niedziela, 26 czerwca 2011

Sztuka w mieście


Pozostajemy w klimatach lubelskich. Chciałbym przedstawić Wam dzisiaj jedno z sympatyczniejszych miejsc w mieście. Zapraszam na spacer po Podwórku sztuki.

Piotr Wysocki, Podwórko sztuki, neon

Od maja do listopada 2010 r. artyści zrealizowali tu różnorodne projekty, które miały być "próbą przeobrażenia zaniedbanego miejsca w centrum miasta poprzez interwencje artystyczne".

"Wszystkie drogi prowadzą do sztuki"
Rafał Czępiński, Drogowskaz, obiekt

Po lewej: Grupa Twożywo, Barbarzyństwo życia/cywilizacja śmierci, mural
Po prawej: Jan Gryka i Piotr Wysocki, Podwórko sztuki, wydruk wielkoformatowy
Po prawej, poniżej: Tomasz Bielak, Nie wierzę tabletkom, komunikaty graficzne

Powstały murale, instalacje, banery, graffiti, neony i inne obiekty, które tworzą zakątek o wyjątkowej atmosferze. 

 U góry: Jadwiga Sawicka, Zapomnij (fragment), realizacja na balkonach

Michał Stachyra, Przeskakujący, mural

Jan Gryka, China plastic is fantastic, instalacja

Większość obiektów rzuca się w oczy od razu (zwłaszcza graffiti i murale), ale niektórych trzeba wypatrywać - to nawet niezła frajda wyszukiwać kolejne interwencje artystów w tkankę zwykłego, nieco obskurnego podwórka. Podczas pierwszej wizyty raz po raz wołaliśmy ze znajomymi: "Czy ta karuzela też?", "Popatrzcie, tu jeszcze coś wisi!", "A to widzieliście?".

 Jarosław Koziara, Karuzela, obiekt

 
Krzysztof Bryła, Obrazy, obiekty

Magdalena Franczak, z cyklu Ślady


Podwórko znajduje się przy ul. Narutowicza 32, obok Galerii Białej (do której też warto zaglądać). Obecnie jest to też tymczasowa siedziba miejskiego Centrum Kultury - do dotychczasowych budynków poklasztornych przy ul. Peowiaków powróci po gruntownym remoncie (planowane zakończenie prac przesunięto na koniec 2011 r., ale podejrzewam, że opóźnienie będzie większe).



Lubię, gdy sztuka wkracza w przestrzeń miejską - czy będą to billboardy miejskie, czy sztuczna palma na rondzie, czy nietuzinkowe graffiti w najmniej spodziewanym miejscu, przekształcony pomnik, na który wreszcie zwracamy uwagę lub taka enklawa sztuki, jak lubelskie podwórko. A Wy co o tym sądzicie? Nie przeszkadza Wam sztuka w mieście?

Kamil Stańczak, Betony, obiekty

 Magdalena Franczak, z cyklu Ślady

P.S. Wszystkie zdjęcia mojego autorstwa (to z drogowskazem z pomocą Oli). Przypominam, że można je powiększyć klikając na nie.

wtorek, 21 czerwca 2011

Poezja w mieście


A jednak Wrocław! Konferencję prasową, podczas której ogłoszono zwycięzcę rywalizacji o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 oglądałem na Starym Mieście w Lublinie, w tłumie osób, które chyba do końca miały nadzieję, że Lublin okaże się czarnym koniem tych zawodów. Niestety nie udało się. Nie pomogło to, że co roku w Lublinie odbywa się ok. 50 cyklicznych wydarzeń kulturalnych (w tym ponad 30 festiwali), nie pomogło otwarcie na Wschód, niezwykła dbałość o dokumentację historii miasta, ze szczególnym uwzględnieniem historii lubelskich Żydów, nie pomogły nadzwyczaj liczne oddolne inicjatywy ludzi z pasją. Pocieszeniem jest to, że minister obiecał dofinansowanie projektów, które z tej okazji zostały zainicjowane. Miejmy nadzieję, że przynajmniej część z nich uda się zrealizować. Miasto zyskało jednak chociażby to, że wśród mieszkańców oraz władz nie ma już lęku przed kulturą - także tą wysoką. Została ona dostrzeżona i dosłownie wyszła na ulice. Okazało się przy tym, że nie jest taka straszna. My wszyscy mogliśmy się przekonać jak wiele jest dziedzin we współczesnej sztuce i kulturze, które - choć niszowe - są źródłem inspiracji i energii: teatr tańca, poezja, sztuki wizualne, a nawet cyrk. Dziś, w ramach "nadrabiania zaległości" w opisywaniu ciekawych wydarzeń, w jakich brałem udział ostatnimi czasy, chciałbym napisać o jednym z licznych lubelskich festiwali. Zatem do dzieła. 


Nie od dziś wiemy, że „niektórzy lubią poezję”, jak pisała nasza Noblistka i „Pierwsza Ambasadorka Polskiej Poezji”. Mogliśmy się o tym naocznie przekonać między 23 a 29 maja, kiedy to Lublin zamienił się w Miasto Poezji, za sprawą festiwalu literackiego o tej nazwie. Czwarta już edycja tego wydarzenia przyciągnęła takich poetów, jak Bohdan Zadura, Andrzej Sosnowski, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Marcin Sendecki, Dariusz Sośnicki, Wojciech Wencel, Piotr Matywiecki, Michał Zabłocki, Dariusz Suska i wielu innych.

Program festiwalu był bardzo różnorodny i niezwykle bogaty: od spotkań autorskich z poetami, poprzez wielorakie warsztaty przeznaczone dla różnych grup wiekowych, po seanse filmowe, odczyty, konferencje, debaty oraz inicjatywy poetyckie w przestrzeni miejskiej (np. „Szafa Poezji”). Wiele punktów programu odbywało się równocześnie w różnych miejscach i widz musiał wybierać w tej bogatej ofercie, co nie zawsze było łatwe. Ja postawiłem głównie na spotkania z pisarzami.

 Bohdan Zadura

Już w pierwszym dniu festiwalu miało miejsce jedno z najciekawszych wydarzeń: odczyt Bohdana Zadury pod tytułem „Kłopoty z ulubionym poetą”. Organizatorzy mają nadzieję, że spotkanie to będzie początkiem całego cyklu, w którym najwięksi polscy poeci opowiadać będę o swoich własnych fascynacjach i inspiracjach poetyckich. Spotkanie to było o tyle oryginalne, że miało charakter odczytu właśnie. Poeta zaprezentował przygotowany wcześniej tekst, w którym przedstawił trzech spośród dużego grona najważniejszych dla siebie poetów. Wybrał osobowości bardzo ciekawe i – co ważne – nie zawsze dobrze znane młodym wielbicielom poezji: Konstantinosa Kawafisa, Johna Ashbery’ego i Jarosława Marka Rymkiewicza. Wystąpienie Zadury było długie (ok. dwóch godzin), ale niezwykle interesujące i mistrzowsko zaprezentowane. Miało charakter osobisty, ale było też rzetelną introdukcją w dorobek tych trzech pisarzy. Było to naprawdę mocne rozpoczęcie festiwalu – miejmy nadzieję, że doczeka się kontynuacji.



Jednym z bardziej udanych spotkań był także wieczór z Piotrem Macierzyńskim, który odbył się w czwarty dzień festiwalu w jednym z lubelskich pubów. W kameralnej atmosferze poeta przeczytał kilka swoich wierszy i opowiedział mnóstwo ciekawych i nieraz wesołych anegdotek. W bardziej poważnym tonie próbował też scharakteryzować obecny rynek wydawniczy w Polsce oraz specyfikę publikowania wierszy w Internecie. Poruszył też takie kwestie, jak odpowiedzialność za słowo. Spotkanie było świetnie przygotowane i prowadzone przez jednego z organizatorów festiwalu. (Jeśli ktoś ma ochotę zobaczyć jak wygląda spotkanie z tym autorem odsyłam na tę stronę).

Piotr Macierzyński

Niestety nie można tego powiedzieć o wszystkich spotkaniach, które odbyły się w ramach projektu „Mieszkanie Poezji”. Idea jest oryginalna, ale też nieco kontrowersyjna. Chodzi o to, że ochotnicy zapraszają do swojego prywatnego mieszkania poetę oraz wszystkich chętnych do spotkania z nim. Jest to okazja do bardziej prywatnego i mniej zobowiązującego zapoznania się z poetą, w kameralnym gronie. W praktyce wiąże się to jednak z różnymi niedogodnościami. Nie zawsze łatwo jest trafić na miejsce spotkania, poza tym mała przestrzeń sprawia, że niejednokrotnie ludzie siedzą stłoczeni na ziemi w niewygodnych pozach. Jednakże chyba najsłabszym elementem tych spotkań jest to, że zwykle nie mają one prowadzącego. Inicjatywa zależy w zasadzie od samego autora. Czasami sam postanawia on porozmawiać z publicznością, opowiedzieć jakąś ciekawą historię lub zastanowić się głośno nad różnego rodzaju ważkimi kwestiami (jak chociażby Andrzej Sosnowski). Innym razem kończy się tylko na czytaniu wierszy, bez choćby słowa jakiegokolwiek komentarza lub w ogóle zauważenia publiczności. Tak wyglądało spotkanie z Eugeniuszem Tkaczyszynem-Dyckim, który czytał swoje wiersze przez ok. godzinę (fakt, że w bardzo charakterystyczny sposób – sylabizując niemal szeptem, pochylony w pół i kiwający się w przód i w tył). Na odczytaniu wierszy skończyło się w zasadzie także spotkanie z Marcinem Sendeckim – z tym, że jemu zajęło to zaledwie kilkanaście minut (jego spóźnienie było dłuższe). Może wielu miłośnikom poezji to wystarczy, ja – jako ten „mityczny zwykły czytelnik”, o którym wspominał Andrzej Sosnowski – oczekiwałbym jednak od spotkania z poetą czegoś więcej. Szkoda, że organizatorzy festiwalu o to nie zadbali.

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki

A jeśli już jesteśmy przy wytykaniu potknięć, warto byłoby zadbać o lepszą komunikację w czasie festiwalu. Wiadomo, że w tak bogatym programie czasami zdarzają się jakieś zmiany i przesunięcia: a to zmienia się dzień spotkania (Marcin Sendecki), a to miejsce (Wojciech Wencel), a może dojść i do odwołania niektórych punktów programu. Myślę, że informacje o tym powinny pojawiać się na stronie internetowej festiwalu, a w miarę możliwości winny być też ogłaszane w czasie innych wydarzeń. Bez tego widzowie są zdezorientowani, rozczarowani i tracą niepotrzebnie czas, który mogliby wykorzystać udając się na inny punkt programu odbywający się w tym samym czasie.

 Andrzej Sosnowski

Pomimo tych drobnych potknięć, trzeba powiedzieć, że Miasto Poezji jest bardzo cenną inicjatywą, zorganizowaną z pewnym rozmachem, a jednocześnie bez sztuczności i nadęcia. Może ona zadowolić nie tylko wielbicieli tego gatunku literackiego, ale i zainteresować tych, którzy na co dzień z poezją nie mają wiele do czynienia. Bardzo cenne są zwłaszcza inicjatywy edukacyjne organizowane w szkołach. Bo chociaż w szkołach „się musi” – jak pisała Szymborska w przywołanym na początku wierszu – to jednak dla większości czytelników to właśnie jest pierwsze miejsce, w którym spotykają się z wierszem. Festiwal pokazuje, że to spotkanie nie musi być niezrozumiałym nudziarstwem, ale fascynującą przygodą, zmieniającą życie. Może dzięki niemu osób będących „zwykłymi czytelnikami poezji” – „nie licząc (…) samych poetów” będzie trochę więcej niż „dwie na tysiąc”.

P.S. Na oficjalnym kanale YouTube można obejrzeć fragmenty różnych wydarzeń z festiwalu.

wtorek, 14 czerwca 2011

Magazyn do czytania


Zapowiadałem wczoraj na Twitterze, ale dziś muszę dać upust mojej radości. Oto zdarzył się cud. Pomimo tego, że czytelnictwo w Polsce kuleje (za nami w Europie jest tylko Albania), a i prasie papierowej wróży się jak najgorzej, oto dziś historyczny moment - ukazał się pierwszy numer nowego pisma "Książki. Magazyn do czytania". Tak! O książkach! Na papierze!

Pierwszy numer nowego tytułu po prostu mnie zachwycił. Podoba się już "od pierwszego wejrzenia". Elegancka okładka, ciekawy format, nowoczesny layout, znakomici autorzy, różnorodność materiałów. Naprawdę jest o czym poczytać: znakomity wywiad z Zadie Smith, śmieszno-straszny pamflet Janusza Rudnickiego na temat kanonu lektur szkolnych, Irena Grudzińska-Gross o polskich biografiach, Wojciech Orliński brawurowo o McLuhanie, moja ulubiona historyczka sztuki Maria Poprzęcka na temat albumów o sztuce, Maria Janion o książkach, które zmieniły jej życie, bardzo interesujący materiał o tym co czyta świat, a na deser chyba pierwszy, jaki czytałem niepochlebny artykuł o Mad Men, jednym z moich ulubionych seriali (przedruk z "The New York Review of Book"). To wszystko i o wiele więcej na 76 dużych stronach.

Ten magazyn to spełnienie moich marzeń. Mankamenty? Przede wszystkim częstotliwość ukazywania się: jak podaje blog współredaktorów tego pisma - zaledwie raz na kwartał (choć okładka sugerowałaby, że to miesięcznik). Poza tym jakość druku pozostawia trochę do życzenia, ale to drobiazg. Moją małą obawą jest to, że pismo jest satelitą "Gazety Wyborczej" - nie, żebym miał coś przeciwko niej, ale to środowisko i tak dominuje już w dyskursie kulturalno-literackim w naszym kraju - i nie chodzi mi tu tylko o nagrodę Nike, ale o to, że ci sami autorzy piszą m.in. w "Tygodniku Powszechnym", "Dwutygodniku", "Herito" i wielu innych pismach (które zresztą namiętnie czytuję). Nie ma co jednak wybrzydzać. Dziś prawdziwe święto dla rynku prasy i książki oraz miłośników literatury w kraju nad Wisłą. 

Jakby tego było mało, na dodatek "Gazeta Wyborcza" zainicjowała nowy cykl "Czytamy w Polsce", w którym pisarze i ludzie kultury mówią o czytaniu oraz o najważniejszych dla nich książkach. Teksty te już zaczęły pojawiać się w internecie (szczególnie polecam interesujący wywiad z Andrzejem Stasiukiem). Dzięki tej inicjatywie przez najbliższe dni stanę się wiernym czytelnikiem GW. Skrupulatnie odnotowuję sobie tytuły, które wymieniają rozmówcy - kto wie, może kiedyś coś się z tego wykluje. ;-)