia pochodzą z tej strony.
o, teledysku nie widziałam! Artystyczna wizja:)
OdpowiedzUsuńuwielbiam Kasię, gra we Wrocławiu 5.11 i się zastanawiam,czy się nie wybiorę, choć wolę ją z Heyem niż solo
OdpowiedzUsuńNowa płyta jest świetna, mam już bilety na 10.10 w Stodole. Dzięki za sprawozdanie - cieszą zwłaszcza te starsze kawałki (jeśli wiesz co chcę powiedzieć).
OdpowiedzUsuńPosłuchałam jej na żywo w tym roku w Warszawie i byłam pod dużym wrażeniem, magnetyczna postać. Zastanawia mnie, czy jest w głębi tak smutna jak jej piosenki. A może stoicki spokój to najlepsze wyjście, kiedy posiada się dużą samoświadomość i dużo się widzi. Teledysk ciekawy.
OdpowiedzUsuń@montgomerry: Dawałem kiedyś odnośnik na twitterze, ale co blog, to blog. Klip zaskakująco dobry.
OdpowiedzUsuń@Mag: Ja oczywiście polecam. Kaśkę lubię w każdym wydaniu (najmniej w wersji z Mileny i z Sushi). Jeśli chodzi o Heya, to wolę gdy gra coś bardziej rockowego - nie tak, jak na MURP, które brzmi jak solowa Nosowska.
@readeatslip: Starsze kawałki kapitalne - w nowych aranżacjach i w świetnym wykonaniu.
@Olka: Kaśka wciąż powtarza w wywiadach, że jest bardzo szczęśliwa, tylko pisać i śpiewać o tym nie potrafi - stąd te smutne klimaty. Inna sprawa, że jej teksty wcale nie są tak dołujące, jak głosi powszechna opinia. Nieraz są pełne humoru.
A ja krótko powiem - niesamowicie zazdraszczam obecności na takim koncercie. :-)
OdpowiedzUsuńja też lubię starego Heya, tego bardziej rockowego :)
OdpowiedzUsuń